Państwowe władze po raz kolejny udowadniają, że inwestor indywidualny jest dla nich równym partnerem tylko podczas konferencji poruszających tematykę przyszłości giełdy oraz sprzedaży akcji państwowych spółek. Na co dzień jest to przeszkoda, którą trzeba omijać.


Skarb Państwa przyzwyczaił już inwestorów do tego, iż państwowe spółki zaprzęgane są do realizacji celów politycznych. Świetnym przykładem jest tutaj JSW, która za rządów Platformy kupiła kopalnię Knurów-Szczygłowice od tonącej Kompanii Węglowej. Zadłużony podmiot wyemitował dodatkowe obligacje tylko po to, by wesprzeć państwowego konkurenta. Zakończyło się to gwałtownym spadkiem wartości jastrzębskiej spółki oraz pogłębieniem jej problemów finansowych. Obecnie na podobnej zasadzie w pomoc górnictwu - w tym JSW - angażowane są inne częściowo sprywatyzowane spółki energetyczne.
Państwo w takiej rozgrywce stoi na wygranej pozycji, ponieważ angażuje pieniądze częściowo sprywatyzowanych spółek w projekty, które zapewne i tak ratowałoby z budżetu. Uszczerbek, który powstaje w ten sposób np. na dywidendzie PGE czy Energi nie jest więc przez państwo zauważany. Inaczej wygląda to z perspektywy mniejszościowego akcjonariusza konkretnej spółki. Przykładowo inwestora posiadającego akcje JSW nie obchodził los Kompanii Węglowej, mimo to jego spółka poniosła koszty ratowania tego podmiotu.
W ten sposób wykorzystywana jest przewaga państwa nad przeciętnymi Kowalskimi, którym kiedyś przecież to samo państwo sprzedawało akcje podczas ofert publicznych. Warto w tym kontekście przypomnieć, że podczas tzw. „Akcjonariatu obywatelskiego” przedstawiciele rządu roztaczali przed Polakami, którzy skuszą się na akcje JSW, wizję świetnej inwestycji. Tymczasem akcje spółki, które debiutowały po 136 zł, są obecnie warte 25,34 zł. Przeceniane akcje uderzyły w portfele nie tylko osób, które uwierzyły ministrowi Gradowi, ale także i w środki zgromadzone w OFE. Fundusze emerytalne są bowiem również obecne w akcjonariatach państwowych spółek, w tym m.in. JSW.
Dywidendy to przeszłość – mamy podatki!
Angażowanie częściowo sprywatyzowanych podmiotów w mało opłacalne z ich punktu widzenia projekty to tylko jeden z przykładów ignorowania przez państwo interesu drobnych udziałowców. Do obejścia faktu, iż kiedyś podzielono się własnością z innymi inwestorami, państwo stosuje także inne sztuczki. Przykładem niech będzie choćby podatek miedziowy, który sprawia, iż rok w rok ok. 1,5 mld zł z kont KGHM-u wpada do państwowej kasy. Dywidenda i spółka na tym cierpią, państwo jednak, które w KGHM-ie ma ledwie 31,8% udziałów, zaciera ręce, ponieważ podatek jest dla rządu korzystniejszą formą transferu zysków niż dywidenda.
Przeczytaj także
Teraz, jak donosi „Puls Biznesu”, podatek ma posłużyć do ogrania mniejszościowych akcjonariuszy PGE. Sprytna księgowa sztuczka ma wyzerować kapitał zapasowy, nie zapewni jednak napływu gotówki do portfeli inwestorów. Ba, na całym przedsięwzięciu stracą właśnie oni, ponieważ spółka zapłaci sięgający miliarda złotych podatek, który obniży jej przyszłą zdolność do wypłacania dywidendy oraz finansowania inwestycji. Skorzysta państwo, które ów podatek zainkasuje. Jeżeli manewr ten dojdzie do skutku, akcje drobnych inwestorów ponownie okażą się akcjami gorszego sortu.
Można nawet pokusić się o powiązanie tych kroków z wydarzeniami sprzed miesiąca, kiedy to WZA spółki, głosami Skarbu Państwa, przegłosowało dywidendę o ponad 1,2 mld zł niższą, niż proponował zarząd PGE. Zestawienie obu faktów świetnie obrazuje mechanizm, przy pomocy którego państwo omija mniejszościowych inwestorów. Pozostali akcjonariusze dostają mniejszą dywidendę, a Skarb Państwa wychodzi "na swoje" dzięki podatkom.
Gra, w której gracz może zmieniać zasady
Przykłady te uwidaczniają również kolejny istotny problem, jaki napotyka inwestor decydujący się na kupno udziałów w spółkach Skarbu Państwa. Nie dość że państwo jest uczestnikiem gry, to samo ustala jej zasady. Inni inwestorzy strategiczni, choćby dysponowali nawet większym kapitałem niż Skarb Państwa, nie mają bezpośredniej mocy wprowadzania korzystnych dla siebie ustaw czy podatków.
Warto także dodać, że z informacją o możliwym manewrze rządowym w PGE zbiegła się publikacja komunikatu dotyczącego przyjęcia przez PGE kodeksu etyki. Firmują go słowa „Partnerstwo, rozwój i odpowiedzialność” – w skrócie PRO. Należy mieć nadzieje, że spółce uda się działać na rynku zgodnie z tymi pięknymi hasłami. Jej główny właściciel nie ma jednak najwyraźniej z nimi nic wspólnego. Państwo nie dość, że chce ograć mniejszościowych udziałowców, to dodatkowo próbuje przekonać, iż działa w ich obronie. Profesjonalizm i partnerstwo pełną gębą. Inwestorzy zresztą pokazali, co o całym pomyśle sądzą - akcje PGE tanieją w poniedziałek o ponad 4%.