

Ostra podwyżka stóp procentowych w Czechach wzmogła presję na polską Radę Polityki Pieniężnej, aby ta zerwała z polityką prawie zerowych stóp procentowych. To dodało sił złotemu i pozwoliło zrzucić kurs euro z najwyższych poziomów od pół roku.
Jeszcze w czwartek wczesnym popołudniem sytuacja złotego prezentowała się fatalnie. Dolar kosztował już ponad 4 złote, a kurs euro przekraczał 4,64 zł i znalazł się niebezpiecznie blisko covidowego szczytu z 29 marca (4,6734 zł). Jego przekroczenie na gruncie analizy technicznej otwierałoby drogę ku rekordowi z lutego 2009 roku (4,93 zł).
Później jednak wiatr zaczął się zmieniać. Pierwszy powiew na korzyść złotego dość nieoczekiwanie nadszedł z Rady Polityki Pieniężnej. Na wrześniowym posiedzeniu jeden z jej członków złożył wniosek o podwyżkę stopy referencyjnej od razu do 2%. Wniosek oczywiście upadł, ale pokazał determinację części Rady do wywiązania się z konstytucyjnego zadania trzymania inflacji w ryzach.
Zobacz także
Chwilę później przykład tego, jak to robić, dał Czeski Bank Narodowy, podnosząc główną stopę procentową aż o 75 punktów bazowych, do poziomu 1,50%. Była to najsilniejsza w XXI wieku podwyżka stóp u naszych południowych sąsiadów oraz ruch silniejszy od oczekiwanych przez ekonomistów +50 pb.
To nasiliło spekulacje, że prezes Glapiński wreszcie się ugnie i zacznie walczyć z przekraczającą 5% inflacją cenową w Polsce. Złoty zaczął szybko zyskiwać względem euro. Kurs euro w ciągu nieco ponad dwóch godzin spadł z 4,6468 zł w okolice 4,59 zł. W piątek rano wspólnotowa waluta była wyceniana na 4,5947 zł, a więc o ponad grosz niżej niż na zakończeniu czwartkowych notowań.
Wciąż mocny pozostaje dolar amerykański, który na parze z euro kwotowany jest blisko najmocniejszych poziomów od lipca 2020 roku. W piątek o 9:31 dolar taniał jednak o ponad jeden grosz, osiągając cenę 3,9640 zł.
Za franka szwajcarskiego płacono 4,2575 zł. Funt szterling kosztował 5,3343 zł i był już o 6 groszy tańszy niż w czwartek wczesnym popołudniem.
KK
