Przede wszystkim na rynkach finansowych oprocentowanie długookresowych obligacji jest nadal niskie, amortyzując gwałtowny wzrost cen paliw i możliwość przyhamowania rozwoju. Biuru Rezerw Federalnych (Fed) i bankom centralnym innych krajów udaje się utrzymać inflację w ryzach, co zdecydowanie kontrastuje z szokiem naftowym w latach 70. i 80.
Co ważniejsze ów gwałtowny skok cen ropy ma związek z szybkim rozwojem gospodarki światowej i zapotrzebowaniem na paliwa w wielu krajach: USA, Chinach i Indiach, a nie spekulacjami producentów ropy czy niepokojem na Bliskim Wschodzie.
- Wysokie koszty kontynuacji wzrostu gospodarczego wpływają na wzrost cen ropy - mówi Philip Verleger z Instytutu Gospodarki Międzynarodowej w Waszyngtonie. Niebawem cena ropy może dojść jego zdaniem nawet do 100 dolarów za baryłkę, ale nie wywoła to recesji w skali światowej. - Ceny ropy przestaną rosnąć, gdy skończy się boom w nieruchomościach - dodaje. Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż huragan Katarina spowodował zniszczenie szeregu platform wydobywczych w Zatoce Meksykańskiej, skąd pochodzi ponad połowa ropy amerykańskiej oraz zamknięcie kilku rafinerii, nie mówiąc o innych stratach.
Gospodarka nie poddaje się
Ceny ropy, zdaniem gazety „Wall Street Journal”, rosną z dwóch powodów: ilość ropy, jaką jest w stanie wydobyć i przerobić przemysł naftowy jest ograniczona, tymczasem popyt ze strony krajów dynamicznie rozwijających się wciąż rośnie. Dla ekonomistów jest zagadką, dlaczego wzrost cen paliw nie zahamował rozwoju gospodarczego. Najnowsze prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówią o tempie 4,3 proc. w 2005 r, choć w ub. roku sięgało 5,1 proc.
Drogie paliwa mogą dotknąć gospodarki w postaci swego rodzaju podatku od konsumpcji, skłaniając ludzi do mniejszych zakupów innych towarów oraz podnosząc koszty i zmniejszając zyski przedsiębiorstw. Ale na obu frontach jest szereg ekonomicznych buforów łagodzących skutki. To globalna konkurencja wymusza niskie ceny i trzyma inflację w ryzach. Chociaż w USA wzrost inflacji do 3,2 proc. w 2004 r. w 1/3 powstał dzięki skokom cen paliw. Bylby większy, gdyby nie import tanich towarów z zagranicy, które skłaniają krajowych producentów do wstrzymywania się z podnoszeniem cen. Nie rosną także płace pracowników. - Rynek światowy trzyma płace pod kontrolą - mówi Joseph Quinlan, główny ekonomista Bank of America. Ryzyko pojawienia się inflacji jednak rośnie. Jej wzrost już przekracza 2 proc., czyli wysokość założoną przez Fed.
Ponadto boom w nieruchomościach skłania Amerykanów do płacenia wyższych rachunków za energię i wydawania pieniędzy na inne dobra konsumpcyjne - od odzieży poprzez samochody, a na wakacjach kończąc. W br. trend trwa nadal. Znana firma finansująca zakup nowych domów Freddie Mack uważa, że o ile w 2004 r. Amerykanie wygenerowali na handlu domami 140 mld dolarów, to w br. będzie to już 162 mld dolarów.
W ostatnich czterech tygodniach konsumpcja benzyny wzrosła w USA o 1,6 proc. w porównaniu z ub. rokiem, choć jej ceny były wyższe o 40 proc. i podwyżki sięgały 73 centów za galon (16 eurocentów za litr). W II kwartale gospodarstwa wydały na paliwa 276 mld dolarów, ponad 76 mld więcej niż dwa lata temu. Ale w tym samym czasie wydatki na ubrania wzrosły o 41 mld dolarów, nie mówiąc już o dziesiątkach miliardów na meble, ochronę zdrowia i wypoczynek.
Zimna krew Greenspana
Wyższy rachunek za paliwa jest bolesny, ale nie rujnuje jeszcze gospodarki. W maju szef Fed Allan Greenspan stwierdził, że wzrost cen paliw może spowodować spadek PKB najwyżej o trzy czwarte proc. - O ile będzie to wzrost sensowny - dodał. Teraz ceny ropy są o 16,5 dolara wyższe od tych w maju. Guru amerykańskich finansów nadal twierdzi, że nie boi się wzrostu cen energii. - Elastyczność naszej gospodarki rynkowej przekonała dotychczas, że dajemy sobie dobrze radę z rozsądnym wzrostem cen ropy na rynku spot jak i futures w ostatnich dwóch latach - przyznał w końcu sierpnia.
