Okazuje się, że nasza wiedza o bieganiu, najstarszej i najbardziej naturalnej ludzkiej aktywności antropologicznej, jest zadziwiająco mała.
Teza o niezwykłej predyspozycji człowieka do biegania pojawiła się w 2004 roku w artykule amerykańskich naukowców: Liebermana i Bramble’a. Na łamach czasopisma „Nature” dowodzili, że wyewoluował on na supermaratończyka potrafiącego ścigane zwierzę zagonić na śmierć w czasach, gdy nie dysponował jeszcze odpowiednią bronią.
Urodzeni biegacze
Współcześnie potrafią jeszcze w ten sposób polować Buszmeni, gdy ścigają antylopę. Dzieje się tak dzięki lepszemu systemowi chłodzenia organizmu, w który wyposażony jest człowiek. Z tą hipotezą koresponduje też książka Christophera McDougalla „Urodzeni biegacze”. Dużo miejsca poświęca w niej autor analizie techniki biegu człowieka. Biegamy obecnie w sposób nienaturalny. Otóż okazuje się, że najwięcej kontuzji u biegaczy (a dotyczy to prawie 80 proc. biegających) spowodowanych jest niewłaściwym obuwiem. Paradoksalnie, im lepsze (i droższe) buty, zapewniające odpowiednią amortyzację stopy, tym bardziej rośnie liczba kontuzji. Rozwiązaniem problemu ma być bieganie naturalne, boso, ewentualnie w specjalnych butach--ochraniaczach na stopy, zapewniających im nieskrępowaną pracę. Lieberman zapewnia, że po kilku miesiącach odpowiedniego treningu można biegać boso po najtwardszym podłożu. Czy czeka nas przewrót w technice biegania?
Swoistym fenomenem kulturowym naszych czasów stały się masowe biegi uliczne, często na dystansie maratońskim (42 195 m). W największych startuje blisko 40 tys. biegaczy. Są to najbardziej demokratyczne imprezy sportowe, jakie można sobie wyobrazić: każdy amator może wziąć w nich udział i stanąć do bezpośredniej rywalizacji z mistrzami.

Odkrywanie zapomnianej tożsamości
Dlaczego ludzie decydują się na bieganie? Czasem powodem jest rywalizacja sportowa, troska o kondycję, zdrowie, pokonywanie własnej słabości. W biegu jest jednak coś więcej. Zostało to pięknie pokazane w obsypanym Oscarami filmie „Forrest Gump”. Tytułowemu bohaterowi, który w dzieciństwie miał kłopoty z chodzeniem, w najtrudniejszych momentach życia towarzyszy bieg. Najpierw pozwala mu wyzwolić się z kalectwa, następnie ratuje życie i daje możliwość ocalenia innych w czasie wojny wietnamskiej, wreszcie przywraca mu równowagę psychiczną po odejściu ukochanej osoby. Można tu przytoczyć słowa znanego pisarza japońskiego Murakamiego pochodzące z wydanej właśnie w Polsce książki „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”: „Kiedy biegnę, nie muszę z nikim rozmawiać ani nikogo słuchać. Jedyne, co muszę, to przyglądać się mijanej okolicy. Nie byłbym w stanie się obejść bez tej części dnia. Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę. Biegnąc, staram się myśleć o rzece. I chmurach. Ale w zasadzie nie myślę o niczym. Jedyne, co robię, to biegnę przez własną, przytulną, skrojoną na moją miarę pustkę, własną nostalgiczną ciszę. Mam wrażenie, że biegnąc dłużej, zdołam fizycznie pozbyć się części swojego niezadowolenia”.
Bieg – wierny towarzysz człowieka
Ludzie biegali od zawsze, ale historia biegania pojmowanego w dzisiejszym, sportowym znaczeniu jest zadziwiająco skromna. Na starożytnych igrzyskach olimpijskich w Grecji biegano na trzech dystansach, przy czym najdłuższy wynosił 4,5 kilometra. Zawodnicy musieli się bardzo pilnować – za falstart groziła kara chłosty. Nie znamy, niestety, czasów osiąganych przez biegaczy, ale podobno jednemu z nich udało się przegonić zająca, a innemu konia. W czasach nowożytnych biegacze często prezentowali swe umiejętności przy okazji różnych uroczystości. Znana jest, opisana w 1683 roku, relacja o pewnym biegaczu niemieckim (nie zanotowano jego nazwiska), który pokonał w wyścigu na dystansie 160 km księcia von Hessen-Cassel jadącego na swym najlepszym koniu. Zwycięzca po biegu wychylił kielich mocnego wina i w chwilę później zmarł – współcześni sądzili, że wskutek wypicia mocnego trunku, a nie biegu. W XIX-wiecznych gazetach sporo było informacji o śmierci biegaczy, następującej zazwyczaj krótko po ukończeniu biegu. Symptomatyczny był komentarz w „Bairische Landbote”: „To niebezpieczna profesja, biegacze skazani są na deszcz, pył, wiatr itp. Wolny chód jest o wiele mniej niebezpieczny, a i dotrzeć można tym sposobem dużo dalej”.
