Coraz więcej uczniów rezygnuje ze studniówkowego balu, bo nie są w stanie sprostać łączącym się z tym wydatkom – informuje dziennik „Polska”. Koszty przygotowania do balu mogą wynosić nawet do 2,5 tys. zł - choć trudno wyznaczyć górną granicę. Współczesna studniówka to już nie kameralna zabawa, ale prawdziwy wystawny bal. Uczennice wydają zawrotne sumy, aby podczas balu nie odstawać od przyjętych standardów. A te zakładają już nie tylko zaprezentowanie się w wyszukanej kreacji. Do kosztów związanych z przygotowaniami trzeba doliczyć także torebkę i dodatki, solarium, biżuterię, fryzjera, fotografa, kamerzystę, oraz wizytę u kosmetyczki i wizażystki – wylicza jedna z uczennic liceum w Radomsku, w rozmowie z dziennikiem. Panowie zamawiają często limuzyny, a tradycją staje się powoli także stosowna impreza „after”.Nie od dziś wiadomo, że wiele uczennic już z początkiem roku szkolnego rozpoczyna przygotowania. Wiele z nich wydaje pieniądze na szyte specjalnie w tym celu suknie na zamówienie. Trudno się więc dziwić, że koszty urastają do zawrotnych, jak na jedną noc sum.
Być trendy
Dlaczego uczniowie ulegają manii wydawania? Socjologowie nie mają wątpliwości: nikt nie chce czuć się gorszym. Jeśli studniówka zamienia się w wystawne przyjęcie, wytwarza to automatycznie pewien rodzaj presji, której ciężko się przeciwstawić. Każdy chce przecież wspominać ten wyjątkowy bal jak najlepiej. Porównania stają się nieuchronne. Ofiarą studniówkowego snobizmu padają uczniowie z mniej zamożnych rodzin. Na zabawę lepiej nie iść, niż pójść „byle jak” przygotowanym. Koszt samego balu to często już 300 zł – po doliczeniu dodatkowych wydatków urasta on do granicy przynajmniej tysiąca złotych. Wydatki nie dotyczą wyłącznie uczennic, bo chłopcy inwestują w garnitury, fryzjera, a często także solarium i kosmetyczkę. Za osobę towarzyszącą też trzeba zapłacić, a przecież nikt nie chce iść sam.
Sukienka od koleżanki
Nauczyciele i dyrektorzy wielu szkół łamią sobie dziś głowę, jak uporać się z tym zjawiskiem. W niektórych szkołach powstają specjalne komitety, dofinansowujące uczniów, którzy nie mogą sprostać wydatkom. Pomysły bywają różne, w tym takie jak ten, który zaproponowali nauczycieli pewnego technikum z Pabianic. Uczennice tej szkoły mogą po prostu... wypożyczyć sukienkę od jednej z absolwentek. Przesłanki wydają się szczytne, ale czy na pewno rozwiążą choć część problemu?
Anna Sondej