Bruksela zachowuje się w sprawie współpracy Chin z krajami Europy Środkowo-Wschodniej jak panna na wydaniu, kiedy bogaty zalotnik poświęca uwagę jej młodszej siostrze.


Spotkanie przedstawicieli państw Europy Środkowo-Wschodniej i Chin w ramach formatu 16+1 jak co roku wzbudziło falę negatywnych komentarzy z Brukseli i niektórych krajów starej Unii. W skład szesnastki wchodzi 11 krajów Wspólnoty, a pozostałe aspirują do członkostwa, więc pojawiły się opinie, że Pekin stara się rozbić jedność UE i kupić lobbystów dla swoich interesów na unijnym forum. Oba argumenty mocno trącą hipokryzją.
Przede wszystkim w kwestii współpracy z Państwem Środka, podobnie jak w wielu innych, od dawna nie istnieje ani wspólne stanowisko krajów członkowskich, ani nawet wspólny interes na wyższym niż podstawowym poziomie. Jednak unijna polityka wobec Chin do tej pory się nie zmaterializowała, a szanse na jej powstanie są mniej niż marne.
Unia Europejska jest związkiem 28 mocno zróżnicowanych państw i każde z nich stara się bronić swoich interesów. Różnice istnieją w ramach starej Unii (vide zadłużone PIGS vs oszczędna Północ), całej wspólnoty (rozwinięta piętnastka vs nowi członkowie) oraz w mniejszych grupach, w tym jedenastce z Europy Środkowo-Wschodniej (duża Polska vs mała Estonia). Ba, o czym często zapominamy, nawet interesy wszystkich Niemców nie są takie same, podobnie jak Polaków czy Portugalczyków. I podlegają zmianom. Dlatego tak ciężko wypracować wspólny front wobec Pekinu, arbitralnie wyznaczającego jeden kierunek dla ogromnej gospodarki chińskiej i obywateli na dekady naprzód.
Co prawda Bruksela podejmuje działania w kierunku wypracowania wspólnego stanowiska, np. w kwestii ograniczania chińskich akwizycji, ale spotykają się one z oporem rządów niechętnych przekazywaniu unijnym organom kolejnych kompetencji i to wcale nie tylko krajów naszego regionu. Najmocniejszy sprzeciw wyraziły Grecja, Finlandia, Holandia i Portugalia. Największym poplecznikiem Pekinu są właśnie Ateny, które szukają poważnej alternatywy dla, delikatnie mówiąc, nielubianej przez Hellenów UE zdominowanej przez Berlin. I nie wahają się zablokować unijnych stanowisk ws. Morza Południowochińskiego czy przestrzegania praw człowieka za Murem.
Format 16+1, podczas którego, jak celnie ujął to Marcin Przychodniak z PISM-u, premier Chin przyjmuje polityków z Europy Środkowo-Wschodniej (EŚW), niewiele w tej kwestii zmienia. Wśród krajów szesnastki są bardziej przychylnie nastawione do współpracy z Pekinem (Węgry Orbana i Czechy Zemana) oraz mniej zaangażowane (Słowacja czy Estonia). Co prawda od kilku lat obserwujemy zbliżenie polityczne i gospodarcze całej EŚW z Państwem Środka, ale dzieje się to raczej za sprawą kontaktów na poziomie bilateralnym niż w ramach szeroki grupy 16+1. Format istnieje od 2012 r., ale Budapeszt, największy poplecznik Chin w regionie, rozpoczął realizację strategii "keleti nyitás", czyli otwarcia na Wschód dużo wcześniej.
W ostatnich latach to raczej kraje starej Unii, np. Grecja czy Portugalia, na skutek problemów gospodarczych szybciej zbliżają się do Pekinu niż nowi członkowie UE. Jeżeliby szukać "lobbystów" interesów Chin i rozbijających wspólnotę UE, to prędzej tam niż w Polsce, Bułgarii czy na Łotwie. Z kolei najbogatsze kraje UE (Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Włochy), skąd pochodzą koncerny międzynarodowe szukające szans rozwoju na rynku za Murem, współpracują z Państwem Środka w ramach formatu G20.
Sprzeczne interesy i konkurencja szesnastki o względy Państwa Środka sprawiają, że płonne są obawy Brukseli o ukształtowanie się wspólnego frontu kilkunastu państw przychylnych Chinom. Zresztą na razie Pekin niewiele zaoferował unijnym uczestnikom formatu 16+1. Inwestycje i handel co prawda przyspieszają, ale wciąż są wyraźnie niższe niż w krajach Zachodu. Nowi członkowie Wspólnoty otrzymują nieporównywalnie większe środki z unijnego budżetu, a ich gospodarki są mocno powiązane ze starą Unią. Mimo że globalne centrum gospodarczo-polityczne przesuwa się na wschód, to główne interesy Pragi czy Warszawy wciąż leżą w Berlinie i Paryżu, a nie Szanghaju. Kraj za Murem jest szansą na dobrą, ale wciąż drobną dywersyfikację, a trzeba przy tym pamiętać, że współpraca z Pekinem wiąże się z licznymi zagrożeniami, np. w sferze bezpieczeństwa.
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej grają takimi kartami, jakie mają do dyspozycji, a wyrzucanie im tego przez zachowujący się podobnie Zachód jest niepoważne.
Maciej Kalwasiński


























































