W erze Denga Chiny bogaciły się, w erze Xi mają rosnąć w siłę. Marzenie o potężnym Państwie Środka może się rozwiać, gdy nadejdzie czas zapłaty za cztery dekady gospodarczego cudu.


Xi Jinping złamał partyjny zwyczaj i pozostał na stanowisku sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin na trzecią kadencję. Zachował również stanowisko szefa Centralnej Komisji Wojskowej, a w marcu zapewne podobnie stanie się z fotelem przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. Jeśli zdrowie pozwoli – a 69-letni Xi nie jest bynajmniej w zaawansowanym wieku na tle długowiecznych chińskich liderów czy obecnego prezydenta USA – może rządzić Chinami jeszcze dobre 10 lat, a być może dłużej.
Głównym celem Xi pozostaje budowa silnego, stabilnego, samowystarczalnego Państwa Środka rozwijającego się pod dyktando partii komunistycznej z „przewodniczącym wszystkiego” na czele. Gospodarka pada ofiarą polityki, a polityka leninistowsko-nacjonalistycznej ideologii. Niemniej jednak chińscy liderzy zdają sobie sprawę, że potężnej i bezpiecznej twierdzy nie da się zbudować na kruchych fundamentach. Dlatego z wyzwaniami gospodarczymi trzeba się będzie zmierzyć.
A problemów na tym polu nie brakuje. Chińska gospodarka jest obecnie w największych tarapatach od dekad. Era „cudu gospodarczego” dobiegła końca. Tempo wzrostu PKB systematycznie zwalnia w obliczu problemów strukturalnych: potężnej i częściowo ukrytej góry długów, nieefektywnej alokacji kapitału, niskiej produktywności, malejącej siły roboczej, starzejącego się społeczeństwa, przerośniętego rynku nieruchomości, gargantuicznego i niestabilnego systemu finansowego, zbliżania się do granicy technologicznej czy ogromnych nierówności społecznych i regionalnych. Model gospodarczy ostatnich 15 lat, oparty na koncentracji kontroli nad dochodami w rękach elit i przekierowywaniu potężnych środków na inwestycje, nie wyczerpał się, ale przynosi coraz mniejsze zyski, równocześnie powiększając cenę, którą przyjdzie Chińczykom zapłacić za tak dynamiczny, jak niezrównoważony wzrost.
Mieszkańcom Państwa Środka już przychodzi zapłacić cenę za błędną politykę gospodarczą ekipy Xi Jinpinga. Próba ograniczenia roli sektora nieruchomości oraz ujarzmienia firm z sektora technologii konsumenckich i edukacji w momencie, gdy realizowane są polityki zero Covid i izolacji międzynarodowej, podważa absolutną podstawę sukcesu ChRL: niezachwianą wiarę jej mieszkańców w lepsze jutro i głód sukcesu materialnego.
Biznes martwi etatystyczna polityka i zakusy władzy, by powstrzymać „bezładną ekspansję kapitału", coraz lepiej wykształconych młodych dorastających jako „mali cesarze” – utrata miejsc dobrze płatnej i nienużącej pracy. Zaniepokojeni są właściciele mieszkań poza największymi miastami i punktów usługowych. Łatwo nie mają również urzędnicy, nad którymi wisi ciągła groźba kampanii antykorupcyjnej i postać omnipotentnego przywódcy. W społeczeństwie, szczególnie wśród młodych mieszkańców miast, widać narastające zniechęcenie i poczucie beznadziei. Zamiast dzielnie wspinać się na „trzy wysokie góry” (gromadzić środki na mieszkanie, edukację i opiekę zdrowotną), wolą „leżeć płasko”, a nawet „gnić”.
Równocześnie chińskie władze mierzą się z nieprzyjaznym otoczeniem międzynarodowym. Polityka Xi Jinpinga, którego pierwszorzędnym celem stało się szeroko pojęte bezpieczeństwo (militarne, wewnętrzne, technologiczne, żywnościowe) i samowystarczalność, w końcu spotyka się z analogiczną odpowiedzią Zachodu. Amerykanie starają się wyhamować rozwój ChRL w obawie przed wyrastającym konkurentem. Nieśmiało dołączają do nich Anglosasi i Europejczycy, którzy zaczynają dostrzegać ryzyka związane z silnymi powiązaniami z chińskimi podmiotami gospodarczymi, będącymi narzędziami politycznymi w rękach Pekinu.
