W ubiegłym roku dosyć głośno (znów) było o żywności wprowadzanej na rynki państw unijnych, a raczej o ich różnicach. Teraz temat powraca, ale w nieco innej formie. Chodzi o wprowadzenie zakazu nazywania produktów roślinnych określeniami, których używamy do produktów zwierzęcych. Jednym słowem - koniec wegeburgera jest bliski.


W zeszłym roku informowaliśmy o podwójnych standardach stosowanych w unijnej żywności. Jak można się domyślać - jedzenie produkowane na rynek polski było jakościowo gorsze od wysyłanego chociażby na rynek niemiecki. Spośród 100 przebadanych przez UOKiK artykułów pod względem stosowania oleju palmowego, istotne różnice dotyczyły 12.
Temat żywności wegetariańskiej czy wegańskiej nazywanej tak samo, jak tej pochodzenia zwierzęcego, nie jest niczym nowym. W 2017 roku Trybunał UE ustosunkował się do skargi niemieckiego stowarzyszenia Verband Sozialer Wettbewerb, które zwalcza nieuczciwą konkurencję, na firmę TofuTown - producenta żywności wege.
Trybunał orzekł wtedy, że co do zasady wyroby roślinne nie mogą być sprzedawane pod nazwami takimi jak "mleko", "jogurt" czy "parówki", są one zastrzeżone - zgodnie z prawem unijnym - dla produktów pochodzenia zwierzęcego.
2 kwietnia Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi (AGRI) Parlamentu Europejskiego podczas negocjacji ws. reformy wspólnej polityki rolnej głosowała za przyjęciem poprawki, która by właśnie zakazywała stosowania nazw odnoszących się do produktów mięsnych do wyrobów roślinnych. Według wnioskujących nazwy te wprowadzają konsumentów w błąd.
Żeby wejść w życie, reforma musiałaby zostać zatwierdzona na posiedzeniu plenarnym Parlamentu Europejskiego, które odbędzie się po wyborach do PE.
DU