Opozycja od tygodnia alarmuje, że finanse publiczne są w katastrofalnym stanie. - Sytuacja jest bardzo zła i trzeba o tym powiedzieć, ale nie możemy mówić, że mamy katastrofę - tak ostatnie doniesienia, m.in. o deficycie budżetowym, komentuje prof. Witold Orłowski, ekonomista PwC.


Tuż po wyborach poznaliśmy dane odnośnie do deficytu budżetowego, określonego przez opozycję mianem "dziury Morawieckiego". Zdaniem ekspertów bez cięcia wydatków nie będzie możliwe zamknięcie budżetu. Co więcej, musi to zacząć robić obecny rząd.
Prof. Witold Orłowski w radiu TOK FM zaznaczył, że jego zdaniem Polska nie jest Grecją w tym sensie, że nie mamy twardej waluty, dług jest taki, że możemy cały czas pożyczać. - Co prawda na gorszych warunkach, ale oczywiście możemy - dodawał.
Budżetowe dziury i bzdury. Co „ukrywa” rząd, a co opozycja? Każdy ma coś za uszami
Ledwo zliczono rozkład sejmowych mandatów, a już wybuchła polityczna awantura o stan finansów państwa. Podobnie jak przed wyborami tak i po wyborach medialna dyskusja zawiera całą gamę prawd, półprawd, przerysowanych opinii i zwyczajnych kłamstw.
To niestety pociągnie za sobą określone konsekwencje. - Cztery lata temu powiedziałem, że Polska w finansach publicznych weszła na ścieżkę grecką. Wyjaśniłem jednak, że nie chodzi mi o bankructwo, tylko o to, że politycy uwierzyli, że nie ma innego sposobu na wygranie wyborów w Polsce, jak przez kupowanie głosów - wyjaśnia.
Kto powie uczciwie: "nie stać nas, nie będziemy, nie możemy", ten z miejsca może się pożegnać z jakimikolwiek nadziejami na wygranie. [...] To jest dowód nędzy, do jakiego została sprowadzone polska polityka.
W opinii eksperta konieczne będzie także powołanie niezależnej komisji złożonej z profesjonalistów, która oceniłaby rzeczywisty stan finansów publicznych i przygotowała raport, który m.in. paradoksalnie uspokoiłby inwestorów, choćby przedstawiał pesymistyczne informacje.
- [Polska pokazałaby - przypis red] inwestorom, że znajduje się w takim i takim punkcie i należy przedstawić trzyletni program stabilizacji finansów publicznych. Jeśli inwestorzy się dowiedzą, że jest plan wyjścia, to prawdopodobnie nam odpuszczą - kontynuuje profesor, którego zdaniem najgorszą metodą jest ukrywanie i tu ponownie przywołuje przykład Grecji.
Komentarz Michała Misiury, analityka Bankier.pl
Kupowanie głosów obywateli ich własnymi pieniędzmi jest stare jak demokracja. Wspomniana Grecja (kolebka demokracji) wychodzi na prostą i chociaż zajęło jej to wiele lat, wydaje się, że kryzysowa nauczka wyleczyła tamtejsze społeczeństwo z populizmu. Świadczy o tym niedawna reelekcja rozsądnej gospodarczo Nowej Demokracji.
Czy w Polsce potrzebujemy podobnego wstrząsu, żeby się obudzić? Niekoniecznie, ponieważ mamy własne problemy. Na obronność przeznaczymy w 2024 r. 137 mld zł. Jeżeli chcemy utrzymać takie wydatki na armię (co wydaje się konieczne), w końcu trzeba będzie przestać szastać pieniędzmi z budżetu. Chociaż finanse publiczne nie są z gumy, w najbliższej przyszłości powinny wytrzymać, ale im szybciej przerobimy tę lekcję tym lepiej. Chociaż mamy o sobie nienajlepszą opinię, myślę, że jako społeczeństwo jesteśmy w stanie to zrozumieć. Pytanie czy zrozumieją to także politycy.