Wzrost cen materiałów budowalnych wyhamował, ale na głębszą obniżkę cen nie pozwalają rekordowe koszty energii, które będą miały negatywny wpływ na rentowność producentów materiałów po 2022 r. - ocenił w komentarzu dla PAP Biznes Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Jego zdaniem, większym wyzwaniem dla przedsiębiorstw budowlanych są obecnie rosnące koszty pracy niż niedobór wykwalifikowanej kadry.


"Chociaż większość materiałów pozostaje horrendalnie droga, to w ostatnich tygodniach materiały przestały drożeć w takim tempie jak między drugą połową 2021 r. a pierwszą połową 2022 r. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, z obawy przed globalną recesją na rynkach światowych tanieją surowce wykorzystywane do produkcji materiałów budowlanych, czyli m.in. miedź, aluminium, ruda żelaza, złom, węgiel koksowy, cynk i ropa naftowa. Po drugie, na rynku budowlanym zakończył się okres paniki i spekulacji, który był widoczny zwłaszcza w początkowej fazie wojny w Ukrainie, czyli marcu-kwietniu br. Po trzecie, polskie budownictwo zaczyna hamować, więc spada popyt na materiały" - uważa główny ekonomista PZPB.
"Na głębszą obniżkę cen nie pozwalają na razie rekordowe koszty energii, które będą miały negatywny wpływ na rentowność producentów materiałów po 2022 r. Jest to tym bardziej groźne, że wysokie koszty produkcji prawdopodobnie zbiegną się ze spadkiem przychodów w następstwie pogorszenia koniunktury inwestycyjnej w polskiej gospodarce" - dodał Kaźmierczak.
Jak wyjaśnił, rekordowe ceny materiałów, paliw i energii oraz wysokie koszty pracy znajdują odzwierciedlenie w najwyższym poziomie wskaźnika cen produkcji budowlano-montażowej w historii, który w czerwcu br. wyniósł +13,2 proc. rdr, a w maju-lipcu br. ponad 75 proc. firm budowlanych ankietowanych przez GUS uznawało koszty materiałów jako barierę działalności.
Kaźmierczak ocenił, że na przełomie drugiego i trzeciego kwartału 2022 r. polskie budownictwo zaczęło stopniowo wyhamowywać, a z powodu rekordowej inflacji, rosnących stóp procentowych i ogólnej niepewności co do rozwoju sytuacji gospodarczej i politycznej na świecie, wielu inwestorów wstrzymuje się z uruchamianiem nowych inwestycji w segmencie prywatnym.
"Po epidemii COVID-19 popyt na nowe powierzchnie biurowe nadal pozostaje relatywnie niski. Do umiarkowanego spowolnienia inwestycyjnego doszło nawet w segmencie magazynowym, w tym zwłaszcza w obszarze inwestycji o charakterze spekulacyjnym, czyli niezabezpieczonych umowami najmu, których w ostatnich latach nie brakowało" - dodał.
Ekspert zauważył, że spadek liczby nowych projektów inwestycyjnych jest najbardziej widoczny na rynku mieszkaniowym. W jego ocenie, wzrost cen wynajmu i ceny nowych mieszkań mogą wspierać rozwój segmentu najmu instytucjonalnego.
"W pierwszej połowie 2022 r. rozpoczęto budowę o prawie 20 proc. mniej mieszkań niż w analogicznym okresie ub. roku. Wzrost cen wynajmu i wysokie ceny kupna nowych mieszkań powinny w naturalny sposób wspierać rozwój segmentu najmu instytucjonalnego, czyli PRS, który dziś także mierzy się z problemem rekordowych kosztów wykonawstwa" - poinformował Kaźmierczak.
Dodał, że należy jednak przypuszczać, że z uwagi na długoterminowy horyzont inwestycyjny i bardzo dobre perspektywy rozwoju sektora PRS w Polsce wiele zagranicznych i krajowych podmiotów wykorzysta okres pogorszenia koniunktury inwestycyjnej do zwiększenia swojego udziału w polskim rynku mieszkaniowym.
W segmencie publicznym - jak wskazał główny ekonomista PZPB - trwa okres oczekiwania na środki z budżetu UE na lata 2021-2027, które na większą skalę napłyną do Polski dopiero w okolicach 2024 r. Zaznaczył, że istnieje jednocześnie poważne ryzyko, że z powodu politycznego sporu na linii Warszawa-Bruksela w najbliższym czasie Polska nie otrzyma funduszy w ramach KPO.
