REKLAMA
TYLKO U NAS

Jak (nie) oszczędzać na emeryturę?

Krzysztof Kolany2016-10-28 06:00główny analityk Bankier.pl
publikacja
2016-10-28 06:00

Z każdym miesiącem debaty o przyszłości „systemu” emerytalnego w Polsce rośnie odsetek przekonanych, że na państwową emeryturę nie ma co liczyć. To dobrze. Gorzej, że większość z nas wciąż nie bardzo wie, jak samodzielnie zatroszczyć się o sfinansowanie starości.

Na naszych oczach upada mit „pewnej” i „bezpiecznej” emerytury od państwa. W przyzwoite świadczenia z ZUS przestają wierzyć najwięksi optymiści. Emerytalna katastrofa obecnego modelu z przyczyn demograficznych jest nieuchronna.

A propozycje, które pojawiły się przy okazji tegorocznego „przeglądu emerytalnego”, wskazują, na co realnie możemy liczyć: świadczenie minimalne i nic więcej.

fot. Henryk Przondziono/Foto Gosc/FORUM / / FORUM

ZUS-ie, umrzyj i pozwól żyć

Zapaść państwowego „systemu” emerytalnego oznacza, że na starość będziemy zdani tylko na siebie, swoich potomków i swoje oszczędności. Nie każdy będzie w stanie pracować w podeszłym wieku. Z potomkami też jest ostatnio słabo: liczba urodzeń w Polsce stanowi ledwie połowę tego, co 25-35 lat temu. W modelu rodziny 2+1 nie powinniśmy liczyć, że ktoś się nami na starość zaopiekuje. Zwłaszcza jeśli zamierzamy dożyć wieku 80+, co statystycznie jest coraz bardziej prawdopodobne.

Pozostają tylko własne oszczędności. Ale jak oszczędzać, skoro na starcie państwo pozbawia nas ok. 40% zarobionych pieniędzy, a z tego co pozostanie odbiera kolejne 15-20% dochodu pod postacią VAT-u, akcyzy i dziesiątków innych pomniejszych danin?

Specjaliści z rynku finansowego zawsze mają jedną odpowiedź: od najmłodszych lat regularnie odkładaj choć niewielką część zarobionych pieniędzy. Najlepiej na naszym rachunku/funduszu/polisie – niepotrzebne skreślić. Jeszcze kilka lat temu eksperci dodawali: a „siła procentu składanego już zrobi swoje”. Teraz – w epoce zerowych lub wręcz ujemnych stóp procentowych – tę frazę słychać już jakby trochę rzadziej.

Czas i kapitał to nie wszystko

Owszem, łatwiej jest zgromadzić przyzwoity kapitał emerytalny, jeśli zacznie się go gromadzić w młodym wieku. To prawda, że regularne zasilanie naszego prywatnego funduszu emerytalnego potrafi zaowocować rewelacyjnymi wynikami. Jest tylko jedno małe „ale”: nasze pieniądze muszą pracować odpowiednio wydajnie. Brzmi jak reklama? Może i tak, ale „bez procentów nie ma kołaczy”. Przy stopie procentowej równej zero procent składany nie działa. Przy stopach zbliżonych do 1-2% jego siła też nie powala.

Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu inwestor mógł spokojnie założyć, że bezpieczny (złożony głównie z obligacji skarbowych i lokat bankowych) i zrównoważony portfel wypracuje 5-7% rocznie (nominalnie). Przy takim założeniu (tj. 6% rocznie) wystarczyło co miesiąc odkładać 200 złotych, aby po 40 latach mieć odłożone ok. 400 tys. zł (bez podatku Belki). Czyli całkiem przyzwoitą bazę emerytalną, założywszy że ewentualnie wyższa inflacja w przyszłości powinna zostać zrekompensowana wyższymi stopami procentowymi.

