Niczym bumerang przed każdymi wyborami powraca kwestia reprezentacji płci na listach wyborczych. Sprawdzamy, ile kobiet w tym roku startuje do parlamentu i pytamy Państwa o zdanie w tej sprawie.


Zgodnie z przyjętą w 2011 r. ustawą, każda z płci musi być reprezentowana na listach wyborczych danej partii w wymiarze przynajmniej 35 proc. kandydatów. Siłą rzeczy parametr ten znajduje zastosowanie do kobiet („niedoboru” mężczyzn w polityce jeszcze nie obserwowaliśmy).
Jak wynika z analiz Instytutu Spraw Publicznych, w nadchodzących wyborach do Sejmu kobiety stanowią 42 proc. kandydatów. To wynik zbliżony do odnotowanego cztery lata temu. Najwięcej kobiet znajdziemy na listach SLD (46,6 proc.) i Koalicji Obywatelskiej (43 proc.). Kolejne na liście są PSL (41,4 proc., Konfederacja (39,7 proc.) oraz Prawo i Sprawiedliwość (39 proc.). Warto dodać, że kandydatki zajmują 30 proc. pierwszych pięciu miejsc na listach i blisko 20 proc. „jedynek”, które teoretycznie dają największą szansę na mandat.
Znacznie mniej kobiet znajdziemy na listach do Senatu, w przypadku których mamy do czynienia z systemem jednomandatowych okręgów wyborczych. W obecnych wyborach panie stanowią 16,2 proc. kandydatów, to o 2,5 proc. więcej niż przed czterema laty. Udział kobiet na poszczególnych listach prezentuje się następująco: SLD (28,6 proc.), KO (24,7 proc.), PSL (6,2 proc.), PiS (14,1 proc.).
Zwolennicy kwot minimalnych / parytetów na listach wyborczych argumentują, że jest to rozwiązanie wzmacniające reprezentatywność parlamentu – koniec końców kobiety stanowią ponad połowę mieszkańców Polski (ok. 51 proc.). Przeciwnicy przypominają, że o tym, kto jest na listach suwerennie powinny decydować partie, a w obecnym systemie może dojść do sytuacji, w której nawet posiadający dobre kwalifikacje mężczyzna nie załapie się na listę ze względu na swoją płeć.
Jeżeli nie widzisz ankiety poniżej, kliknij w ten link
MZ