

- Często jest taka zbitka myślowa – „no proszę bardzo – na Węgrzech mogli? Mogli. Udało się? Udało. Otóż na Węgrzech kredyty we frankach miały większy udział w PKB - mówił prezes NBP Marek Belka w środę w Sejmie.

Chcę zwrócić uwagę na to, że na Węgrzech w październiku 2006 r. było to mniej więcej na tym samym poziomie co w Polsce, mniej więcej 4%. Od tego czasu, mimo spadków stóp procentowych na świecie, na Węgrzech stopy procentowe od kredytów frankowych wzrosły do 6,3% pod koniec 2014 r. W Polsce natomiast spadły do 1,7%. To zasadnicza różnica – banki na Węgrzech zachowywały się całkowicie odmiennie niż w Polsce - powiedział.
Jakie to ma znaczenie? Otóż ci, którzy zdecydowali się na przewalutowanie z franków na forinty paradoksalnie zaczęli płacić niższe stopy procentowe. Wyobrażacie to sobie państwo? - pyta Belka. - Na Węgrzech stopy procentowe we frankach były nawet lekko wyższe niż w forintach. No u nas to jednak nie ma porównania. Co to znaczy? To znaczy, że ten frankowicz, który przewalutował na forinty, miał same korzyści. W Polsce niekoniecznie, w Polsce po przewalutowaniu rata może wzrosnąć.
Druga rzecz, o której warto pamiętać, to jak się zachowywały banki na Węgrzech i w Polsce. Otóż w Polsce kredyty dla gospodarstw domowych w latach 2009-15 wzrosły o 65%. Na Węgrzech zaś spadły o 31%. Dla firm w Polsce wzrosły o 24%, a na Węgrzech spadły o 31% - dodał prezes NBP.
To, co zrobili Węgrzy, było konieczne z każdego punktu widzenia, ale też zapłacili za to zasadniczym spadkiem akcji kredytowej. W Polsce ani jeden, ani drugi czynnik nie wystąpiły. Ośmielam się powiedzieć, że na Węgrzech problem kredytów frankowych był problemem makroekonomicznym, społecznym. Nie można było tego nie zrobić. W Polsce to taki problem nie jest, a jeżeli jest, to tylko dlatego, że jest to w interesie określonej grupy społecznej, a poza tym zbliżamy się do wyborów, więc trzeba coś ludziom rzucić. Niestety, może być to niedobre, a jak będzie bardzo niedobre, to tylko za to zapłacimy - dodał.
Ja sam mówię bankom – jeżeli nie zrobicie tego, co trzeba, nie przygotujecie się na rozwiązanie tej sytuacji, to będziecie płacić znacznie więcej i w bardziej dewastujący sposób. Ja nie bronię banków, ale chcę powiedzieć, że makroekonomicznie w Polsce to nie jest poważny problem. Kropka. Nikt mnie od tego stanowiska nie odwiedzie, dane statystyczne są niewątpliwe. Oczywiście jest to problem społeczny, ale jeżeli cokolwiek mamy robić, to muszą być pewne kryteria zachowane.
Mowy nie może być o zaangażowaniu środków publicznych. Mam tu na myśli zarówno koszt dla budżetu, jak i poświęcenie znaczącej części rezerw budżetowych – tak jak zrobiono na Węgrzech. Po drugie nie można zdestabilizować banków. Ja nie mogę przyjąć w narracji „Banki to zagraniczny kapitał i ja bronię tego kapitału”. Ja bronię stabilności polskiego sektora bankowego. Prawie połowa banków to polskie banki. Jeżeli coś się zdarzy złego, to my za nie zapłacimy - grzmiał Marek Belka.