
Źródło: iStockphoto/Thinkstock
Polski system emerytalny składa się z trzech filarów. Dwa pierwsze, czyli ZUS i OFE, są obowiązkowe. Trzeci, w skład którego wchodzą Indywidualne Konta Emerytalne (IKE) i Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE), jest dobrowolny. Od kilku miesięcy trwają spory, jak powinna wyglądać przyszłość OFE. Rząd uważa, że OFE nie spełniły swojej roli i należy je zlikwidować a pieniądze tam zgromadzone przekazać do ZUS-u. W praktyce byłby to koniec II filaru emerytalnego.
Niestety, jak pokazują najnowsze dane Komisji Nadzoru Finansowego, także trzeci filar emerytalny nie spełnia swojego zadania. Na IKE dobrowolnie odkłada zaledwie 5,2 proc. uprawnionych, a na IKZE jedynie 3,2 proc. Na koniec ubiegłego roku Polacy mieli 813 tys. IKE, czyli o 715 mniej niż rok wcześniej. W ubiegłym roku IKE otworzyło niecałe 70 tys. osób, a więc o 10 tys. mniej niż w 2011 r. Dla porównania, w rekordowym 2006 roku IKE założyło 447 tys. uprawnionych. Na IKE trzymamy 3,5 mld zł.
Liczba IKE otwartych w latach 2004-2012 (w szt.)

Wprowadzone w ubiegłym roku IKZE też nie cieszą się dużą popularnością, a przecież rząd pokrywał w nich bardzo duże nadzieje. Liczono, ze staną się one realną alternatywą dla IKE i skorzysta z nich nawet 10 proc. uprawnionych. Na razie założyło je zaledwie 3,2 proc., a na koniec ubiegłego roku funkcjonowało 496,8 tys. IKZE. Tylko w jednym rząd się nie pomylił do końca: IKZE stały się alternatywą dla IKE - większość zgromadzonych tam środków to oszczędności przeniesione z IKE.
![]() | » 10 opinii na temat OFE |
Dane prezentowane przez KNF nie są optymistyczne. Polacy nie oszczędzają na własną rękę na emeryturę. Z jednej strony wynika to z braku środków, które można ulokować długoterminowo, z drugiej zaś z braku odpowiednich zachęt ze strony rządu. Wręcz przeciwnie, rząd swoimi działaniami zniechęca do zorganizowanych form oszczędzania. Przykład OFE pokazuje, że w każdej chwili władza może wyciągnąć rękę po pieniądze zgromadzone w prywatnych instytucjach. Niestety, oszczędzanie jest konieczne, bo eksperci nie mają wątpliwości, że emerytury z ZUS wystarczą nam co najwyżej na wegetację.
Wojciech Boczoń
analityk Bankier.pl