Ale co jeśli – tak jak teraz – 10-letnie obligacje skarbowe płacą w porywach 3%, depozyt bankowy daje nie więcej niż 2%, a giełda od dekady porusza się w bok? Przy średniorocznym „uzysku” rzędu 2,5% co miesiąc odkładając 200 zł w 40 lat uzbierasz ok. 165 tys. Trochę mało, a przecież koszty życia raczej nie spadną.

Co można zrobić w takiej sytuacji? Można jak ten koń z „Folwarku zwierzęcego” zacisnąć zęby i zacząć pracować (i dokładać) więcej. Ta strategia sprawdziła się nie najlepiej – koń zaharował się na śmierć. Można też wydłużyć okres budowania kapitału, opóźniając przejście w stan spoczynku zawodowego. Ale to też opcja wiążąca się z ryzykiem, że nasz fundusz emerytalny skonsumują za nas wnuki. Zresztą wydłużenie okresu „składkowego” z 40 do 45 lat (przy pozostałych parametrach bez zmian) da nam dodatkowo tylko 35 tys. zł. Zapewne to wciąż będzie za mało.

Co zatem jest najważniejsze? Procenty! Tylko poprzez zwiększenie osiąganej stopy zwrotu można myśleć o efektywnej budowie kapitału emerytalnego. Niestety, nie jest to łatwe. Z wyższą stopą zwrotu nieodmiennie wiąże się wyższe ryzyko. Mówiąc wprost: oznacza to konieczność porzucenia (względnie) bezpiecznych papierów skarbowych i lokat bankowych na rzecz akcji, surowców czy nieruchomości. A najlepiej jakąś zrównoważoną mieszankę wyżej wymienionych aktywów wzbogaconą 10-20% udziałem fizycznego złota.

Zapomnij o bezpieczeństwie!

Tymczasem większość z nas wciąż nie otrząsnęła się z szoku narzuconej przez banki centralne represji finansowej. Według najnowszych badań Deutsche Banku niemal 40% oszczędzających na emeryturę robi to poprzez odkładanie stałej kwoty na konto oszczędnościowe. To rozsądny, sprawdzony i względnie bezpieczny sposób, ale nie w epoce zerowych bądź ujemnych stóp procentowych.  „Oszczędzamy nieefektywnie” – kwituje nie bez racji Deutsche Bank.

Kolejne 14% założyło lokatę w banku i ma nadzieję, że to wystarczy. Podpowiedź: prawdopodobnie nie wystarczy. Ponad 16% dało się wmanewrować w różnorakie polisy lokacyjne – czyli produkty, na których zarabia bank i cała rzesza pośredników/sprzedawców, a klient cieszy się, jeśli wyjdzie na zero. Prawie 10% dało się naciągnąć na fundusze inwestycyjne, które w polskich warunkach łupią klientów kilkuprocentową prowizją na wejściu i nierzadko niewiele niższą „opłatą za zarządzanie”; oczywiście na ogół nie powiązaną z osiągniętymi wynikami inwestycyjnymi. Tym, którzy zdecydowali się na „produkty strukturyzowane”, również szczerze współczuję.

Ledwie co dziesiąty zaczął mniej lub bardziej samodzielnie kombinować w ramach IKE/IKZE, aczkolwiek tu istnieje ryzyko, że jego pieniądze „przylepią” się do lepkich macek państwa. Mniej niż 1 na 50 postanowił „zagrać na giełdzie” – tym zupełnie szczerze i bez ironii życzę powodzenia. Statystycznie ta strategia opłaci się co piątemu.

Prawdopodobnie najbardziej rozsądną odpowiedzią było „trudno powiedzieć”. Bo to, czego potrzebujemy to nie tylko oszczędzanie, ale też inwestowanie – czyli rzecz znacznie trudniejsza. Zwłaszcza w obecnych czasach.

Po pęknięciu bańki nadmiernego zadłużenia, najbardziej zagrożoną klasą aktywów będą właśnie „bezpieczne” papiery skarbowe i bankowe lokaty. Nawet jeśli nie dojdzie do masowych bankructw czy urzędowej grabieży w stylu cypryjskim, to realnej konfiskaty naszych oszczędności dokona wysoka inflacja, praktykowana przez władze jako lekarstwo na nadmierne długi.

