
Źródło: Thinkstock
Świat finansów stanął na głowie i w tej pozycji próbuje iść naprzód. Przez wieki władcy na ogół woleli mieć walutę mocną niż słabą. Mocny pieniądz pozwalał kupić więcej dóbr i ziemi i wystawić większą armię. Ten pogląd podzielała większość ich poddanych oraz ekonomiści. Ale teraz każda władza chce mieć jak najsłabszą walutę i dąży do tego albo poprzez bezpośrednie interwencje na rynku walutowym (Chiny, Szwajcaria), albo poprzez dodruk pieniądza i sztuczne zaniżanie stóp procentowych (USA, Japonia, UK).
Takie właśnie są wojny walutowe. Rządy pogrążonych w kryzysie państw bogatego Zachodu usiłują jak najbardziej osłabić własne waluty, aby w ten sposób zwiększyć konkurencyjność cenową rodzimych eksporterów. Taka polityka – określana przez Amerykanów mianem „złup swojego sąsiada” – prowadzi także (a raczej przede wszystkim) do zubożenia własnego społeczeństwa, które doświadcza spadku siły nabywczej oszczędności i dochodów.
W wojnach walutowych nie ma zwycięzców
Dążenie do „konkurencyjnej dewaluacji” własnej waluty może przynieść tyle pozytywnych skutków, co globalna wojna nuklearna. Gdy jeden kraj osłabi własną walutę, wkrótce potem robią to następne. Kursy walutowe stają się całkowicie nieprzewidywalne i zależne wyłącznie od decyzji politycznych, a nie od siły gospodarki. Jedynym trwałym i powszechnym efektem jest inflacja, wywołana procederem dodruku pieniądza.
![]() | » Wojny walutowe rujnują portfele narodów |
Tak samo jak regularnie pojawiająca się w komunikatach G20 fraza o „powstrzymaniu się od konkurencyjnych dewaluacji”. Mimo tego zapewnienia Rezerwa Federalna ruszyła z trzecim, tym razem nieograniczonym czasowo i ilościowo, programem skupu obligacji (QE), Szwajcarski Bank Narodowy faktycznie powiązał kurs franka z euro, a Bank Japonii podwoił cel inflacyjny i zapowiedział nieograniczony dodruk pieniądza, aby go zrealizować.
Japończycy na cenzurowanym
I to właśnie polityka nowych władz Kraju Kwitnącej Wiśni ma szansę znaleźć się na pierwszej linii ognia. Nowy-stary premier Japonii Shinzo Abe wpadł na „genialny” pomysł, aby dodrukować więcej pieniędzy, zwiększyć inflację, osłabić jena i „pobudzić” gospodarkę poprzez sztuczne zwiększenie opłacalności eksportu.
Pomysł „wyeksportowania” kryzysu nie jest nowy, ale Abe chyba nie skonsultował go z pozostałymi mocarstwami. Stanowi to swoiste faux pas w kręgach światowego establishmentu i może zostać surowo – lecz w dyskretny sposób – ukarane.
Faktyczna dewaluacja jena wzbudziła pomruki niezadowolenia wśród głównych partnerów handlowych Japonii. Kraj samurajów wyszedł przed szereg i Abenomika może zostać zakończona, nim się na dobre rozpoczęła. To stawiałoby w niezbyt komfortowej sytuacji inwestorów, którzy cieszą się z 30-procentowych zysków wypracowanych przez giełdę w Tokio w ostatnich trzech miesiącach.
Druga linia sporu zapewne utrzyma się na „froncie wschodnim”, gdzie bogate i pogrążone w kryzysie kraje Zachodu spierają się z szybko rozwijającym się i bogacącym się „Wschodem”. Brazylijczycy, Chińczycy czy Meksykanie bardzo źle patrzą na politykę Amerykanów, na potęgę drukujących własną walutę. Swoje trzy grosze dorzucił ostatnio prezydent Francji. Francois Hollande domagał się, aby EBC ustalił „średnioterminowy cel” dla kursu euro. Była to słabo zawoalowana aluzja do dewaluacji euro.
A Rosja kupuje złoto
Ponad jałowymi dyskusjami o „rynkowym sterowaniu kursami walut” wydają się stać tylko dwa kraje: Chiny i Rosja. Jedni i drudzy siedzą na sporych rezerwach walutowych i powoli wymieniają dolary na złoto. Ze względu na gigantyczną skalę swych rezerw (3,3 biliona USD) Chińczycy robią to po cichu.
![]() | » Japonia wygrywa wojnę z własną walutą |
– Im więcej kraj ma złota, tym więcej będzie miał suwerenności, jeśliby jakiś kataklizm przytrafił się dolarowi, euro, funtowi czy jakiejkolwiek innej walucie rezerwowej – powiedział agencji Bloomberg Jewgienij Fiedorow, deputowany putinowskiej partii Jedna Rosja.
Wygląda na to, że Rosja stanęła na czele antydolarowej opozycji i przygotowuje się na eskalację działań wojennych w sferze walutowej. Coraz lepiej widoczne, choć wciąż nieźle ukrywane podziały w gronie światowych mocarstw są potwierdzeniem obaw, że z globalnym systemem monetarnym nie jest najlepiej. I że gdy zacznie on upadać, to każdy będzie się ratował na własną rękę. Wówczas trzymanie w ręce garści złota znacząco zwiększy szanse na sukces.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl
Obserwuj @Bankier_News





























































