W czerwcu juan osłabił się wobec dolara najmocniej w historii, ale Ludowy Bank Chin długo powstrzymywał się od interwencji. Dziś Chińczycy ponownie pokazali jednak, że w razie potrzeby mają do dyspozycji potężną armię, gotową do obrony waluty.


W drugiej połowie czerwca renminbi, bo tak formalnie nazywa się chińska waluta, osłabiło się wobec dolara o niemal 4 proc. Był to najbardziej znaczący ruch wśród 30 głównych walut świata w tym okresie, a w skali całego miesiąca największy spadek wartości "czerwonego" w historii. Wyjątkowo gwałtowny ruch pobudził plotki, jakoby Chińczycy mieli użyć juana jako broni w konflikcie handlowym ze Stanami Zjednoczonymi. Za osłabieniem waluty miałby stać Pekin, starający się rekompensować eksporterom dodatkowe cła nałożone na ich towary przez administrację Donalda Trumpa.
Sprawa nie jest jednak tak oczywista, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Przede wszystkim na deprecjację renminbi wobec dolara warto spojrzeć przez pryzmat sytuacji na całym rynku walutowym w dłuższym horyzoncie. W drugiej połowie kwietnia i w maju trwał rajd dolara. Podczas gdy euro czy złoty wyraźnie traciły wobec amerykańskiej waluty, kurs USDCNY tylko nieznacznie wzrósł. W czerwcu po prostu "nadgonił" wcześniejsze ruchy innych walut wobec "zielonego".
Poza tym, choć uwagę świata przyciąga właśnie kurs USDCNY, to Pekin formalnie stara się utrzymać stabilność juana wobec koszyka walut (w skład którego wchodzi również złoty). Z tej perspektywy renminbi umacniało się przez ponad rok, właśnie do połowy czerwca. Teraz wróciło do poziomu ze stycznia.
Mimo że ruch juana był zatem przynajmniej częściowo spowodowany przez czynniki rynkowe, to i tak obudził uśpione chińskie demony. Skala deprecjacji waluty była podobna do odnotowanej w 2015 r., choć rozłożona na kilkanaście, a nie kilka dni. Ówczesna dewaluacja juana doprowadziła do zmasowanego odpływu kapitału zza Muru i zagroziła stabilności finansowej państwa. Podobnie jak przed trzema laty, w dół idą również ceny akcji na chińskich giełdach, dodatkowo zachęcając Chińczyków do inwestowania środków za granicą.
Znacząca deprecjacja waluty szkodzi też niektórym sektorom chińskiej gospodarki, także tym najistotniejszym z punktu widzenia stabilności kraju. Dolarowy dług masowo emitowali deweloperzy (borykający się ponadto z okresowym zacieśnieniem mieszkaniowej polityki władz) czy linie lotnicze (dodatkowo konsumujące paliwo wyceniane w dolarach). Teraz nie dość, że rosną stopy procentowe w USA, co zwiększa koszty ich kredytu, to jeszcze ich przychody uzyskiwane w juanach są mniej warte w przeliczeniu na "zielone". W tym samym czasie gospodarka Państwa Środka zwalnia, a władze oficjalnie prowadzą kampanię delewarowania - narzucając chińskim firmom przymusowy odwyk od kredytowej kroplówki, przez lata wspierającej ich dynamiczny rozwój.
Ponadto Pekin musi uważać, by nie "obudzić" Donalda Trumpa. 45. prezydent USA przez lata twierdził, że Chiny manipulują walutą, by wesprzeć eksport. Teraz, gdy kraje przystąpiły do wojny handlowej, gwałtowny ruch juana w dół może zostać odczytany przez Trumpa jako element "działań wojennych". I spotkać się z odpowiedzią Amerykanów. Ale może być również pokazem gotowości Chińczyków do sięgnięcia po wszystkie dostępne środki w konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi. Stąd powrót obaw o przerodzenie się na razie ograniczonej wojny handlowej w pełnowymiarową globalną wojnę walutową.
Negatywne konsekwencje jeszcze głębszego osłabienia juana są zatem większe niż pozytywne efekty takiego ruchu. Ludowy Bank Chin pozwolił siłom rynkowym na zepchnięcie kursu USDCNY do poziomu 6,7, ale potem pokazał, że ma sytuację pod kontrolą. - Jesteśmy przekonani, że kurs wymiany juana pozostanie zasadniczo stabilny na rozsądnym i zrównoważonym poziomie - powiedział w ubiegły wtorek Pan Gongsheng, zastępca prezesa Ludowego Banku Chin i szef SAFE, agencji zajmującej się zarządzaniem chińskimi rezerwami walutowymi. Interwencji słownej towarzyszyły również stosunkowo niewielkie zakupy juana na rynku przez chińskie państwowe banki, ale to w momencie korekty na dolarze wystarczyło, by uspokoić inwestorów i obecnie dolara można już kupić za 6,62 juanów.
Dziś z Pekinu nadszedł również comiesięczny komunikat o stanie aktywów rezerwowych. Chińska "armia walutowa" pozostaje najsilniejsza na świecie - władze Państwa Środka mają do dyspozycji rezerwy walutowe wielkości 3,11 bln dolarów.
W razie pojawienia się kolejnego zagrożenia dla stabilności renminbi władze mają zatem do dyspozycji potężne środki, by powstrzymać osłabienie. Sam potencjał chińskiej "armii walutowej", wraz z siłami specjalnymi w postaci regulacji prawnych tamujących odpływ kapitału z Chin, wystarcza Pekinowi, by gwarantować pożądaną stabilność juana.
























































