Sztandarowy indeks londyńskiej giełdy notowany jest obecnie na poziomach sprzed piątku. Brexitowe straty zostały więc błyskawicznie odrobione. Nie oznacza to jednak, że do pełni formy wróciły brytyjskie spółki.


Opinie na temat skutków decyzji podjętej przez Brytyjczyków w czwartek są podzielone. Rynki do zagadnienia Brexitu odniosły się jednak negatywnie, dostrzegając sporo nowych ryzyk, które trzeba wycenić. Efektem była gwałtowna przecena aktywów. Ponad 10% straciły główne indeksy giełd w Hiszpanii, Włoszech i Grecji, o blisko 7% zanurkował niemiecki DAX, a o 8% francuski CAC. Główne indeksy Starego Kontynentu do tej pory nie odrobiły strat poniesionych podczas tamtego pamiętnego dnia.
Jako oaza spokoju na tle wzburzonego europejskiego morza prezentuje się jednak FTSE100. Brytyjski indeks wprawdzie również ponosił mocne straty, jednak piątkową sesję zakończył względnie dobrym wynikiem. Stracił ledwie 3,1%. Dodatkowo w kolejnych dniach odrobił te straty i jako pierwszy ważny europejski indeks wskoczył ponad Brexitową kreskę. Sytuacja ta jest szczególnie symboliczna, ponieważ przecież to Wielkiej Brytanii całe zamieszanie dotyczyło. Czyżby więc rynki szybko się zreflektowały i uznały, że jednak dla Wysp Brexit jest korzystny?
Inwestorze, nie daj się zwieść
W rozumowaniu tym można dostrzec logikę. Konsekwencje Brexitu są przecież inne dla Wielkiej Brytanii, inne dla Unii Europejskiej, a nawet inne dla każdego europejskiego państwa z osobna. Sam w piątkowym komentarzu oceniłem, że Brexit dla Brytyjczyków może być ogromną szansą.
Na rynku zmiana sentymentu jednak póki co wcale nie nastąpiła. Fakt, iż FTSE100 znalazł się ponad poziomami z czwartkowego zamknięcia należy uznać za swego rodzaju złudzenie. Na aspekt ten zwrócili uwagę m.in. analitycy "The Wall Street Journal", którzy przestrzegli inwestorów, by nie dali się zwieść obecną sytuacją na FTSE.
Funt tonie, FTSE się raduje
Tajemnicą względnego sukcesu brytyjskiego indeksu jest jego konstrukcja. Patrzenie na FTSE przez pryzmat np. polskich indeksów to ogromny błąd. Londyńska giełda to jedno z głównych finansowych centrów świata, notowane są tam nie tylko brytyjskie spółki, ale także i światowi giganci. Na GPW oczywiście też nie brak firm spoza Polski (np. MOL, Unicredit, czy CEZ), jednak mają one kosmetyczny udział w indeksach. W FTSE100 udział zagranicznych spółek sięga aż 78%. Wiele z nich nie operuje nawet na funcie, przykładowo ponad 1/3 dywidend została ogłoszona w dolarach.
Magia funta i zagranicznych spółek. FTSE100 odrobił brexitowe straty, tymczasem FTSE250... pic.twitter.com/kvSjpPZ1OP
— Adam Torchała (@atorchala) 30 czerwca 2016
Dlatego też dużo lepszą reprezentacją gospodarki Zjednoczonego Królestwa jest tamtejszy odpowiednik naszego mWIG-u - FTSE250, w którym brytyjskie spółki mają większy udział. Indeks ten prezentuje się zdecydowanie gorzej niż FTSE100. W piątek stracił ponad 7%. Dodatkowo w późniejszych dniach zamiast straty do czwartkowego zamknięcia odrabiać, pogłębił je i obecnie znajduje się niemal 8% pod brexitową kreską.
Samo umiędzynarodowienie nie mogło jednak napędzić brytyjskiego indeksu blue chipów. Wartości notowanych tam spółek zagranicznych przecież również ucierpiały, czego dowodem jest postawa indeksów takich jak DAX, CAC czy S&P500. Odpowiedzi na zagadkę dostarcza jednak funt, który w reakcji na wyniki referendum znacząco się osłabił. Tak więc zyski zagranicznych spółek wyrażone w tej walucie, skokowo wzrosły. Stąd też ich akcjom, notowanym również w funcie, o wiele łatwiej w tym środowisku rosnąć.