

O tym, dlaczego została reżyserem, o tym, jak pracuje się z ekipami filmowymi w Polsce i w Stanach Zjednoczonych, czego boją się Amerykanie, jak nauczyła się "grać z władzą" w komunistycznej Polsce oraz o swoim stosunku do wielkich nagród filmowych podczas konferencji PB SPIN mówiła Agnieszka Holland.
-Żaden sukces nie jest sukcesem ostatecznym. Co z tego, że dostanę Oscara, co z tego, że mój film zarobi dużo pieniędzy, jeśli mój następny film będzie słaby, jeśli nie wyraża dokładnie tego, co chciałam zrobić - pyta reżyserka.
-Wydawało mi się, że zostanę malarką. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie spełnię się w malowaniu. Zadałam sobie pytania. Kim właściwie jestem? Co powinno być moją drogą? To nie była racjonalizacja prowadząca do osiągnięcia kariery, to było poszukiwanie wewnętrznej prawdy. Dotarło do mnie, że bardzo ważne jest dla mnie opowiadanie historii. Zrozumiałam, że chcę mówić ludziom co maja robić, czyli mieć władzę. Walczyłam z tym zawsze, ale jest to u mnie silne. Tacy ludzie zazwyczaj w normalnym kraju idą w politykę, ale w komunistycznej Polsce polityka nie wydawała się atrakcyjna. Wtedy pomyślałam, że zawód reżysera filmowego będzie najwłaściwszy - mówi Agnieszka Holland, gość konferencji PB SPIN.
-Kiedy znalazłam się w Stanach Zjednoczonych, kiedy zaczęłam tam pracować, zobaczyłam, że są to najlepsze ekipy na świecie. Amerykanie są świetnie zorganizowani na planie zdjęciowym. Są niebywale zmotywowani. To, co mnie najbardziej zaskoczyło to ich konformizm. Kiedy pracowałam z ekipami w Polsce, ta współpraca z ekipa była zawsze bardzo rodzinna. Dyskutowaliśmy po zdjęciach i przed zdjęciami, przerzucaliśmy się pomysłami i wypijaliśmy morze wódki. Nikt nie bał się powiedzieć, że się z czymś nie zgadza. Na planie w Stanach zwróciłam się do drugiego reżyseria z pytaniem czy decyzja wydaje się słuszna, bo sama miałam wątpliwości. On popatrzył na mnie z paniką w oczach. Zajęło mi jakieś trzy tygodnie zanim oswoiłam go z tym, aby miał odwagę wyrażać własne zdanie. Wszyscy żyją w lęku, że narażą się szefowi. Wszyscy tam maja kredyty. Ludzie mają w sobie wielki lęk przed zmianą.
-Zanim znalazłam się na emigracji, miałam do czynienia z biurokratami komunistycznymi w Ministerstwie Kultury. Prawie wszystkie nasze filmy, a szczególnie te dotykające tematów politycznych czy społecznych były pod silnym nadzorem władz. Wiedziałam, że biurokraci kierują się strachem - boją się podjęcia decyzji, która spowoduje ich upadek. Nauczyłam się jak z nimi rozmawiać, jak rzucać im "zające" w scenariuszach i projektach, sceny, na które oni natychmiast reagowali, żeby przemycić coś dla mnie ważnego. Nauczyliśmy się gry z władzą. Ta gra okazała się skuteczna w świecie wielkich korporacji filmowych w Stanach - mówi Agnieszka Holland.