Ponad 315 tys. zł musi zwrócić bank parze kredytobiorców, którzy w 2006 r. zaciągnęli zobowiązanie oparte na franku szwajcarskim. Sąd uznał, że po usunięciu niedozwolonych klauzul z umowy kontrakt dotyczy zobowiązania w złotych polskich, a oprocentowanie wyznaczane jest przez stawkę LIBOR CHF. Wyrok w tej sprawie zapadł w październiku 2017 r., a światło dzienne ujrzało właśnie uzasadnienie.
Na łamach Bankier.pl prezentujemy wybrane sprawy sądowe dotyczące kredytów hipotecznych bazujących na franku szwajcarskim. W części z nich zapadają rozstrzygnięcia, które określa się mianem „odfrankowienia”. Sąd uznaje, że fragmenty kontraktów określające zasady przeliczenia wysokości długu i rat z waluty obcej na polską zawierają klauzule na tyle nieprecyzyjne i szkodzące konsumentom, że spełniają one kryteria uznania ich za niedozwolone.
Ostatecznie z umowy usunięte zostają w takiej sytuacji części kluczowe dla samej konstrukcji kredytu denominowanego lub indeksowanego. Z jednej strony kwota zobowiązania wyrażona jest np. we franku szwajcarskim, a oprocentowanie bazuje na wskaźniku LIBOR, a z drugiej – niewiążący staje się mechanizm przeliczenia poszczególnych kwot na złote. Sądy w różny sposób rozstrzygają dalsze losy tego rodzaju umów, posuwając się czasem nawet do nietypowych kroków (jak np. „wstawienie” kursu średniego NBP zamiast bankowego).
W październiku 2017 r. w Sądzie Okręgowym w Warszawie zapadł wyrok, w którym „odfrankowienie” poskutkowało zasądzeniem od banku zwrotu kwoty wynikającej ze stosowania franka szwajcarskiego jako czynnika waloryzacji zobowiązania (sygn. akt XXV C 1732/16). Klienci mają odzyskać ponad 315 tys. zł wraz z odsetkami ustawowymi.
Klienci chcieli unieważnienia całej umowy
Pozywający zaciągnęli w 2006 r. kredyt hipoteczny w Polbanku EFG opiewający na kwotę 2,2 mln zł. W pozwie sformułowano dwa alternatywne żądania – uznania umowy za nieważną lub uznania za świadczenie nienależne kwoty wynikającej ze stosowania klauzuli waloryzacyjnej. Główną osią sporu były zatem fragmenty umowy i regulaminu, w których bank określał sposób przeliczania zobowiązania i rat z franka szwajcarskiego na złote.
Sąd, podobnie jak w wielu podobnych sprawach, nie uznał, że sam mechanizm waloryzacji jest sprzeczny z istotą kredytu. Wskazał zatem, że umowa jest ważna, a „kredyt hipoteczny udzielony na podstawie tej umowy był kredytem złotowym, a jedynie indeksowanym do waluty obcej - franka szwajcarskiego”. „Tak ujęta umowa kredytu indeksowanego mieści się w konstrukcji ogólnej umowy kredytu bankowego i stanowi jej możliwy wariant” – podkreślono w uzasadnieniu.
Sędzia skoncentrował się zatem na drugim żądaniu kredytobiorców. W tym przypadku uznał, że „postanowienia umowne w zakresie mechanizmu indeksacji są bezskuteczne i nie wiążą kredytobiorców, a w konsekwencji wysokość zobowiązania kredytobiorców wobec kredytodawcy powinna zostać obliczona z pominięciem klauzul indeksacyjnych”. Zbadano wszystkie przesłanki abuzywności określone w art. 3581 Kodeksu cywilnego, zwracając uwagę m.in. na fakt, że „sama okoliczność, że klauzule indeksacyjne zostały zawarte w regulaminie, a więc dokumencie, który nie podlega indywidualnym uzgodnieniom, a ponadto może być w każdej chwili zmieniony przez pozwanego, świadczy o tym, że strony nie uzgadniały indywidualnie treści przedmiotowych postanowień”.
Wszystkie grzechy klauzul waloryzacyjnych
W wielu sprawach sądowych dotyczących kredytów „walutowych”, analizując zgodność klauzul waloryzacyjnych z dobrymi obyczajami, zwraca się uwagę na te same wątki. Również w tym przypadku sąd podkreślił, że:
- Klauzule nie odwoływały się do kursu CHF ustalanego w sposób obiektywny, podlegający niezależnej weryfikacji np. przez kredytobiorcę.
