Scenarzyści z radością informują, że wracają do pracy po zakończeniu strajków, by zakończyć "Wiedźmina" na 5. sezonie. Ale czy naprawdę jest się z czego cieszyć?


2026 rok to zapewne czas, w którym zobaczymy ostatnią scenę serialu "Wiedźmin", jak donosi serwis "Redanian Intelligence". Wynika to z prostych wyliczeń - rozpoczęcie zdjęć do 4. sezonu przesunięto na pierwszą połowę 2024 roku. To pozwala przypuszczać, że pierwsze odcinki z Liamem Hemsworthem w roli Geralta z Rivii trafią na platformę w 2025 roku, a ostatni sezon - rok później. Na razie, oprócz prac ze scenariuszem, ruszyły też przygotowania do scenografii i kompletowanie kostiumów (czy tak jak w poprzednim sezonie w H&M-ie?).
Nad serialem ciąży klątwa DD-ków?
W ramach oszczędności sezon 4. będzie kręcony wraz z 5., a scenariusze mają powstawać mniej lub bardziej na bieżąco podczas filmowania - donosi serwis Redanian Intelligence. To nie brzmi dobrze. Stworzenie jednego sezonu jest niesamowicie trudnym zadaniem, a nakręcenie dwóch metodą "back to back" to zadanie karkołomne, nawet jak na wiedźmińskie standardy. Nie wspominając już o koordynacji harmonogramów aktorów i ekipy, którzy przecież mają inne zobowiązania zawodowe. Być może między zdjęciami do obu sezonów producenci zrobią krótką przerwę, ale jeszcze nie jest to pewne. Co prawda Netflix ma doświadczenie w takim prowadzeniu zdjęć, gdyż trzy sezony "Wikingów: Walhalla" były kręcone właśnie w ten sposób.
Ale wracając do Białego Wilka, to oznacza, że trzy książki Andrzeja Sapkowskiego: "Chrzest ognia", "Wieża Jaskółki" i "Pani Jeziora" zostaną upchnięte w dwa sezony (choć oczywiście należy się spodziewać zmian, skrótów i przeinaczeń, jak to miało już miejsce w przypadku tego serialu i tych scenarzystów, co opisaliśmy m.in. w artykule "Netflix swoją ultrapoprawności zmasakrował "Wiedźmina". Złamał kręgosłup sagi Sapkowskiego"). Z drugiej jednak strony w wielu wywiadach showrunnerka Lauren S. Hissrich podkreślała, że ma w głowie fabułę do 7 sezonów, a to by oznaczało, że i ten serial dotknęła klątwa DD-ków (czyli D&D, czyli scenarzystów Davida Benioffa i D.B. Weise), czyli wyraźne przyspieszenie akcji z prędkością światła.
Nieubłagana statystyka odtworzeń
Krótko mówiąc, i tak dramatyczna w 3. sezonie oglądalność spadała lawinowo z odcinka na odcinek. Netflix stosował "cwaną" metodę, informując jedynie o liczbie godzin, jaką dany serial był oglądany. W międzyczasie platforma zaczęła też informować o liczbie wyświetleń. To pozwoliło oszacować mniej więcej, jaka jest oglądalność.
Statystyki sezonu pierwszego to 663,6 mln godzin łącznego oglądania przez pierwsze trzy miesiące od premiery. To mniej więcej przekłada się na 83 mln wyświetleń - twierdzi "Redanian Intelligence". Sezon 2. oglądano przez 519,4 mln godziny w ciągu 1,5 miesiąca od premiery. Po podziale przez długość odcinków serii daje to 67,7 mln wyświetleń. Odnośnie do sezonu 3. to zanotowano 327,7 mln wyświetleń, a dzieląc to przez czas trwania, daje liczbę 43,1 mln wyświetleń. Spadek zainteresowania widzów jest wyraźny. Liczba "odpalających" na platformie sezon 3 "Wiedźmina" spadła w porównaniu do sezonu 2. o 36 proc., a w porównaniu do sezonu 1. o 48 proc.
Geralt nie istniał, czyli wytłumaczenie, dlaczego wiedźmina gra Hemsworth
Zmiana głównego aktora może spowodować spadek popularności serialu, fani bowiem uważali Cavilla za wiedźminowego purystę, który na planie filmowym z książką w ręku pilnował odwzorowań, a scenarzyści już nie tyle odeszli, co odbiegli od książkowego pierwowzoru.
Redaniańscy szpiedzy donoszą, wysnuwając przypuszczenia z wywiadów przeprowadzonych z showrunnerką Lauren S. Hissrich i producentem Tomaszem Bagińskim, że zrobią niezły fikołek logiczny. Przypominają oni zabieg, który zastosował sam Andrzej Sapkowski w "Pani z Jeziora". Na poczatku książki mruga bowiem do czytelników, sugerując, że wszystko to, co do tej pory przeczytali, nie stało się naprawdę, a było tylko przeobrażającą się o niej opowieścią. Dzieje się to za sprawą słów Nimue i Condwiramurs starających się rozwiązać zagadkę Ciri, która podróżuje w czasie i przestrzeni. Okazuje się bowiem, że obrazy, które przedstawiają Lwiątko z Cintry, nie odpowiadają prawdzie. W serialu miejsce Ciri może zająć Geralt, sugerując, że Cavill to jedynie późniejsze wyobrażenie artysty.
Można jedynie postawić kropkę nad i komentarzem: "acha".
Zamknięcie "Wiedźmina" nie oznacza zamknięcia uniwersum
Netflix wyraźnie pozazdrościł HBO serialu fantasy osadzone w quasiśredniowiecznych warunkach (a mógł zostać przy swoim Hawkins) i szykuje kolejne spin-offy, choć poprzednie cieszyły się popularnością, która jeździła na pstrokatym koniu.
W grudniu Netflix wypuścił "Rodowód krwi", który rozgrywa się na 1200 lat przed wydarzeniami z głównej serii. Pokazuje m.in. powstanie pierwszego wiedźmina - obrońcy ludzkości przed potworami (jak się to nieładnie zestarzało, pokazuje sam "Wiedźmin"). Nie dość, że otrzymał nieprzychylne recenzje, które zrównały z ziemią scenariusz i samą historię, to jeszcze nie został dobrze przyjęty przez fandom (żeby nie napisać, że nie przyjęte w ogóle). Z kolei animacja "Zmora wilka" jest zaliczana do streamingowych hitów.
To jednak nie koniec ze spin-offami: serial o Szczurach i anime "Wiedźmin: Syreny z głębin" na podstawie opowiadana "Trochę poświęcenia". Główną bohaterką jest bardka Essi "Oczko" Daven, która jest przyjaciółką Jaskra. I jak to w bajkach bywa jest nieszczęśliwie zakochana w Geralcie. To zmodyfikowana bajka o "Małej Syrence".
***
Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach "ostatnich stron gazet". Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windsorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? By odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.