Od lat wiele emocji budzi kwestia udziału Polonii w wyborach parlamentarnych (i prezydenckich) w Polsce. Prawo głosu powinno być zabrane w takim przypadku czy też niech zostanie tak, jak jest? Podzielcie się z nami swoją opinią.


Nie da się ukryć, że wielu Polaków mieszka poza granicami kraju. Szacuje się, że jest ich ponad 20 milionów i mogą oni swobodnie korzystać z prawa wyborczego. Wystarczy mieć obywatelstwo polskie, skończone 18 lat, posiadać ważny dokument tożsamości oraz zostać wpisanym do spisu wyborców.
Kontrowersje budzi fakt, że nie ma znaczenia, jak długo dana osoba przebywa poza Polską. Tak więc mogą głosować turyści, podróżujący służbowo oraz osoby, które na stałe pożegnały się z naszym krajem.
Przeczytaj także
I właśnie to jest kością niezgody - czy Polacy, którzy wyjechali wiele lat temu, mieszkają na stałe poza Polską i co więcej, nie planują do Polski wrócić, powinni mieć prawo wyborcze? W ostatnich dniach poinformowano, że liczba obwodów zagranicznych wzrośnie do 410 i będzie to o blisko 30 proc. więcej niż w 2019 r. Z wyborów na wybory rośnie liczba Polaków przebywających za granicą, którzy biorą udział w wyborach.
W 2011 Polonia oddała 117 tys. głosów, w 2015 r. było to ponad 173 tys. głosów, a w 2019 r. już ponad 313 tys. głosów. To i tak jedynie ułamek w puli 18 678 457 Polek i Polaków, którzy zagłosowali w Polsce w ostaniach wyborach.
Warto zauważyć, że choć w większości państw europejskich głosowanie za granicą jest powszechną praktyką, to w niektórych istnieją jednak ograniczenia. I tak np. w Niemczech prawo do udziału w wyborach Niemcy tracą po 25 latach mieszkania poza krajem, a Brytyjczycy jeszcze szybciej, bo już po 15 latach.
Polacy głosujący poza granicami kraju oddają głos na listę warszawską - mieszkańcy Warszawy mogą się więc czuć poszkodowani. Zupełnie inną kwestią jest to, że okręgi wyborcze w Polsce powinny zostać podzielone na nowo. Ostatnia aktualizacja podziału mandatów miała miejsce 12 lat temu i nie odpowiada już liczbie mieszkańców poszczególnych okręgów.
JM