Przyszłość należy do wyrachowanych ryzykantów

Obawiam się, że w nadchodzących 10-20 latach największe straty poniosą ci, którzy uwierzyli w bezpieczeństwo wszelkiej maści finansowych obietnic: lokat, obligacji, planów emerytalnych etc. Wszystkiego „pewnego” i „gwarantowanego”. I choć obecne wyceny akcji na rynkach rozwiniętych praktycznie nie dają szans na zarobek, to ponad sto lat historii uczy, że to właśnie na rynkach akcji zarabia się najwięcej. Bez podjęcia skalkulowanego ryzyka, szanse obrony realnej wartości oszczędności będą, w mojej ocenie, niewielkie.

„Prognozowanie jest trudne, zwłaszcza wtedy gdy dotyczy przyszłości” – nieśmiertelny cytat Nielsa Bohra jak ulał pasuje do przewidywania wydarzeń na rynkach finansowych. Nie mam pojęcia, co nas czeka w przyszłości. Ale bazując na historii i analizie obecnej sytuacji, sądzę, że raczej nie będzie to nic specjalnie przyjemnego. Zwłaszcza dla naszych długoterminowych oszczędności. Co w takim razie można zrobić?

Przede wszystkim można zacząć myśleć samodzielnie, zamiast oddawać ciężko zarobione pieniądze pod opiekę ekspertów, którzy z reguły nie wypadają lepiej od rynku. Zatem równie dobrze można przyjąć to, co oferuje rynek: a więc rynkowe stopy zwrotu osiągnięte dzięki inwestycjom w podmioty typu ETF czy inne formy pasywnego inwestowania. Wszystko przy zachowaniu odpowiedniej dywersyfikacji: trochę akcji, silny portfel spółek dywidendowych, złoto, gotówka i może jakieś obligacje lub REIT-y. Ale to wszystko wymaga dwóch rzeczy: samodzielności i odrobiny wiedzy.

Źródło:
Krzysztof Kolany
Krzysztof Kolany
główny analityk Bankier.pl

Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Analityk rynków finansowych i gospodarki. Analizuje trendy makroekonomiczne i bada ich przełożenie na rynki finansowe. Specjalizuje się w rynkach metali szlachetnych oraz monitoruje politykę najważniejszych banków centralnych. Inwestor giełdowy z 20-letnim stażem. Jest trzykrotnym laureatem prestiżowego konkursu Narodowego Banku Polskiego dla dziennikarzy ekonomicznych. W 2016 roku otrzymał także tytuł Herosa Rynku Kapitałowego przyznawany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Telefon: 697 660 684

Tematy
Wyjątkowa wyprzedaż Ford Pro. Poznaj najlepsze rozwiązania dla Twojego biznesu.

Komentarze (158)

dodaj komentarz
armior
inwestycja 28.10.2016 - 20.02.2022 w EFT iShares MSCI ACWI ~ 80% zwrotu
tyle w temacie po 5 latach :)
~emeryt_giełdowy
Nie wiedzieć czemu przegapiłem świetny tekst K.Kolany

"Mniej niż 1 na 50 postanowił „zagrać na giełdzie” – tym zupełnie szczerze i bez ironii życzę powodzenia. Statystycznie ta strategia opłaci się co piątemu."

Odrobina sarkazmu i czarnego humoru nikomu nie zaszkodzi.

Spodobał mi się też ten fragment,
Nie wiedzieć czemu przegapiłem świetny tekst K.Kolany

"Mniej niż 1 na 50 postanowił „zagrać na giełdzie” – tym zupełnie szczerze i bez ironii życzę powodzenia. Statystycznie ta strategia opłaci się co piątemu."

Odrobina sarkazmu i czarnego humoru nikomu nie zaszkodzi.