"Byłaby to bardzo zła informacja dla inwestycji w segmencie kolejowym, energetycznym i samorządowym, które są mocno uzależnione od finansowania unijnego. Duże inwestycje drogowe są finansowane głównie z budżetu państwa, dlatego w kolejnych latach powinny one być kontynuowane bez przeszkód" - zauważył.
Kaźmierczak ocenił, że z uwagi na specyfikę sektora budownictwa aktualna kondycja ekonomiczno-finansowa poszczególnych firm budowlanych jest mocno zróżnicowana i zależy m.in. od wielkości spółki, segmentu działalności, stopnia dywersyfikacji portfela zleceń, momentu pozyskania kontraktów w latach 2021-2022 i stanu realizacji kontraktów podpisanych przed 2021 r.
"Po pierwsze, małe firmy podwykonawcze są bardziej wrażliwe na wzrost kosztów, spadek przychodów i odpływ pracowników z Ukrainy, a w relacjach z partnerami biznesowymi często znajdują się na podporządkowanej pozycji. Po drugie, w długoterminowych kontraktach w segmencie publicznym wynagrodzenie wykonawców ma charakter ryczałtowy lub quasi-ryczałtowy i obowiązują w nim niedoskonałe mechanizmy waloryzacji. W kontraktach krótkoterminowych, których nie brakuje np. w samorządach, klauzule waloryzacyjne często w ogóle nie występują. Waloryzacja nie jest powszechnym rozwiązaniem także w segmencie prywatnym, ale kontrakty są tam krótsze, łatwiej nimi zarządzać, a wielu inwestorów jest bardziej otwarta na rozmowy z wykonawcami na temat ewentualnego zwiększenia wynagrodzenia niż publiczni zamawiający" - ocenił.
Po trzecie - jak zauważył ekspert - wydaje się, że obecnie w najgorszej sytuacji znajdują się firmy, które pozyskały nowe kontrakty tuż przed rozpoczęciem fali wzrostów cen na rynku budowlanym w drugiej połowie 2021 r. oraz w styczniu-lutym 2022 r., czyli bezpośrednio przed wybuchem wojny w Ukrainie.
"Po czwarte, do tego wszystkiego dochodzi kwestia nasilającej się konkurencji wśród wykonawców o pozyskanie nowych zleceń w warunkach spowolnienia inwestycyjnego. Firmy budowlane muszą pozyskiwać nowe kontrakty, aby zapewnić sobie odpowiedni poziom przychodów na pokrycie wysokich kosztów stałych. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ w segmencie publicznym i prywatnym dominuje kryterium najniższej ceny. Dobitnie pokazuje to, jak ogromnym wyzwaniem dla firm jest umiejętna kalkulacja ofert w obliczu skrajnej niepewności i silnej rywalizacji na polskim rynku budowlanym" - dodał.
Główny ekonomista PZPB poinformował, że wiele mniejszych firm budowlanych świadczących usługi podwykonawcze dotyka bezpośrednio odpływ pracowników z Ukrainy, co pośrednio przekłada się na spowolnienie tempa prac budowlanych prowadzonych przez generalnych wykonawców, którzy współpracują przy realizacji każdego projektu inwestycyjnego z dziesiątkami podwykonawców.
"Sytuację kadrową na polskich budowach od kilku lat ratuje ok. 400-500 tys. pracowników z zagranicy, z których ok. 80-85 proc. stanowią Ukraińcy. Szacuje się, że po inwazji Rosji na Ukrainę ok. 20-30 proc. z nich mogło powrócić do swojej ojczyzny" - ocenił.
Dodał, że w okresie spowolnienia gospodarczego zapotrzebowanie na pracowników w polskim sektorze budownictwa utrzymuje się obecnie na niższym poziomie niż w czasie kumulacji robót budowlanych, jak np. w latach 2018-2019, więc prawdopodobnie z tego powodu większym wyzwaniem dla przedsiębiorstw budowlanych są dzisiaj rosnące koszty pracy niż niedobór wykwalifikowanej kadry.
"Rosnąca od 2021 r. inflacja przyczynia się do rekordowej dynamiki wynagrodzeń w sektorze budownictwa, które w pierwszej połowie 2022 r. rosły w tempie ok. 12-16 proc. rdr. W 2023 r. firmy szykują się na skokową podwyżkę płacy minimalnej, która może być czynnikiem wzmagającym presję płacową w budownictwie w kolejnych kwartałach" - uważa Kaźmierczak.
Polski Związek Pracodawców Budownictwa to ogólnopolska organizacja zrzeszająca firmy z branży infrastruktury i budownictwa, które wspólnie reprezentują ponad 70 proc. potencjału rynku generalnego wykonawstwa inwestycji w Polsce.
Dominika Antoniak (PAP Biznes)
doa/ osz/