Tradycyjnie i ekstremalnie
Niewątpliwie przełomowe znaczenie dla biegania miało odnowienie idei olimpijskiej. Na pierwszej nowożytnej olimpiadzie w Atenach w 1896 roku wprowadzono zupełnie nową konkurencję biegową, nieznaną w starożytności.
Chcąc uczcić pamięć i oddać hołd legendarnemu Filippidesowi, postanowiono rozegrać bieg na trasie z Maratonu do Aten (ok. 37 km). Do końca nie było pewne, czy bieg maratoński zostanie rozegrany, ponieważ obawiano się, że jest to dystans przerastający możliwości człowieka. Pierwszy zwycięzca olimpijski Spiridion Louis dzięki niespełna trzygodzinnemu biegowi został greckim bohaterem narodowym.
Mimo opinii, że bieganie tak długich dystansów jest groźne dla zdrowia, jeszcze w tym samym roku zorganizowano cztery podobne biegi. Stopniowo zaczęto organizować ich coraz więcej. Obecnie do najbardziej prestiżowych należą biegi w Bostonie, Nowym Jorku (największy, w 2007 roku ukończyło go 38 557 osób), Londynie, Chicago, Berlinie, Paryżu i Wiedniu. Pojawiły się biegi maratońskie w zupełnie ekstremalnych miejscach: na pustyni – Sahara Marathon w Tunezji; na biegunie – Antarktika Maraton; Ice Marathon po jeziorze Bajkał w syberyjskim mrozie; maratony górskie, z których najbardziej znany jest szwajcarski Zermatt Maraton. W niezwykle egzotycznej scenerii startują biegacze uczestniczący w Wall Marathon po Wielkim Murze Chińskim czy też ci biegający na dwóch kontynentach w Istambul Euro-Asia Maraton. Najstarszym polskim maratonem jest bieg w Dębnie (woj. zachodniopomorskie), którego 37. edycja miała się odbyć 11 kwietnia tego roku. Najliczniej obsadzone to maratony w Poznaniu (4338 biegaczy w 2009 roku) i Warszawie (3164).

Tysiące ruszają do biegu
Światowa kariera masowego biegania rozpoczęła się pod koniec lat 60. w Stanach Zjednoczonych. U jej źródeł znalazła się z jednej strony moda na szczupłą, wysportowaną sylwetkę, z drugiej zaś alarmistyczne raporty lekarskie dotyczące nadwagi Amerykanów i katastrofalnych tego skutków zdrowotnych. W 1968 roku ukazała się książka Kennetha Coopera „Aerobics” promująca podstawowe zasady treningu zdrowotnego. Autor zalecał ćwiczenia poprawiające pracę układu krążenia poprzez dostarczanie organizmowi większych ilości tlenu. Podobne wnioski zawierała, wydana rok wcześniej, książka „Jogging” Billa Bowermana. Autor proponował proste ćwiczenia biegowe jako sposób na poprawę pracy serca i płuc, dostarczających tlen do mięśni. Co za tym idzie, ćwiczenia miały prowadzić do ogólnej poprawy kondycji. Bieganie powstrzymuje proces, naturalnego po trzydziestce, ubytku tkanki mięśniowej. Niedawno neurolodzy z Uniwersytetu w Cambridge stwierdzili, że stymuluje ono mózg do wytwarzania istoty szarej, co zwiększa zdolności poznawcze jednostki. Zaledwie parę dni joggingu powoduje pojawienie się setek tysięcy nowych neuronów, co oznacza lepsze funkcjonowanie pamięci. Dobroczynne skutki biegania, odczuwalne prawie natychmiast w postaci poprawy kondycji, zmniejszenia nadwagi i likwidacji stresu, dały imponujące rezultaty. Rozpoczęła się najpierw amerykańska, a później światowa moda na jogging, czyli spokojny, niezbyt szybki bieg (7–9 km/h) na świeżym powietrzu.
