W ubiegłym roku kopalnie węgla kamiennego wydobyły 43,9 mln ton surowca, to o 9 proc. mniej niż w roku 2023 – poinformowała Agencja Rozwoju Przemysłu. Złote lata dla tej kopaliny to już przeszłość, kiedy w takim razie powinno nastąpić pożegnanie z tym surowcem?


Obecny poziom wydobycia jest porównywalny z czasami powojennymi, tylko wówczas zarówno energetyka jak i przemysł były w trakcie odbudowy, a Polska eksportowała węgiel do krajów bloku wschodniego oraz ZSRR. Od 1988 r., kiedy wydobyto 160 mln ton węgla, nastąpił gwałtowny zjazd produkcji do poziomu 120 mln ton w roku 1990. I później z drobnymi wyjątkami w latach 1995 i 2012 systematycznie spadała produkcja węgla w kopalniach głębinowych na Śląsku i Zagłębiu.
Co ciekawe, wraz ze spadkiem produkcji rosną koszty wydobycia węgla. O ile w latach 2015-16 średni koszt produkcji 1 tony surowca szacowano na 245 zł, to w roku 2023 koszt wzrósł do ponad 940 zł. To pociąga za sobą koszty i od lat państwowe kopalnie wymagają dotacji z budżetu. Do 2031 r. z pieniędzy podatników ma popłynąć 42 mld zł wsparcia dla zakładów górniczych.
Coraz mniej węgla potrzebuje elektroenergetyka. W listopadzie ubiegłego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne poinformowały, że udział węgla kamiennego w krajowej produkcji energii w październiku 2024 r. wyniósł 41 proc. i był mniejszy o 18 proc. w porównaniu z październikiem 2023 r. To naturalny efekt zwiększania udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym. Co więcej, ciepłownictwo, które cały czas opiera się na spalaniu węgla kamiennego, notuje coraz większe straty i w tym sektorze potrzebna będzie zmiana źródła zasilania z docelową elektryfikacją.
Obawy, że górnicy w reakcji na ewentualne reformy ruszą na Warszawę, by ją spalić, są mocno przesadzone. Wraz ze spadkiem wydobycia topnieje też liczba górników. W sektorze węgla kamiennego pracuje niewiele ponad 70 tys. osób i z każdym rokiem spada. Zresztą Śląsk to przemysłowe serce Polski z najniższym poziomem bezrobocia i osoby pracujące przy wydobyciu mające kwalifikacje techniczne czy elektryczne znajdują pracę bez większych problemów.
Gdy mamy cały czas zablokowany rozwój lądowej energetyki wiatrowej, dopłacamy miliardy do coraz mniej wydajnego górnictwa przy wysokim poziomie cen energii elektrycznej warto zadać pytanie jak długo będzie trwał ten stan? Rok 2049 ustalony ze stroną społeczną jako ostateczny termin zakończenia spalania węgla w elektrowniach w Polsce wydaje się mało realny. Zarówno Niemcy jak i Czechy swoje pożegnanie z węglem zaplanowały na rok 2038.
W roku wyborów prezydenckich nie należy spodziewać się jakichkolwiek zapowiedzi zmian. W którymś momencie trzeba będzie jednak dokonać wyboru, czy ruszać wrażliwy politycznie sektor w imię racji stanu, czy kosztem kolejnych miliardów kupować spokój społeczny na Śląsku? Bez taniej energii nasza gospodarka nie będzie konkurencyjna. Pytanie, kiedy zacznie to zbyt mocno uwierać polityków?


























































