W ostatnich dniach duże medialne zamieszanie wywołała wypowiedź minister klimatu i środowiska Anny Moskwy. Polityczka PiS stwierdziła na antenie Polsat News, że w miejscu, w którym robi zakupy, inflacji specjalnie nie widać. Nieco inny pogląd na ten temat ma właściciel najsłynniejszego obecnie sklepu w Polsce.


- Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły, za co jesteśmy wdzięczni lokalnemu dostawcy - powiedziała w poniedziałek w programie "Gość Wydarzeń" Anna Moskwa, szefowa resortu klimatu i środowiska. Politycy opozycji od razu zaczęli dopytywać o adres punktu handlowego, w którym ceny nie drgnęły mimo kilkunastoprocentowej inflacji.
"To, co pani minister powiedziała, to są bzdury"
Zagadkę rozwiązali ostatecznie dziennikarze Wirtualnej Polski, którzy odnaleźli sklep w jednej z podwarszawskich wsi. Właściciel niewielkiej firmy, z którym rozmawiali, przyznał, zakupy robią u niego zarówno polityczka PiS, jak i jej mąż, średnio wydając około 50-60 złotych, choć "nie kupują wszystkiego".
Czy "U Stefana" rzeczywiście jest tak tanio? - Najtańszy chleb kosztuje 5,60 zł za pół kilograma. Kajzerka 80 groszy, a kiedyś kosztowała 60 gr. Masło prawie 9 zł, a kosztowało około 5-6 zł. To, co pani minister powiedziała, to są bzdury. Ceny zmieniły się jak wszędzie. Inflacja jest nie tylko w sklepach w Warszawie, ale też na wsiach. Nie wiem, na jakiej podstawie ona to stwierdziła - mówi w rozmowie z WP sprzedawczyni Wioletta Rój.
Jak tłumaczy Stefan Strzelczyk, ceny w jego sklepie poszły w górę w ślad za produktami drożejącymi w hurtowniach. Największe wzrosty dotyczyły nabiału, pieczywa, warzyw i alkoholu - dodaje.
Właściciel sklepu na wsi odpowiada @moskwa_anna. Minister w Polsacie mówiła, że „ceny się nie zmieniły” @wirtualnapolska pic.twitter.com/zZYDmSU4yQ
— Mateusz (@mateusz_dolak) April 25, 2023
- Rok temu nie sprawdzałem codziennie cen, a teraz muszę to robić przy każdej dostawie. Jestem w dobrej sytuacji, bo mam swój własny lokal i nie muszę płacić kilku tysięcy złotych za użytkowanie. Ale mam opłaty stałe - prąd, ponad 1800 zł miesięcznie, pensja pracownika, ZUS. Dopóki nie stanieją prąd i gaz, to nasza sytuacje będzie trudna - tłumaczy właściciel sklepu "U Stefana".
ML