48 osób wykonujących zawód dziennikarza było inwigilowanych przez ABW w czasach rządów PO-PSL - powiedział w środę podczas posiedzenia sejmowej komisji minister-koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński (PiS).


Minister wypowiadał się na posiedzeniu sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych, która jest poświęcona przyczynom dymisji komendanta głównego policji insp. Zbigniewa Maja. PO pytała m.in., czy obecny na posiedzeniu szef MSWiA Mariusz Błaszczak próbował weryfikować informacje o rzekomych nielegalnych podsłuchach dziennikarzy.
Nawiązując do tego Kamiński powiedział, że do końca lutego będzie trwał audyt w służbach specjalnych, w ramach którego "badany jest wątek inwigilacji dziennikarzy". "Informuję państwa oficjalnie, że w tym momencie istnieje lista 48 dziennikarzy, którzy w czasach rządów Platformy Obywatelskiej i PSL-u byli inwigilowani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego" powiedział Kamiński.
Przeczytaj także
Dodał, że audyt nie został jeszcze zakończony. "Być może lista ta ulegnie rozszerzeniu, natomiast 48 osób wykonujących zawód dziennikarza było inwigilowanych przez ABW" powiedział minister.
Kamiński zapowiedział, że lista dziennikarzy zostanie przekazana posłom. Dodał, że o sprawie została poinformowana premier Beata Szydło. "Więc proszę nie zarzucać pani premier jakiejkolwiek dezinformacji w tym zakresie" powiedział Kamiński.
Ewa Kopacz kwestionuje podsłuchy wobec dziennikarzy
Posłanka PO w rozmowie z Polskim Radiem 24 przypominała, że kwestia podsłuchów pojawiła się w czasie ubiegłorocznej kampanii wyborczej. Wówczas - jak relacjonuje - zwróciła się o wyjaśnienia do ówczesnej szefowej MSW, a ta poprosiła o wyjaśnienia ówczesnego Komendanta Policji. Za każdym razem otrzymywała odpowiedź, że podsłuchów dziennikarzy nie było. Natomiast w tym miesiącu stołeczna prokuratura niejako to potwierdziła, bo uznała, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania w tej sprawie.
Zdaniem Ewy Kopacz, rząd powinien ujawnić treść audytu rządów poprzedniej koalicji. Była premier mówiła, że sobie nie ma nic do zarzucenia, a swoją rolę jako premiera wykonywała starannie. "Jeśli cokolwiek się wydarzyło w jakimkolwiek z resortów, to niewątpliwie bez mojej wiedzy" - zapewniała. Dodała jednak, że ma nadzieję, że jej ministrowie okazali się ludźmi godnymi zaufania. "Nie wierzę w to, że mogliby przemilczeć jakieś złe rzeczy, które mogłyby się w tych resortach dziać, nie informując mnie o tym" - dodała.
Błaszczak broni swojej decyzji o powołaniu komendanta Maja
Opozycja podczas posiedzenia pytała ministra spraw wewnętrznych o okoliczności odwołania komendanta głównego policji. Mariusz Błaszczak wyjaśniał, dlaczego Zbigniew Maj został mianowany na to stanowisko mimo, że CBA prowadziło śledztwo w jego sprawie.
Poseł PO Marek Wójcik taką sytuację nazwał skandalem. Tym skandalem w ocenie Wójcika jest nie tylko późniejsze odwołanie Zbigniewa Maja ze stanowiska po dwóch miesiącach, ale również to, że można było sformułować pod jego adresem "tak wiele oskarżeń", a mimo to uzyskał on rekomendację na szefa KGP.
Mariusz Błaszczak odpowiedział, że podczas poprzedniej kadencji Zbigniew Maj zajmował wysokie stanowisko w kierownictwie policji. "Mimo prowadzenia śledztwa przez jedną służbę, druga wydała Majowi certyfikat bezpieczeństwa" - podkreślił szef MSWiA. Jak mówił Błaszczak, Zbigniew Maj miał dostęp do najtajniejszych informacji, a certyfikat został mu wydany w 2014 roku, a więc za rządów poprzedniej koalicji.
Klub Platformy Obywatelskiej złożył dziś zapowiadany wniosek o odwołanie ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka. Zdaniem posłów PO, Mariusz Błaszczak nie radzi sobie z nadzorem nad Policją. PiS uważa, że wniosek jest absurdalny, a zarzuty PO mają jedynie polityczny charakter.
(PAP)
ral/ itm/