- Bank mógł kształtować kurs dowolnie, według swojej woli. Dla rozstrzygnięcia sprawy nie ma jednocześnie znaczenia fakt, jak w rzeczywistości kredytodawca korzystał z przyznanego sobie uprawnienia, a więc czy jego kursy odbiegały znacząco np. od średnich przeliczników NBP.
- Rozbieżność między kursem kupna a sprzedaży (spread) stosowano pomimo tego, że pomiędzy stronami nie dochodziło do rzeczywistej transakcji wymiany waluty. „W istocie była to prowizja na rzecz banku, której wysokości powodowie nie mogli oszacować” – wskazano w uzasadnieniu wyroku.
- Umowa nie dawała kredytobiorcom żadnego instrumentu pozwalającego np. odwołać się od decyzji ustalającej określoną wysokość kursu CHF dla kredytu hipotecznego.
- Bank stosował inny kurs do wypłaty kredytu, a inny do obliczania wartości rat spłaty. Nawet gdyby klienci tego samego dnia, po otrzymaniu środków, postanowili spłacić zobowiązanie, musieliby ponieść ciężar kryjący się w pseudo-prowizji (pod postacią spreadu).
Sędzia w uzasadnieniu wskazał, że „dobre obyczaje nakazują, aby ponoszone przez konsumenta koszty związane z zawarciem umowy, o ile nie wynikają z czynników obiektywnych, były możliwe do przewidzenia. Brak określenia w umowie sposobu ustalania kursów walutowych na potrzeby przeliczenia salda zadłużenia na walutę obcą oraz przeliczenia na złote kwoty wymaganej do spłat kredytu w rażący sposób narusza interes konsumenta”. Kwestionowane zapisy uznano zatem za abuzywne, niewiążące klientów.
Co z umową bez franka?
Do rozstrzygnięcia pozostała kwestia, jak interpretować umowę kredytową pozbawioną klauzuli waloryzacyjnej. Sędzia uznał jednak, że problem ten w tym przypadku nie jest istotny. „W ocenie Sądu taka luka w istocie w ogóle nie występuje, bowiem nie ma konieczności przeliczania świadczenia wyrażonego w złotych na walutę obcą, ponieważ przedmiotowy kredyt jest kredytem złotowym i miał taki charakter od samego początku. Umowa kredytu bez mechanizmu waloryzacji nie jest kontraktem z luką, jest jedynie umową bez mechanizmu waloryzacji i co najistotniejsze bez tej klauzuli jest możliwe ustalenie wysokości zobowiązania w świetle treści pozostałym postanowień umownych. Skoro luka w sensie prawnym w ogóle nie występuje, to nie ma potrzeby jej uzupełniania” – czytamy w uzasadnieniu.
W takiej sytuacji umowa pozostała umową kredytu bez mechanizmu indeksacji, czyli kredytem złotowym z parametrami typowymi dla kredytu „walutowego” (marżą i wskaźnikiem LIBOR jako podstawą ustalania oprocentowania). Jednocześnie zdaniem sądu nie miało znaczenia, że bank nigdy nie zawarłby tego typu umowy. Skutkiem zamieszczenia w umowie klauzuli niezgodnej z prawem jest przyznanie klientom kredytu, którego warunki są korzystniejsze niż występujące na rynku. „Sąd nie może zignorować tej sprzeczności, kierując się interesem ekonomicznym banku” – wskazano w orzeczeniu.
Konsekwencją rozstrzygnięć było uznanie, że bank, wykorzystując wadliwy mechanizm pobrał od klientów kwoty, nie mając podstawy prawnej. Kredytobiorcom przysługuje zatem prawo do żądania ich zwrotu. Nie została jednak rozstrzygnięta kwestia formuły dalszej spłaty zobowiązania. „W zakresie żądania dotyczącego zobowiązania do przedstawienia harmonogramu dalszych spłat rat kredytu z pominięciem bezskutecznych klauzul indeksacyjnych Sąd uznał, że interes prawny w usunięciu stanu niepewność w zakresie kształtu przedmiotowego stosunku prawnego co do okresu występującego po okresie objętym żądaniem pozwu, na który to interes powołują się powodowie, powinien podlegać rozważeniu przez Sąd, ale jedynie w ramach powództwa o ustalenie (art. 189 kpc). Z takim powództwem powodowie w niniejszej sprawie jednak nie wystąpili” – czytamy w uzasadnieniu.
Wyrok nie jest prawomocny.





























