Spodobał mi się też ten fragment, cyt. "Przede wszystkim można zacząć myśleć samodzielnie, zamiast oddawać ciężko zarobione pieniądze pod opiekę ekspertów, którzy z reguły nie wypadają lepiej od rynku. Zatem równie dobrze można przyjąć to, co oferuje rynek: a więc rynkowe stopy zwrotu osiągnięte dzięki inwestycjom w podmioty typu ETF czy inne formy pasywnego inwestowania. Wszystko przy zachowaniu odpowiedniej dywersyfikacji: trochę akcji, silny portfel spółek dywidendowych, złoto, gotówka i może jakieś obligacje lub REIT-y. Ale to wszystko wymaga dwóch rzeczy: samodzielności i odrobiny wiedzy."

Panie Krzysztofie pełna zgoda, ale o tym wszystkim należało myśleć 20 lat wstecz, aby nie myśleć co będzie za 10-20 lat.
~as
Ciekawy artykuł, mam podobne spostrzeżenia. Tylko jak to jest Panie Krzysztofie, prognozujemy, czy przewidujemy? Ja kiedyś na wykładzie z kontrollingu usłyszałem, że przewiduje tylko wróżka/wróż. Ekonomista jednak prognozuje :) A tak całkiem serio, smutne to wszystko. A nawet jak już mamy środki, wiedzę i chęci, to trzeba jeszcze Ciekawy artykuł, mam podobne spostrzeżenia. Tylko jak to jest Panie Krzysztofie, prognozujemy, czy przewidujemy? Ja kiedyś na wykładzie z kontrollingu usłyszałem, że przewiduje tylko wróżka/wróż. Ekonomista jednak prognozuje :) A tak całkiem serio, smutne to wszystko. A nawet jak już mamy środki, wiedzę i chęci, to trzeba jeszcze nie trafić na złodziei i mieć do wyboru to złoto, ETFy czy REITy z prawdziwego zdarzenia (ten pierwszy w Polsce zdaje się nie odpalił jak należy...). W zamian mamy Plichtów i Amber Goldy w przeróżnych wersjach i konfiguracjach oraz korpo banki ze swoimi "produktami", "polisami" i rzeszą bezwzględnych prawników. Ale co dziesiątemu w tej dżungli może się udać...
~SUPER_HOSSA
"Ale co jeśli – tak jak teraz – 10-letnie obligacje skarbowe płacą w porywach 3%, depozyt bankowy daje nie więcej niż 2%, a giełda od dekady porusza się w bok?" Tutaj to Pan nieźle pojechał, nie wiem czy Pan wie, ale giełda to nie tylko żałosny wig20, gdzie spółki są skutecznie zarzynane przez polityków. S&P 500 od "Ale co jeśli – tak jak teraz – 10-letnie obligacje skarbowe płacą w porywach 3%, depozyt bankowy daje nie więcej niż 2%, a giełda od dekady porusza się w bok?" Tutaj to Pan nieźle pojechał, nie wiem czy Pan wie, ale giełda to nie tylko żałosny wig20, gdzie spółki są skutecznie zarzynane przez polityków. S&P 500 od dołka w 2009 r. do szczytu 2016 r. w wyniku sztucznej hossy wykreowanej przez chorą politykę FED-u urósł 229%. Czy to jest dla Pana trend boczny? Daje to całą masę spółek powyżej 1000% zysku. Naprawdę ogromną sztuką było stracić w tym okresie. Żeby daleko nie szukać mwig40 od dołka w 2009r. urósł jeszcze więcej, bo 239%. Taka amica od dołka urosła o 6735%, trend boczny jak nic... Co prawda w tej chwili prawdopodobnie hossa już dobiega końca i po wyborach tuż po wyznaczeniu nowego szczytu rozpocznie się bessa, która powinna przynieść spadki ponad 80% na S&P 500, jednak FED jak zwykle może sztucznie podtrzymać iluzję dobrobytu. Sprawa prosta, należy cierpliwie poczekać na potężną bessę i obkupić się po sam korek:)
~polak2
nie oszczędzajcie przyjdzie stonka (uchodzcy ) i wszystko zje ?Państwa pożyczą od Was albo zastosują ustawę i po ptokach.
~Filip
Strasznie mało wynika z tego artykułu
~rysiul20
Wynika jednoznacznie. Nie oszczedzaj bo nic Ci to nie da zarobią wszyscy tylko nie TY a reszte panstwo zabierze na ratowanie tych co nie pracowali i nie oszczedzali
~123
Kilka lat temu miałem oszczędności,jedną połowę zainwestowałem długoterminowo w fundusz inwestycyjny i co straciłem ponad połowę tej kwoty tak spadła wartość jednostek,drugą połowę zainwestowałem na Giełdzie w akcje jednej spółki i co też straciłem i to jeszcze więcej.Z tych oszczędności zostało mi niewiele.Tylko w łeb sobie strzelić.Kilka lat temu miałem oszczędności,jedną połowę zainwestowałem długoterminowo w fundusz inwestycyjny i co straciłem ponad połowę tej kwoty tak spadła wartość jednostek,drugą połowę zainwestowałem na Giełdzie w akcje jednej spółki i co też straciłem i to jeszcze więcej.Z tych oszczędności zostało mi niewiele.Tylko w łeb sobie strzelić.Złodziejstwo
~baron
na początek zainwestować w książke,dokształcić się,poznać mocne i słabe strony inwestowania i dopiero później kase lokować.
~mhm
Nie wiem, czy złodziejstwo, czy raczej głupota...

