Rzecznik Finansowy w swojej opinii uderzył w cztery czułe punkty większości umów kredytów opartych na franku szwajcarskim - waloryzację, "prezesowskie" oprocentowanie, spread i dowolność kształtowania kursów przeliczeniowych. Wokół tych kwestii koncentrują się spory sądowe toczone przez kredytobiorców i banki. Rzecznik za każdym razem staje po stronie konsumentów, chociaż wymiar sprawiedliwości do tej pory częściej przyznawał rację kredytodawcom.


Szczególnie istotny jest pogląd podważający uzależnienie kwoty zobowiązania od kursu waluty obcej. Rzecznik uznał, że zmiana w trakcie trwania umowy wysokości długu (za pomocą mechanizmu waloryzacji) jest niedopuszczalna. W raporcie czytamy, że sprzeciwia się ona samej istocie kredytu. "Bank nie może żądać od kredytobiorcy zwrotu większej kwoty środków pieniężnych aniżeli ściśle określonej i oddanej do dyspozycji liczby środków pieniężnych" - wskazano w opinii Rzecznika.
Kredytobiorcy otrzymują od Rzecznika Finansowego amunicję w sądowych sporach. Problem w tym, że zestaw argumentów przytoczonych w raporcie nie musi trafić do przekonania wydającym wyroki sędziom. Nawet tzw. istotne poglądy wydawane przez działającą od jesieni instytucję nie są niczym więcej niż opinią podsuwaną pod rozwagę sądom. O tym, czy linia orzecznictwa we "frankowych" sprawach zmieni się dzięki dzisiejszej publikacji przekonamy się w najbliższych miesiącach. Być może będzie to przysłowiowy kamień, który uruchomi lawinę.
Tekst jest komentarzem do artykułu "Klauzule niedozwolone w umowach kredytów „walutowych”. Raport Rzecznika Finansowego"