Do połowy 2026 r. Polska ma obowiązek zaimplementować unijną dyrektywę dotyczącą udziału kobiet w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Tymczasem wiceprezeska Giełdy Papierów Wartościowych w piśmie do wiceministra sprawiedliwości poinformowała, że jest to nierealne m.in. ze względu na zbyt szybki termin i „ze względów kulturowych”.


– To prawda. Choć trudno mówić, że jest mało czasu, skoro tematem zajmujemy się od kilkunastu lat – mówi nam Henryka Bochniarz, przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan, z którą rozmawiamy w Sopocie podczas konferencji Europejskie Forum Nowych Idei.
– Obecnie współpracujemy zarówno z Ministerstwem Sprawiedliwości, które przygotowuję tę ustawę, jak i z Ministrem Aktywów Państwowych. Rozmawiałam o tym również z premierem Tuskiem. Traktuję tę kwestię jako sprawę systemową. Uważam, że przy obecnym poszukiwaniu nowych kierunków rozwoju niewykorzystywanie ogromnego potencjału kobiet jest po prostu kompletnie nieefektywnym podejściem. Nie patrzę tu ideologicznie, ale jako ekonomistka – mówi Henryka Bochniarz.
– Mamy 2024 rok i w większości krajów dawno przekroczono barierę jednej trzeciej udziału kobiet w zarządach i radach nadzorczych. Wiadomo, że to jest granica, gdzie ilość przechodzi w jakość. Niestety, jeśli we władzach spółki jest jedna kobieta, to ma ona bardzo ograniczony wpływ na strategię tej organizacji, język czy kulturę.
– Mamy dziesiątki badań potwierdzających, że firmy, które mają w swoich zarządach przynajmniej jedną trzecią pań, lepiej działają, są mniej narażone na ryzyko i bardziej skuteczne. Więc jeśli mówi się, że niemożliwe jest wprowadzenie takich rozwiązań przez następne dwa lata dla polskich spółek giełdowych, które powinny być wzorem, uważam to za oburzające. Liczyłam na entuzjastyczną reakcję przedstawicieli Giełdy oraz na to, że mniejsze firmy będą mogły wziąć z niej przykład. Ale niestety okazuje się, że myślimy inaczej.
Mężczyznom brakuje empatii, a kobietom doświadczenia


Czy zamierzają Państwo podjąć tu jakieś działania?
– Z pewnością jako Konfederacja Lewiatan i Kongres Kobiet będziemy dalej konsekwentnie działać w tej sprawie. Po prostu uważamy, że Polski nie stać na to, żeby tracić tak wielki potencjał. Wiemy, jak doskonale kobiety są wykształcone i że na nowym rynku pracy, który wymaga zupełnie innych umiejętności, one są w stanie im sprostać. Z kolei panowie będą musieli się jeszcze długo uczyć empatii, otwarcia, słuchania. Dlatego nie rozumiem, jak można powiedzieć, że 30 proc. kobiet w zarządzie grozi załamaniem działalności firmy. To może oznaczać, że dana organizacja jest kompletnie nieprzystosowana do tego, co się dzieje na rynku.
Mężczyźni muszą się nauczyć empatii, a czy jest coś, nad czym kobiety powinny popracować, aby sięgać po wysokie stanowiska?
– Zarówno na Europejskim Forum Nowych Idei, jak i na Kongresie Kobiet pytaliśmy, ile z nich jest przygotowane do wzięcia na siebie takiej odpowiedzialności. Był las rąk. Więc wszystkie te argumenty i stereotypy mówiące o tym, że one nie chcą, albo że się boją, są nieprawdziwe. Dzisiaj głównym argumentem przeciwko jest ich brak doświadczenia. Tylko jak mają je zdobyć, skoro nie są dopuszczane do tych stanowisk? Dlatego to najwyższy czas, aby dostały szansę i pokazały, że są w stanie pełnić najwyższe funkcje.
Nie tylko w biznesie nie ma równowagi
Z opinii ekspertów wynika, że młodsze pokolenia, jak np. „zetki”, nie mają już tych kulturowych naleciałości związanych z różnicami w traktowaniu poszczególnych płci. Czy jest zatem szansa, że kiedy ich przedstawiciele będą zarządzać firmami, zniknie problem dyskryminacji kobiet?
– Z jednej strony dziewczyny z pokolenia Z mają mniej kompleksów i często spotykam się ze zdziwieniem z ich strony, o co my w ogóle walczymy, bo przecież jest dobrze. Odpowiadam im, żeby poczekały aż osiągną taki poziom zawodowy, gdzie chodzi o realną władzę i prawdziwe pieniądze – tłumaczy Henryka Bochniarz.
– Choć minęły już czasy, kiedy podczas spotkania kobiety stały w jednym końcu pokoju, a panowie w drugim, to wciąż dalecy jesteśmy od tego, żeby powiedzieć, że zapanowała już równość. Mężczyźni nie byli zadowoleni, kiedy zrozumieli, że zmierzamy w kierunku, który może pozbawić ich monopolu na władzę. Nam nie chodzi o to, żeby ich „wypchnąć” z tej ławki kompletnie, ale żeby zrobili na niej miejsce również dla nas. Mówimy tylko o jednej trzeciej, która budzi u nich niepokój, a co dopiero, gdyby proporcje miały być takie jak w populacji, gdzie kobiety stanowią więcej niż połowę - zauważa.
– Kiedy walczymy o te 30 procent, nie chodzi nam wyłącznie o kobiety. Istnieje bowiem precyzyjny zapis, który odnosi się do grup niedostatecznie reprezentowanych. Wiemy, że są też struktury, w których brakuje udziału mężczyzn, co również nie jest dobre. Na przykład to, że nasze dzieci od żłobka do uniwersytetu są uczone przede wszystkim przez kobiety. Tu różnorodność jest bogactwem. Tak się złożyło, że świat został zdominowany przez mężczyzn, którzy przez wieki sprawowali władzę i obecnie mają trudność podzieleniem się nią. Jednak również w ich interesie leży, aby strony miały tu równe szanse.
Dziękuję za rozmowę.