Do tego dochodzą zjawiska ekonomiczne: gwałtowny wzrost stóp procentowych wywołujący presję na odpływ kapitału z Państwa Środka oraz skutkujący osłabieniem juana, co nie sprzyja realizacji marzeń Chińczyków o szerszym zastosowaniu ich waluty poza granicami ChRL. Z kolei pogorszenie koniunktury i nastrojów na świecie musi w końcu ograniczyć popyt zagraniczny na chińskie towary i zaboleć eksporterów, którzy od 2020 r. ponownie stali się istotnym źródłem napędzającym gospodarkę Państwa Środka.
Wiele z powyższych problemów jest ze sobą na tyle powiązanych, że nie da się rozwiązać jednego, nie zważając na inne. Często wymagają sprzecznych recept. Ekonomiści – wbrew pozorom nie tylko zachodni, ale również chińscy – wskazują, że należy przebudować cały model gospodarczy Państwa Środka: zwiększyć dochody ludności, rozszerzyć system świadczeń społecznych, wzmocnić siłę przetargową pracowników czy zreformować system podatkowy. W efekcie wzrośnie konsumpcja, dzięki czemu zostaną ograniczone nieefektywne inwestycje zasilane kredytową kroplówką.
Władze ChRL problem dostrzegają od co najmniej 15 lat – już poprzedni premier Wen Jiabao publiczne oceniał, że chińska gospodarka jest „niestabilna, niezbalansowana, nieskoordynowana i niezrównoważona”. U zarania swoich rządów Xi Jinping mówił o „nowej normalności” oraz konieczności zwiększenia roli konsumpcji i sektora usług.
Partyjna elita ma jednak inny pomysł na osiągnięcie tego celu – nad reformę strony popytowej przedkłada polityki wspierające podaż. Ich zdaniem kluczem do rozwoju (i co za tym idzie bezpieczeństwa i samowystarczalności) są inwestycje i produkcja, a na konsumpcji nie zbuduje się silnego państwa. Lepiej, żeby ograniczonymi zasobami dysponowały „osoby, którym na sercu leży przede wszystkim dobro kraju”, a nie „zwykli Chińczycy” dążący przede wszystkim do poprawy standardu życia swoich rodzin i własnego. Dobrobyt co prawda rośnie, ale wolniej, a społeczeństwo kusi się wizją lepszej przyszłości i potężnych Chin, dysponujących silną bazową przemysłową, dzięki której mogą naciskać na inne społeczeństwa. Przy okazji kokosy zbijają „właściwi ludzie”.
Szeroka reforma byłaby dla nich bardzo niekorzystna, nie powinien więc dziwić opór beneficjentów systemu wobec zmian. Ekonomiści są przekonani, że prędzej czy później i tak one nastąpią, czy elity ChRL tego chcą, czy nie. A im dłużej władze będą odkładały moment podjęcia reform, tym będą one bardziej kosztowne politycznie i gospodarczo. Na dotychczasowych istotnych reformach Xi nieprzyjemnie się sparzył – dość przypomnieć panikę po pęknięciu giełdowej bańki i dewaluacji juana w 2015 r., nieudane delewarowanie od 2016 r. czy ostatnie próby stabilizacji rynku nieruchomości.
Gwałtowne zmiany kierunku gospodarczego nie są zresztą w ostatnich dekadach w chińskim stylu, nie wydają się również pasować do samego Xi, który – w przeciwieństwie do Mao – nie przepada za chaosem, lecz ceni sobie stabilność. Jeśli jednak najsilniejszy chiński lider od pół wieku nie znajdzie w sobie siły, by stawić czoła strukturalnym wyzwaniom, może się zapisać w historii nie jako twórca silnych Chin, ale ten, który zaprzepaścił szansę na realizację chińskiego marzenia. To jednak wcale nie musi być dobra informacja dla reszty świata: słabsze państwo może jeszcze silniej zwrócić się w stronę nacjonalizmu i prowadzić bardziej agresywną politykę.