Pan Stefan śpi na fotelu w dawnej komórce na miotły, a pani Barbara wychowuje dwuletniego synka w ośrodku kryzysowym, bo za 800 zł nie była w stanie utrzymać się z rodziną. Ich historie nie są wyjątkami, lecz częścią rosnącej „aglomeracji biedy”, o której mówi najnowszy "Raport o Biedzie" Szlachetnej Paczki. W Polsce w skrajnym ubóstwie żyją blisko 2 mln ludzi.


Choć każdego roku polskie miasta z niecierpliwością wypatrują nowych rankingów i zestawień, pozwalających poczuć prestiż i wyróżnić się na tle konkurencji to w 2024 r. niekwestionowanym liderem został ponownie Biedańsk (metaforyczne miasto skupiające osoby żyjące w skrajnym ubóstwie). Taką koncepcją posługują się autorzy raportu "Raportu o biedzie", aby lepiej zobrazować skalę ubóstwa w Polsce.
Blisko 5 mln ludzi funkcjonujących tuż nad progiem skrajnej biedy
Gdyby Biedańsk istniał naprawdę, liczyłby 1,9 mln mieszkańców, czyli więcej niż Warszawa. Mimo spadku o blisko 600 tys. osób względem poprzedniego roku problem nie zniknął, ale rozrósł się do rozmiarów aglomeracji. Biedańsk otacza dziś rozległy „obwarzanek” miejscowości zamieszkiwanych przez osoby żyjące w ubóstwie relatywnym. To ponad 13 proc. społeczeństwa, blisko 5 mln ludzi, funkcjonujących tuż nad progiem skrajnej biedy. W tej skali „biedańska” aglomeracja mogłaby konkurować z takimi metropoliami jak Madryt czy Toronto.
"Czym jest ubóstwo relatywne? To takie naukowe określenie na tych, którym wiedzie się trochę lepiej. Mogą sobie pozwolić na codzienny zakup np. 20 dag żółtego sera, bo jego równowartość wynosi tyle, ile różnica w portfelach, dzięki której nie są już skrajnie ubodzy, a „tylko” relatywnie. 300 zł miesięcznie - czy może dosadniej 10 zł dziennie - decyduje o ich życiu nad kreską" – czytamy w raporcie Szlachetnej Paczki.
Zastosowanie granicy zagrożenia ubóstwem relatywnym (definiowanej jako 50 proc. przeciętnych miesięcznych wydatków gospodarstw domowych w Polsce) pozwala wyodrębnić te rodziny, których poziom konsumpcji znajduje się wyraźnie poniżej standardu typowego dla społeczeństwa. Jak podaje GUS, granica zagrożenia ubóstwem relatywnym dla jednoosobowego gospodarstwa w czwartym kwartale ubiegłego roku wynosiła średnio 1266 zł. Natomiast dla gospodarstw czteroosobowych w modelu "2+2" próg wynosił 3417 zł miesięcznie na całą rodzinę.
Mieszka w schowku na miotły
Pan Stefan nie ma mieszkania. Ma komórkę, a właściwie dawny schowek na miotły, w którym dziś stoi jedynie stary fotel pełniący funkcję łóżka.
Jest przynajmniej ciepło, bo obok idzie pion grzewczy” - podkreśla.
To jego jedyny komfort. W zamian za prawo do spania w tym pomieszczeniu sprząta podwórko, grabi liście, odśnieża. „Dostałem własny klucz” - dodaje z pewną dumą, jakby ten symboliczny kawałek metalu był namiastką normalnego życia, którego od dawna nie ma.
Jeszcze niedawno próbował prosić o drobne prace za kilka złotych. Bezskutecznie. Dziś mówi otwarcie, że zrobi coś za jedzenie. Paradoksalnie to działa. Więcej osób decyduje się poprosić go o pomoc. Najczęściej pani Zosia z trzeciego piętra. Ma ponad 80 lat, sama ledwo wiąże koniec z końcem, a jednak zawsze stara się odwdzięczyć: talerzem zupy albo kanapką, „o ile ma z czego”.
