Wolniejszy wzrost nominalnego PKB i nowelizacja ustawy budżetowej na 2024 r. sugerują, że deficyt sektora w 2025 r. może być wyższy niż zakłada resort finansów i znaleźć się na poziomie 6,1 proc. PKB - ocenił w rozmowie z PAP Biznes główny ekonomista Citi Handlowego Piotr Kalisz. Zacieśnianie fiskalne w Polsce prawdopodobnie nastąpi dopiero w 2026 r.


"Nominalne PKB rośnie wolniej niż wcześniej zakładano, a to nie sprzyja obniżaniu deficytu. Z punktu widzenia budżetu istotny jest nie tylko wzrost realny, ale też nominalny. Jeśli inflacja jest niska, a w kolejnych miesiącach będzie jeszcze niższa, to będzie to zaniżać dochody budżetu i powodować wyższy deficyt" - powiedział PAP Biznes Kalisz.
"To główne źródło różnicy naszej prognozy deficytu w przyszłym roku na poziomie 6,1 proc. PKB, podczas gdy prognoza resortu finansów znajduje się na poziomie 5,5 proc. PKB. Druga kwestia to rewizja budżetu na ten rok, co automatycznie powoduje, że punkt startowy deficytu jest wyższy" - dodał.
W średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym na lata 2025-2028 resort finansów zakłada, że deficyt sektora w 2025 r. spadnie do 5,5 proc. PKB z 5,7 proc. PKB w 2024 r.
Główny ekonomista Citi prognozuje, że zacieśnianie fiskalne w Polsce prawdopodobnie nastąpi dopiero w 2026 r. Jego zdaniem, rok ten wydaje się też być na to najlepszym czasem m. in. ze względu na kalendarz polityczny.
"Wszystko wskazuje na to, że zacieśnianie fiskalne nastąpi dopiero w 2026 r., w przyszłym roku nie będzie dużego nacisku na obniżanie deficytu. 2026 r. może być zatem dużo trudniejszy z punktu widzenia wzrostu gospodarczego – jeśli miałby nastąpić wówczas 1 proc. zacieśnienia fiskalnego, które zakłada rząd, byłby to mocny impuls w kierunku wyhamowania gospodarki. To też argument, który RPP powinna brać pod uwagę, rozważając obniżki stóp procentowych – inflacja i wzrost w 2026 r. mogą zaskoczyć w dół" - powiedział Kalisz.
"Kolejne wybory parlamentarne mogą ciążyć raczej na budżecie 2027 r., nie 2026 r. Jeśli Polska jest zobowiązana do obniżania deficytu i jakaś determinacja w tym działaniu musi być pokazana, to 2026 r. wydaje się najlepszym czasem na to, właśnie ze względu na kalendarz polityczny – to rok bez wyborów, a wybory w 2027 są pod koniec roku. Łatwiej będzie o pewne 'obsunięcie' fiskalne w 2027 r., jeśli rok wcześniej pokaże się determinację do obniżania deficytu" - dodał.
W rozmowie z PAP Biznes Kalisz zaznaczył, że obniżanie deficyt w najbliższych latach jest nieuniknione.
"Jeśli we wszystkich latach z okresu 2025-2027 nie obniżalibyśmy deficytu, to wydaje się, że mogłoby to być punktem napięć nie tylko z Brukselą, ale też z rynkami finansowymi. Już teraz dług publiczny jest na ścieżce wzrostowej i jeżeli założylibyśmy, że nie ma obniżania deficytu w latach 2026-2027, to dług – nawet według polskiej metodologii – mógłby zbliżyć się do 60 proc. PKB" - powiedział ekonomista.
Co dalej z inflacją? Ekspert ocenia, że ta nie powinna już nas zaskoczyć
Mimo ewentualnego odmrożenia cen energii inflacja w Polsce w IV kw. 2025 r. nie powinna istotnie wzrosnąć, scenariusz zarysowany przez prezesa NBP jest dość pesymistyczny - ocenia główny ekonomista Citi Handlowego Piotr Kalisz.
"W naszym scenariuszu nie zakładamy istotnego wzrostu inflacji po wrześniu 2025 r. z tytułu podwyżek cen energii. Wydaje się, że scenariusz, który przedstawił prezes NBP podczas ostatniej konferencji jest dość pesymistyczny, a na pewno bardzo ostrożny. Jest duża szansa, że w przyszłym roku rząd po raz kolejny będzie chciał niejako 'rozłożyć' podwyżki cen energii od października, więc nawet jeśli jakieś nastąpią, nie będą pełne" - powiedział PAP Biznes Kalisz.
"Trzeba też brać pod uwagę, że ceny energii na rynkach światowych już są niższe i nawet jeżeli taryfy będą zmieniane w drugiej połowie 2025 r., to po uwolnieniu cen niekoniecznie zobaczymy wzrost na rachunku, a jeśli tak – nie będzie on znaczący. Biorąc zatem pod uwagę skalę niepewności i fakt, że ewentualne uwolnienie cen energii nastąpi za rok od dziś, nie uwzględniamy tego w naszym scenariuszu, bo wpływ na CPI będzie stosunkowo niewielki" - dodał.
Prezes NBP Adam Glapiński poinformował w ubiegłym tygodniu, że w IV kw. 2025 r. inflacja w Polsce może istotnie wzrosnąć w związku z odmrożeniem cen nośników energii, co powoduje, że dyskusja o obniżce stóp procentowych przesuwa się na październik 2025 r., a perspektywa samych obniżek na 2026 r.
Co ze wzrostem gospodarczym? Na drodze staną potencjalne cła i zadyszka europejskiej gospodarki
"Patrząc na wszystkie dostępne dane wydaje się, że wzrost PKB Polski w całym 2024 r. będzie niższy niż 3,0 proc., pomiędzy 2,5-3,0 proc. Ostateczny wynik będzie zależał od ostatnich dwóch miesięcy. Niemniej poziom 3,0 proc. to nie jest żadna magiczna bariera, jako ludzie przyzwyczajamy się po prostu do okrągłych licz. Bez względu na to, czy będzie to 2,5 proc. czy 3,0 proc. – to wciąż całkiem przyzwoity wynik, biorąc pod uwagę słabe otoczenie zewnętrzne" - prognozuje ekonomista.
"Wzrost gospodarczy w 2025 r. będzie prawdopodobnie wyższy od tegorocznego o ok. 1 pkt. proc. Nasza prognoza to 3,8 proc. W przyszłym roku inwestycje zaczną odgrywać większą rolę we wzroście. W 2023 r. wkład inwestycji do PKB był silny, w 2024 r. – niewielki, natomiast kalendarz napływu środków unijnych sugeruje, że przyszły rok będzie bardzo mocny w tym zakresie. Konsumpcja w 2025 r. będzie wciąż mocna, średnioroczna dynamika wyniesie zapewne lekko poniżej +4,0 proc., natomiast ze względu dużą wagę w PKB będzie wnosiła istotnie dużo do wzrostu" - dodaje.
Wśród ryzyk dla wzrostu ekonomista wymienia m. in. sytuację w europejskiej gospodarce i potencjalne cła zapowiadane przez Trumpa. (PAP)