Zaskakująco silnemu przyrostowi zatrudnienia w maju towarzyszył nieoczekiwanie mocny wzrost stopy bezrobocia – wynika z danych BLS. W ten sposób dane „urzędowe” rozjechały się ze statystykami ankietowymi.


Liczba etatów w sektorach pozarolniczych (ang. non-farm payrolls) w maju była aż o 339 tys. wyższa niż miesiąc wcześniej – poinformowało rządowe Biuro Statystyki Pracy (BLS). To rezultat znacznie wyższy od rynkowego konsensusu (190 tys.) oraz zaskakujący nawet w zestawieniu z tym, co w czwartek pokazał raport ADP (+278 tys. etatów w sektorze prywatnym). Żaden z ankietowanych przez Bloomberga analityków nie spodziewał się tak wysokiego odczytu. Najwyższa prognoza zakładała przyrost 250 tys. etatów.


Dane za kwiecień pokazały wzrost zatrudnienia o 294 tys. etatów (po rewizji z 253 tys.) po wzroście (po rewizji) o 217 tys. odnotowanym w marcu. Dane za luty pozytywnie zaskoczyły ekonomistów, wskazując na powstanie 311 tys. (326 tys. po rewizji, następnie skorygowane na 248 tys.) nowych etatów zamiast oczekiwanych 205 tysięcy. Jeszcze większą niespodzianką były statystyki za styczeń, które pokazały aż 517 tys. (472 tys. po rewizji) nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych.
Przez poprzednie trzy lata w gospodarce USA przybyło ponad 25,4 mln etatów w sektorach pozarolniczych. Stało się to po tym, jak w marcu i kwietniu 2020 roku na skutek ogólnokrajowego lockdownu pracę straciło 22,16 mln Amerykanów. Przez poprzednie 12 miesięcy średni miesięczny wzrost zatrudnienia w sektorach pozarolniczych wyniósł 315 tys.
Negatywnie zaskoczyły za to statystyki aktywności zawodowej. Stopa bezrobocia podniosła się z 3,4% do 3,7%. Ekonomiści spodziewali się jej wzrostu tylko do 3,5%. Badanie BAEL pokazało wzrost liczby bezrobotnych (czyli poszukujących pracy) o 440 tys. i spadek liczby pracujących o 310 tys. Liczba Amerykanów biernych zawodowo (czyli niepracujących i nieposzukujących pracy)wzrosłą o 45 tys.
Przeciętna stawka godzinowa w maju wyniosła 33,44 USD i była o 0,33 proc. wyższa niż w kwietniu. Ekonomiści spodziewali się jej wzrostu o 0,3% mdm. Średnia płaca godzinowa w Ameryce była też o 4,3% wyższa niż przed rokiem. Oznacza to utrzymanie realnego spadku wynagrodzeń w USA (przy oficjalnej inflacji CPI wynoszącej ok. 5 proc. w skali roku). Średni czas pracy skrócił się do 34,3 godzin tygodniowo wobec 34,4 godzin w kwietniu.
Co tu jest grane?
Majowy raport BLS jest trudno do jednoznacznej interpretacji. Zdecydowanie na plus przemawia wciąż niewiarygodnie wręcz silny wzrost zatrudnienia obserwowany w danych urzędowych. Przyrosty rzędu 300 tysięcy etatów miesięcznie to wynik nieczęsto spotykany.
Z drugiej strony tego optymizmu znów nie potwierdziły badania ankietowe, w których wręcz odnotowano spadek liczby pracujących. Pamiętajmy przy tym, że liczba pracujących to nie to samo co liczba etatów (część ludzi może być zatrudnionych na więcej niż jednym etacie, a sporo pracuje w niepełnym wymiarze czasu).
Trzecim elementem tej układanki jest stosunkowo niski wzrost płac, co ogranicza presję inflacyjną i może skłonić Rezerwę Federalna do zastopowania cyklu podwyżek stóp procentowych. Z tą narracją współgra też skrócenie średniego czasu pracy, co sugerowałoby „nasycenie się” pracownikami.