Rok 2015 przyniósł najsilniejszy od 7 lat spadek notowań surowców. Ceny ropy naftowej i wielu innych surowców osiągnęły kilkuletnie minima, spadając piąty rok z rzędu. Trudno przesądzić, czy była to oznaka sekularnej bessy, czy może rok poprzedzający przełom na rynkach commodities.


W listopadzie indeks CRB mierzący ceny 19 podstawowych surowców (m.in. ropy, paliw, metali i zbóż) spadł do najniższego poziomu od 13 lat, a w grudniu pogłębił dołek, notując najniższą wartość od lipca 2002 roku.
Choć do końca grudnia CRB zdołał się nieco podnieść, to w całym 2015 roku stracił 23,3%, odnotowując bezprecedensowy piąty z rzędu rok pod kreską. Przez ostatnie 20 lat żadna surowcowa bessa nie trwała tak długo.


Od wiosny 2011 r. indeks ten obniżył się o 52,4%. To już niewiele mniej niż na przełomie lat 2008/09, gdy w czasie pierwszej od 1945 roku globalnej recesji CRB spadł o 57,7%. W 2015 roku indeksowi CRB najmocniej ciążyła przeceniona o ponad 30% ropa naftowa. Ponad 20% straciły też metale przemysłowe: miedź (-24%), nikiel (-42%), cynk (-25%), czy mająca zastosowanie w motoryzacji platyna (-26%). W dół poszły też notowania większości zbóż i płodów rolnych. Podrożały jedynie kakao, cukier, rzepak, bawełna i ryż.


Na powyższy diagram należałoby jednak nałożyć filtr w postaci wpływu umocnienia dolara. Amerykańska waluta w 2015 roku umocniła się względem wszystkich głównych walut – indeks dolara zyskał aż 11%. Po uwzględnieniu wpływu mocnego dolara zmiana cen złota i srebra byłaby zbliżona do zera.
Chiny, łupki i Saudowie
Źródeł surowcowego krachu należy szukać w kilku miejscach. Pierwszym jest spowolnienie gospodarcze w Chinach połączone z centralnie planowaną zmianą modelu rozwoju. Pekin chce oprzeć wzrost gospodarczy na krajowej konsumpcji i sektorze usług, odchodząc od surowcochłonnego przemysłu nastawionego na eksport oraz (równie surowcochłonnych) wielkich inwestycji infrastrukturalnych. A ponieważ przez ostatnie 10-15 lat Chiny zdominowały konsumpcję miedzi, cementu, węgla, aluminium czy stali, to nawet wolniejszy wzrost (o spadku nie wspominając!) chińskiego importu powoduje tektoniczne wstrząsy na rynkach commodities: od węgla po miedź.
Jak mawiają Chińczycy: dobry obrazek wart jest tysiąca słów: pic.twitter.com/5yWGAxT9Gz
— Krzysztof Kolany (@kkolany) listopad 20, 2015
Po drugie, amerykańska „łupkowa rewolucja” spowodowała, że w ciągu zaledwie kilku lat na rynek nagle trafiło dodatkowe cztery miliony baryłek dziennie. Co więcej, nawet gwałtowny spadek cen ropy w 2014 roku (ze 110 USD do 50 USD za baryłkę) nie spowodował istotnego ograniczenia dostaw z USA. Producenci ropy zamiast ograniczyć wydobycie zdecydowali się na wyniszczającą dla siebie wojnę o udziały w rynku: rekordowe wydobycie odnotowano w Arabii Saudyjskiej, Iraku czy Rosji.
Po trzecie, lata taniego kredytu i wysokich cen doprowadziły do silnego wzrostu wydobycia nie tylko ropy naftowej, ale też wielu innych surowców: złota, węgla czy miedzi. Dzięki ultra niskim stopom procentowym możliwe jest finansowanie nierentownych operacji wydobywczych przez dłuższy czas niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego też działania dostosowawcze po stronie producentów (tj. ograniczenie nakładów produkcyjnych, zamykanie nierentownych kopalń, bankructwa) podjęto później i w mniejszym zakresie niż w poprzednich cyklach surowcowych.
Panika na giełdach w Chinach. Handel znów wstrzymany

29 minut - tyle trwała dzisiejsza sesja na parkietach w Szanhgaju i Shenzhen. Indeks CSI 300 spadł o ponad 7%, co poskutkowało wstrzymaniem handlu. Gwałtownie osłabił się także juan, który jest już najtańszy od 5 lat.
Rok 2016 – szósty raz pod kreską?
Choćby ze statystycznego punktu widzenia jest mało prawdopodobne, aby ceny surowców spadły szósty raz z rzędu. Być może rynek nieco przereagował, uwzględniając w cenach już niemal katastroficzne warianty rozwoju sytuacji w Chinach. Z drugiej strony wciąż nie widać przesłanek, które mogłyby stać za wzrostem cen surowców.
Dotyczy to zwłaszcza ropy naftowej, gdzie codziennie na rynku brakuje nabywców na przynajmniej milion baryłek. Zapotrzebowanie po prostu nie nadąża za wzrostem wydobycia. Wciąż też nie widać istotnego ograniczenia po stronie podaży i nie dotyczy to tylko rynku ropy naftowej.
Spekulując odnośnie cen surowców, nie można zapominać o ryzyku geopolitycznym. Co prawda sytuacja na Bliskim Wschodzie od kilku lat jest bardzo napięta, to jednak ropa płynie wartkim strumieniem nawet z takich krajów jak Libia. Jednakże nie tak trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy dochodzi do otwartej wojny irańsko-saudyjskiej, skutkującej choćby czasową blokadą Cieśniny Ormuz, przez którą przepływa 1/3 morskich dostaw ropy. Albo przewrót wojskowy lub rewolucję w którymś z kluczowych producentów. Może w Arabii Saudyjskiej, może w Wenezueli, a może… w Rosji?