Analitycy twierdzą, że należy się przyzwyczaić do wysokich cen ropy, bo nie jest to chwilowa podwyżka. W USA, które konsumują 20 proc. światowego zapotrzebowania na paliwo, narastają jednak obawy. Na Hawajach, gdzie galon benzyny kosztuje 2,84 dolara, władze stanowe zapowiedziały zastopowanie cen i jest to pierwszy taki krok od kryzysu paliwowego w latach 70. Wcześniej wystąpiły też sygnały o spadku zamówień na różne surowce i zespoły do produkcji, co zdaniem niektórych analityków oznacza spowolnienie tempa rozwoju gospodarki. Dlatego z uwagą należy śledzić wrześniowe raporty o gospodarce USA.
W Japonii resort finansów już zapowiedział, że wysokie ceny ropy wpłyną na zyski wielu koncernów. Zaś we Włoszech, które wychodzą z recesji, poinformowano, ze kierowcy w lipcu kupili o 10 proc. mniej paliw niż przed rokiem. Największa presja inflacyjna wystąpiła jednak w krajach rozwijających się. MFW już ostrzegł, że droga ropa zagraża dynamicznemu wzrostowi gospodarki krajów Azji i Afryki. Zaś dyrektor zarządzający MFW Rodrigo de Rato wezwał banki centralne tych państw - w tym Filipin i Indonezji - do wykorzystania polityki monetarnej do obniżenia presji inflacyjnej z powodu drogiego paliwa.
Ameryka się jednak nie obawia. Zdaniem Nasira Khiliji z Ministerstwa Energetyki wzrost cen ropy o 100 proc. obniży roczny PKB tylko o 1 proc. Ceny ropy w ciągu dwóch lat wzrosły o 84 proc., gdy ceny innych dóbr pozostały praktycznie od połowy 2003 r. na tym samym poziomie, co dowodzi elastyczności ekonomii. Banki centralne mają więc sporo do zrobienia. O ile ceny ropy w ciągu 2,5 roku podwoiły się, to w latach kryzysów paliwowych 1970-74 i 1979-80 rosły nawet 3-krotnie w ciągu kilku tygodni, gdyż dostawy ropy zostały wówczas odcięte.
Stopy jako hamulec
Szok cenowy w latach 70. spowodował też błyskawiczny wzrost stóp procentowych, gdyż banki centrale bały się spirali inflacyjnej. Obecnie ich przedstawiciele studiują uważnie tamte wydarzenia, ale wielu z nich na czele z b. członkiem Fed, a obecnie szefem doradców ekonomicznych prezydenta Busha Benem Bernanke uznało, że gwałtowny wzrost stóp byłby najlepszym krokiem ku recesji, a tego nie chce nikt.
Stopy procentowe rosną więc bardzo wolno. O ile w 2003 r. stopa podstawowa wynosiła 1 proc., to obecnie po sierpniowych podwyżkach sięga 3,5 proc. i ten wolny trend wzrostu będzie kontynuowany, twierdzi „Wall Street Journal”. „Teraz to polityka monetarna będzie sterować wzrostem cen, a nie odwrotnie”, dodaje gazeta. - Fed przecenił gospodarkę w latach 2002 i 2003 - mówi James Hamilton prof. ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. - Ale to nie miało nic wspólnego z cenami ropy - dodaje. Jednym z jej efektów jest wzrost cen paliw i spożycia benzyny. Teraz wyższe krótkoterminowe stopy mogą skutecznie przyhamować wzrost gospodarczy w najbliższych 6-9 miesięcach.
Wielu analityko uważa, że władze postępują mądrze wobec wzrostu cen ropy. - Nie muszą już blokować gospodarki ponieważ ceny ropy wzrosły - podkreśla Frederic Mishkin prof. ekonomii w Columbia University, który wcześniej był szefem rady naukowej w Fed.
Adam Wolski
Wyniki finansowe największych firm naftowych w I półroczu 2004 i 2005 (w mld USD)
ExxonMobil - 11,2 i 15,5
BP - 9,3 i 12,2
Shell - 8,6 i 11,9
ChevronTexaco - 6,7 i 6,4
Źródło: koncerny