Wskaźnik Buffeta, wykorzystywany do określania przewartościowania rynku akcji, osiągnął najwyższy poziom w historii. Stratedzy z Wall Street zastanawiają się jednak, czy to, co oznaczało wcześniej nadmierny entuzjazm inwestorów i możliwość bliskiej katastrofy, nie jest po prostu nową normalnością, w której trzeba się jakoś odnaleźć.


W 2001 roku na łamach magazynu "Fortune" Warren Buffet określił ten wskaźnik “prawdopodobnie najlepszym pojedynczym miernikiem aktualnej sytuacji wycen". Dziś miernik ten wysyła kolejny w ostatnich latach sygnał ostrzegawczy, wspinając się na najwyższe poziomy w historii. Jeśli wierzyć jego założeniom, amerykański rynek akcji nie był jeszcze nigdy tak przewartościowany.
Wskaźnik Buffeta na najwyższym poziomie w historii
Wskaźnik Buffetta to kapitalizacja amerykańskiego rynku akcji podzielona przez PKB Stanów Zjednoczonych. W jego najpopularniejszej wersji do obliczeń wykorzystuje się połączoną wartość spółek publicznych z indeksu Wilshire 5000.
- Jeśli relacja procentowa spadnie do obszaru 70% lub 80%, kupowanie akcji prawdopodobnie sprawdzi się w twoim przypadku bardzo dobrze – mówił Buffett w 2001 r. cytowany przez magazyn Fortune - jeśli wskaźnik ten zbliża się do 200% - jak w 1999 r. i części 2000 r. - to igrasz z ogniem” - dodał legendarny inwestor.
Obecnie Wskaźnik Buffeta wynosi aż 217%, co znacząco przekracza szczyty osiągnięte przez niego podczas bańki Dotcom, a także wzrosty z czasów pandemii w lutym 2021 r., kiedy przekroczył 200%.
Rynek akcji w USA silnie przewartościowany
W tekście z 2023 roku, który pisaliśmy przy okazji przekroczenia przez Wskaźnik Buffeta poziomu 163,8%, poruszyliśmy temat krytyki tego miernika. Zarzucano mu, że koncentruje się wyłącznie na wartości akcji, nie patrząc na to, jak wyceniane są w stosunku do alternatywnych inwestycji, np. obligacji. Wskaźnikowi wytykano też, że nie uwzględnia wysokości stóp procentowych.
Inne mierniki wyceny wysyłają jednak podobne sygnały. Według Bespoke Investment Group wskaźnik ceny do sprzedaży (price-to-sales ratio) indeksu S&P 500 wspiął się ostatnio do poziomu 3,33, co jest historycznym maksimum. Dla porównania, w szczycie bańki Dotcom w 2000 roku osiągnął poziom 2,27, a w trakcie odbicia po pandemii COVID doszedł do 3,21, zanim wyceny się ostudziły.
Amerykański (i co za tym idzie światowy) rynek akcji znalazły się tym samym na nieznanych wodach. Jego wycena rośnie w znacznie szybszym tempie niż gospodarka, a giełdowe indeksy pobijają w tym roku rekord za rekordem. Spółki technologiczne dolewają miliardy dolarów do inwestycji w sztuczną inteligencję, licząc na wysokie zwroty lub nie chcąc narazić się na zostanie w tyle.
Nowa bańka, czy nowa normalność?
W warunkach historycznie wysokich wycen spółek giełdowych stratedzy z Wall Street zaczynają zastanawiać się, czy sytuacja wróci kiedyś do normalności. "Być może powinniśmy przyjąć dzisiejsze mnożniki jako nową normę, zamiast oczekiwać powrotu do średniej z minionej epoki" - skomentowała ten problem Savita Subramanian z Bank of America w środowej notatce do klientów banku.
W rozmowie z "Yahoo Finance" Sam Stovall, główny strateg inwestycyjny w CFRA Research, zwrócił uwagę, że chociaż wyceny pozostają wysokie w porównaniu ze średnimi długoterminowymi, wydają się bardziej uzasadnione, gdy mierzy się je w kontekście ostatnich pięciu lat - okresu charakteryzującego się przywództwem spółek o dużej kapitalizacji i silnymi fundamentami.
Podsumowując, na rynku akcji jest drogo, ale zawsze może być na nim jeszcze drożej. Nawet jeśli ostrzeżenia o nadchodzącej korekcie są prawidłowe, nikt nie wie, czy wydarzy się ona przed, czy po tym, gdy indeks S&P500 pobije jeszcze dwadzieścia kolejnych rekordów wyceny.




























































