Właśnie zakończył się pierwszy kwartał 2015 roku. Nazwanie go kwartałem wzrostów na polskiej giełdzie dla wielu może wydawać się nieporozumieniem. Liczby pokazują jednak, że nie jest to jedynie primaaprilisowy żart.


Pierwszy kwartał 2015 roku przebiegał na GPW pod dyktando spółek małych, których indeks – sWIG80 – urósł przez ostatnie trzy miesiące o 11,0%. W osiągnięciu tak dobrego wyniku pomagały zarówno dobre wyniki finansowe maluchów, jak i niska baza wywołana słabszym od rynku zachowaniem sWIG-u w 2014 roku. Dobrze zachowywały się również spółki średnie. Indeks mWIG40 zyskał 7,1% i wspiął się na swoje siedmioletnie maksima.
Indeks WIG, obrazujący kondycję szerokiego rynku zyskał w pierwszym kwartale 2015 roku jednak nieco mniej, dokładnie 5,2%. Na pierwszy rzut oka liczba ta może nie robić dużego wrażenia, ponieważ przy splocie sprzyjających wydarzeń taki wynik indeks może osiągnąć choćby w tydzień, a spółka w kilka minut. Warto jednak zauważyć, że utrzymanie takiego tempa wzrostu przez kolejne trzy kwartały zaowocowałoby roczną stopą zwrotu w wysokości 22,5%.

Podobne wyliczenia można zastosować do najsłabszych na rynku blue chipów. Ich indeks przez pierwsze trzy miesiące 2015 roku zyskał jedynie 3,45%, utrzymanie takiego tempa wzrostu przez kolejne trzy kwartały zaowocowałoby jednak roczną stopą zwrotu w wysokości 14,5%. Koło takiego wyniku niewątpliwie nie można przejść obojętnie.
„Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”
Nie można jednak zapominać, że powyższy tok myślenia ma pewną istotną wadę: zakłada, że tempo wzrostu zostanie utrzymane. Wprawdzie istnieją przesłanki, które sugerują, że tak będzie. Po pierwsze, w Polsce są obecnie najniższe stopy procentowe w historii, które wypychają oszczędności z lokat do takich miejsc jak np. fundusze inwestujące w akcje. Po drugie, w pełni rozgrzane są obecnie drukarki Europejskiego Banku Centralnego, które świeżymi euro, tworzonymi w ramach programu QE, zasilają wzrosty na rynkach Europy Zachodniej. Przykładowo giełda w Portugalii zakończyła kwartał 24% wzrostem, w Niemczech 22%, we Włoszech 21%, a we Francji 18%. Ta fala łatwej gotówki w końcu powinna mocniej zarysować swoją obecność również na GPW. Zawsze jednak istnieje ryzyko, że polska giełda zadowoli się 5% wzrostem i kolejne trzy kwartały po prostu prześpi.
Dodatkowo wyniki innych europejskich giełd pokazują, że polski rynek jest względnie słaby. Z faktem tym raczej ciężko jest dyskutować, warto jednak pamiętać, iż względne liczenie zysków bywa nieco mylące, pozwala bowiem wyróżnić tylko jedną inwestycję, która tak naprawdę miała ekonomiczny sens. Reszta w myśl zasady „ten jest ostatni, który nie pierwszy” powinna zostać uznana za wybór względnie słaby, a więc po prostu nietrafiony. Zasadne więc wydaje się spojrzenie na ten problem z innej perspektywy: „Może to 5% polskiej giełdy wygląda blado na tle szalejącego DAX-a. Zawsze to jednak 5% w kieszeni więcej”. Jak mówi stare przysłowie: „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”.

Podsumowując, należy jasno podkreślić, że w minionym kwartale polska giełda wyrwała się nieco z marazmu, który panował na rodzimym rynku akcji choćby pod koniec 2014 roku. Liczby, które obrazują kwartalne stopy zwrotu z indeksów, pozwalają nawet stwierdzić, że był to okres dobry dla akcjonariuszy. Wnioski te jednak nie powinny być powodem popadania w entuzjazm. W krótkim terminie na giełdzie marazm może nieco przygasł, spojrzenie z dalszej perspektywy pokazuje jednak, że WIG20 stoi w miejscu od kilku lat. Dodatkowo, wciąż z zazdrością przychodzi inwestorom z Książęcej patrzeć na doniesienia z Niemiec czy Francji. Są to czynniki, których trzeba mieć świadomość. Należy je także uznać za sporą szramę na obrazie polskiego rynku. Nie dają one jednak powodu do tego, aby nie móc ucieszyć się – choćby lekko – z 5% wzrostu wypracowanego przez WIG w pierwszym kwartale 2015 roku.




















