Ale Twój wpis jest bardzo przydatny, bo pokazuje podstawowe błędy.

1. Zapomniałeś o dywersyfikacji.

Podział na oszczędności na tylko dwie części, i to bardzo podobne — akcje jednej spółki i fundusz akcyjny (jak zgaduję na podstawie wyników) to zdecydowanie za
Nie wiem, czy złodziejstwo, czy raczej głupota...

Ale Twój wpis jest bardzo przydatny, bo pokazuje podstawowe błędy.

1. Zapomniałeś o dywersyfikacji.

Podział na oszczędności na tylko dwie części, i to bardzo podobne — akcje jednej spółki i fundusz akcyjny (jak zgaduję na podstawie wyników) to zdecydowanie za mało. Uważam, że oszczędności długoterminowe powinno się dywersyfikować na m.in.: depozyty bankowe (złotówkowe i walutowe), obligacje skarbowe, jeśli fundusze TFI — to nie tylko akcyjne, a w ramach każdej grupy też nie po jednym, akcje (ale nie jeden papier, chyba że przez ETF, lecz też lepiej nie jeden — na GPW są dostępne 3, a nie trzeba się do GPW ograniczać), obligacje korporacyjne (ale ostrożnie), a może i komunalne, kruszce (w praktyce złote i srebrne monety bulionowe), przy większych oszczędnościach nieruchomości i inwestycje alternatywne. Najważniejsza jest decyzja o podziale procentowym pomiędzy powyższe — jeden uzna, że najbezpieczniej lokować głównie w kruszce, drugi, że najefektywniej w akcje; ja uważam, że każdy ma prawo do swojego wyboru, ale jeśli ktoś ponad 50% portfela lokuje w jedną klasę aktywów (wszystko jedno: złoto, akcje, czy coś innego), to postępuje głupio.

2. Zapomniałeś, że w inwestycje ryzykowne (tj. o zmiennych i trudno przewidywalnych wynikach) nie powinno się środków lokować jednorazowo — bo możesz trafić na zły moment. Rzeczywiście, jeśli swoje oszczędności zainwestowałeś w fundusz akcyjny w 2007 r., to mogłeś stracić ponad połowę... Ale gdybyś uczciwie pracował i ze swoich zarobków regularnie co miesiąc kupował kolejne jednostki — to nawet zaczynając w 2007 roku strat do dnia dzisiejszego mógłbyś uniknąć, albo bardzo je zmniejszyć — bo część kupiłbyś tanio np. 2009, 2011–2012, czy 2016 (zależnie od funduszu).

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki