Ani grecka Syriza, ani zaskakujące ruchy chińskich władz nie zmąciły spokoju i pewności siebie inwestorów z Wall Street. Amerykanie wyciągnęli indeksy, nie cofając się nawet o pół kroku od historycznych szczytów.


Reakcja Wall Street zdaje się mówić: nic nas nie obchodzą wasze problemy, nasza gospodarka jest najlepsza i niezniszczalna od zewnątrz. Wtorkowa sesja w Nowym Jorku rozpoczęła się od ponad jednoprocentowych spadków, ale już po godzinie handlu amerykańskie indeksy zaczęły odrabianie strat.

Ostatecznie Dow Jones i S&P500 zakończyły wtorek kosmetycznymi spadkami, odpowiednio -0,02% i -0,29%. Nasdaq zyskał 0,53%. Tymczasem w Europie skala przeceny zaczynała się od -2,2% w Londynie i Frankfurcie, przez -2,55% w Paryżu, -2,8% w Mediolanie i -3,2% w Madrycie po absolutnie rekordowe -12,78% w Atenach.
Giełdowa panika w Europie to znów wina Grecji, gdzie może dojść do przedterminowych wyborów, których faworytem jest niechętna zarówno dyscyplinie budżetowej jak i kurateli Trojki lewacka partia Syriza. Taka perspektywa budzi zapomniane już nieco lęki o rozpad strefy euro i ponowną eskalację kryzysu nadmiernego zadłużenia w Europie.
Dobrych powodów do sprzedawania akcji dostarczyli także Chińczycy, gdzie giełda w Szanghaju dynamicznie cofnęła się po ustanowieniu 3,5-letniego maksimum spadając aż o 5,4%. Ta najsilniejsza od 5 lat przecena chińskich akcji najprawdopodobniej była rezultatem decyzji Pekinu, który postanowił zrobić porządek z mętnym rynkiem długu emitowanym przez władze lokalne. Szacowana na trzy biliony dolarów pula zadłużenia chińskich regionów i ich wehikułów inwestycyjnych (LGFV) przypomina amerykański segment kredytów subprime z lat 2006-07.
Nawet w takiej sytuacji nowojorskie indeksy nie zareagowały. Istotnie podrożało jedynie złoto, osiągając najwyższą cenę od października (1230 USD/oz.). W obliczu zwalniającego wzrostu gospodarczego niemal wszędzie na świecie amerykańskie akcje są nominalnie rekordowo drogie. Wyceny w oparciu o zaraportowane zyski spółek tworzących S&P500 również nie należą do niskich: c/z sięga 20, a relacja ceny do przychodów osiągnęła najwyższy poziom od czasu bańki internetowej. W takich warunkach inwestowanie w akcje staje się sportem bardzo ryzykownym.