„Jestem w potrzasku. Boję się, że odbiorą mi dziecko”
W raporcie Szlachetnej Paczki poznamy również historię Pani Barbary. 38-latka jest położną, ma ukończone studia, ale problemy z kręgosłupem i paraliżujący ból sprawiły, że nie była w stanie pracować. Gdy przestała dokładać się do czynszu, rodzina kazała jej odejść. Została z 800 zł świadczenia na synka i ograniczoną możliwością dorobienia. Kobieta nie potrafi pogodzić się z myślą, że jej dwuletni synek Ignaś dorasta w Ośrodku Interwencji Kryzysowej.
To nie jest złe miejsce, przyjęli nas ciepło, ale nie chcę, żeby jego pierwszymi wspomnieniami było życie w schronisku i zabawa pożyczonymi misiami” – mówi.
W najlepszych miesiącach ma 1640 zł, w gorszych tylko to, co podarują jej dobrzy ludzie. Oszczędza na operację, której potrzebuje, ale nie może jej przejść, bo nie ma komu powierzyć opieki nad Ignasiem. „Jestem w potrzasku, boję się, że utracę resztki sprawności i odbiorą mi dziecko” – wyznaje.\
Ekonomia niedostatku
Wróćmy do metafory autorów raportu. Droga do Biedańska zaczyna się na jego „przedmieściach”, czyli w sferze niedostatku poniżej minimum socjalnego, które wyznacza granicę między skromnym, ale wystarczającym poziomem życia a sytuacją, w której coraz trudniej zaspokoić podstawowe potrzeby. Minimum socjalne określa koszyk wydatków pozwalający pokryć koszty utrzymania, pracy, edukacji, utrzymywania relacji społecznych czy uczestnictwa w kulturze. Według najnowszych danych aż 41,3 proc. polskich gospodarstw domowych funkcjonuje właśnie poniżej tego progu.
Z niedostatku łatwo przejść do ubóstwa relatywnego, czyli sytuacji, w której standard życia coraz bardziej odbiega od przeciętnego poziomu w kraju. Osoby w ubóstwie relatywnym zwykle mają pracę i dach nad głową, ale stopniowo wypadają z ekonomicznego „peletonu”, nie nadążając za tempem wzrostu kosztów życia, podczas gdy reszta społeczeństwa oddala się coraz szybciej. W 2024 r. stopa ubóstwa relatywnego wyniosła w Polsce ok. 13 proc., co oznacza blisko 5 mln osób żyjących tuż nad granicą bezpieczeństwa finansowego.
Skrajne ubóstwo dotyka blisko 2 mln Polaków
Kolejnym etapem jest centrum „Miasta Biedy”, czyli skrajne ubóstwo. To sytuacja, w której wydatki gospodarstwa domowego spadają do poziomu zagrażającego zdrowiu i życiu. W 2024 r. dotyczyło to 5,2 proc. Polaków, czyli niemal 2 mln osób.
Widoczna jest niewielka poprawa wśród najmłodszych, zaznaczają autorzy raportu. Jednak nadal 364 tys. dzieci żyje w warunkach zagrażających ich rozwojowi, a ponad 400 tys. seniorów pozostaje w granicach skrajnej biedy. Granica skrajnego ubóstwa dla osoby samotnej wynosiła w ubiegłym roku 972 zł miesięcznie. To kwota, która teoretycznie powinna wystarczyć na zaspokojenie podstawowych potrzeb, choć w praktyce wiele osób funkcjonuje za znacznie mniej.
Niepokojący jest również fakt, że po raz drugi w historii skrajne ubóstwo wyprzedziło ubóstwo ustawowe, alarmują autorzy "Raportu o biedzie". Oznacza to, że liczba osób żyjących w trudniej finansowo sytuacji jest większa niż liczba tych, które kwalifikują się do wsparcia z pomocy społecznej. W efekcie powstaje „szara strefa ubóstwa”, w której żyje ponad milion Polaków - zbyt zamożnych, by uzyskać pomoc, ale zbyt ubogich, by żyć na poziomie pozwalającym na godne funkcjonowanie.



























































