W środę Sejm dał spółkom energetycznym wyraźny sygnał: "Niech moc będzie z wami". I owa moc ujawniła się podczas czwartkowych notowań.


Akcje spółek energetycznych są pozytywnymi bohaterami dzisiejszej sesji na warszawskiej giełdzie. Chwilę po godzinie 12 akcje Enei szły w górę o 7 proc., Energi o 5,5 proc., PGE o 5,6 proc., ZE PAK-u o 3,8 proc., a Tauronu o 4,5 proc. Sektorowy indeks WIG-Energia umacniał się aż o 5,3 proc. i pod względem stopy zwrotu nie ma dziś na GPW konkurencji.
Ożywienie na spółkach energetycznych - przez ostatnie miesiące ich akcje znajdowały się w odwrocie - to najprawdopodobniej pokłosie wczorajszych wydarzeń w Sejmie. Niższa izba polskiego Parlamentu przyjęła w środę ustawę o rynku mocy. Zawarte w niej regulacje mają zagwarantować dostępność odpowiednich do potrzeb zasobów mocy w źródłach, wytwarzających energię elektryczną. Od 2021 r. konsumenci w rachunkach będą płacić specjalną opłatę mocową.
Dla spółek energetycznych to jednak manna z nieba. Koncepcja rynku mocy polega na tym, że konwencjonalne elektrownie, czyli np. węglowe, otrzymywałyby pieniądze nie tylko za wyprodukowaną energię elektryczną, ale także i za gotowość do jej produkcji. Skąd taki pomysł? OZE bowiem bywają "kapryśne". Gdy jest słonecznie, wieje wiatr, pracują dobrze, następnego dnia pogoda dla energetyki odnawialnej może być jednak gorsza, a lukę w produkcji trzeba pokryć. Za taką gotowość spółki energetyczne otrzymają pieniądze.
"Rynek mocy to konieczność"
Rynek mocy to część szerszego planu Ministerstwa Energii na polską energetykę. - Uznaliśmy w ministerstwie, że jeżeli nie zabezpieczymy rynku mocy i będzie się dalej wszystko działo tak chaotycznie, jak się dzieje z odnawialnymi źródłami energii, to prędzej czy później energetyka i gospodarka polska tego ciężaru nie wytrzyma - tłumaczył w październiku na Dolnośląskim Kongresie Energetycznym minister Tchórzewski.
- Elektrownie konwencjonalne muszą być cały czas w gotowości. Elektrownie takie muszą się budować, by uzupełniać energetykę odnawialną. Jeżeli w UE mamy średni cel 27 proc. w 2030 roku z OZE, to w ten sposób zbliżamy się w kierunku 1/3. To jest, przy obecnym braku magazynowania energii, niemożliwe, aby w takim systemie energetyka mogła funkcjonować bez rynku mocy. Bez energetyki zapasowej, która będzie w razie potrzeby uzupełniała energetykę odnawialną. Z tego powodu ten rynek mocy jest konieczny - dodawał minister.
Trzy ważne "ale"
Cała koncepcja ma jednak również słabe punkty. Pierwszy to brak suwerenności Polski w podejmowaniu tego typu decyzji. Zgodnie z regulacjami UE rynek mocy jest uznawany za pomoc publiczną i wymaga zgody Komisji. Rząd jednak wcześniej ogłosił projekt i wprowadził do niego zapisy, których oczekiwała KE.
Drugi, wciąż aktualny, to kwestia finansów. Nie działamy w próżni, pieniądze które otrzymają elektrownie, skądś trzeba wziąć. Stąd m.in. związana z rynkiem mocy zapowiadana podwyżka rachunków za prąd. Element ten budzi spore kontrowersje, szczególnie, że spółki energetyczne ostatnio zarabiają krocie. W ciągu pierwszych trzech kwartałów 2017 roku wielka czwórka (PGE, Tauron, Enea i Energa) wykazały 5,5 mld zł zysku netto.
Portal wysokienapięcie.pl, w analizie opublikowanej wczoraj m.in. na łamach Bankier.pl, zwracało z kolei uwagę, że posłowie zaprzepaścili szansę, by zapoznać się z rzeczywistym stanem polskiej energetyki. - Powołano dziewięcioosobową podkomisję, która powinna przede wszystkim zbadać sens i skutki uchwalenia ustawy. Niestety, dyskusja w podkomisji (trwająca zresztą tylko kilka godzin) toczyła się głównie między przedstawicielami Ministerstwa Energii i Biurem Legislacyjnym Sejmu i dotyczyła prawidłowego sformułowania przepisów. Posłowie nie zadawali rządowi szczegółowych pytań, padły może dwa czy trzy. Oczywiście materia ustawy jest skomplikowana, ale co szkodziło zaprosić na posiedzenie podkomisji kilku ekspertów? - czytamy w analizie.
Według pierwszych szacunków rynek mocy miałby kosztować ok. 4 mld zł rocznie, ale - jak podkreślał wcześniej minister energii Krzysztof Tchórzewski - ostateczny rachunek będzie zależeć od wyników aukcji i wysokości zwycięskich ofert. I choć wszystkie procedury będą wymagały jeszcze sporo czasu (pierwsze efekty najparwdopodobniej w 2021 roku), dzisiejsze wzrosty na GPW częściowo wyceniają już napływ nowych środków do spółek energetycznych.