Wkrótce potem uświadomiono sobie, że po odpowiednim treningu praktycznie każdy zdrowy człowiek jest w stanie przebiec maraton. Pokusa wystartowania w jednych zawodach z najlepszymi biegaczami świata, zmierzenia się z legendarnym dystansem i własnymi ograniczeniami była tak duża, że wkrótce w wielu maratonach pojawiły się tysiące zawodników. W ich gronie były także kobiety. Okazało się bowiem, że biegają one wprawdzie nieco wolniej, ale ich wytrzymałość jest taka sama jak mężczyzn. Od 1984 roku (Los Angeles) kobiecy maraton stał się dyscypliną olimpijską. Obecną rekordzistką świata jest Brytyjka Paula Radcliffe (2:15.25), a rekordzistką Polski Wanda Panfil, która w 1991 roku uzyskała czas 2:24.18. W maratonach zaczęli startować też ludzie starsi. Ten dystans udało się przebiec 98-letniemu Grekowi i 94-letniej Amerykance. Świetne rezultaty w biegach maratońskich, mimo przekroczonej osiemdziesiątki, uzyskiwali także polscy seniorzy – Jerzy Kuszakiewicz i Marian Parusiński. Ten drugi w wieku 77 lat z powodzeniem zaliczył supermaraton o dystansie 100 kilometrów!
Euforia biegacza
Start w biegu długodystansowym wymaga niezwykłych wyrzeczeń, ogromnej samodyscypliny i wysiłku. „Chcąc utrzymać organizm w stanie gotowości do biegania, konieczne są przynajmniej trzy 30-minutowe treningi tygodniowo” – pisał Jerzy Skarżyński – czołowy polski maratończyk, autor książek „Biegiem przez życie” i „Maraton”. „Czy biegający raz lub dwa razy w tygodniu nie trenują? NIE! Biegają, ale nie trenują! Z takiego biegania nie wynika dla organizmu NIC, co jest motorem ROZWOJU sportowego… Nawet tylko kilkumiesięczny, ale regularny okres przygotowań GWARANTUJE dotarcie do mety. Oczywiście celem biegającego 3 razy tygodniowo będzie »tylko« ukończenie biegu, ale ten, kto poświęci na trening 4–5 dni w tygodniu, może już stawiać sobie cele wynikowe!”. W zamian ludzie otrzymują poczucie własnej siły i wolności. Jest taki stan, który określa się mianem „euforii biegacza”. Zjawisko nie jest do końca zbadane, niektóre hipotezy mówią, że zachodzi ono wskutek wysiłku w czasie biegu, prowadząc do wydzielania endorfin. Tworzy to u biegacza poczucie pełnej kontroli umysłu nad ciałem, eliminuje negatywne emocje, zwiększa odporność na ból i zmęczenie oraz daje poczucie wielkiego zadowolenia. Niektórzy fizjolodzy uważają, że biegacze długodystansowi są uzależnieni fizjologicznie od biegania, inaczej mówiąc – są „endogennymi morfinistami”.
Gdy biegniesz, świat pięknieje
„Bieganie traktuję też jak terapię. Na dolegliwości duszy, na smutki, na melancholię. A także terapię ciała – gdy coś mnie boli albo się przejadłem, nie wyspałem, przepiłem… Bieganie to fantastyczny sposób na wszelkiego rodzaju niedyspozycje” – zwierzał się w swojej gazecie wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Piotr Pacewicz. „Otóż zaczynasz biec. Najpierw wolno, noga za nogą, z wysiłkiem, z niechęcią. I po jakimś czasie, u mnie po jakichś dwóch kilometrach, zaczyna się dziać coś niesamowitego. Jakbyś to już nie ty biegł, tylko twoje ciało. I zaczynasz odczuwać niesamowitą przyjemność, doznajesz harmonii, lekkości i zachwytu nad własnym ciałem, a także za każdym razem zdumienia, że jesteś w stanie tak biec. Zaczynają też dziać się dziwne rzeczy z czasem. To znaczy pierwsze 10 minut trwa 10 minut, a każde następne trwa już nie wiadomo ile. Twój duch jakby się uwalnia, wzlatuje. Pojawiają się różne fajne myśli. Świat pięknieje. Kolory, na skutek nadzwyczajnego dotlenienia mięśni, w tym mięśni oczu, stają się wyraziste. Świat pięknieje...” – mówił.
W Polsce bieganie staje się coraz popularniejsze i w różnych biegach masowych widać sporo znanych ludzi. Są wśród nich dawni sportowcy; znani ekonomiści: Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko; dziennikarze: Tomasz Lis, Maciej Kurzajewski, Beata Sadowska, Tomasz Zubilewicz, Piotr Pacewicz; politycy: Wojciech Olejniczak i Tadeusz Cymański; artyści: Marcin Dorociński, Zbigniew Buczkowski, Jacek Fedorowicz i Artur Rojek.