Panika na rynku ropy naftowej może się okazać zbawienna dla polskich koncernów, szczególnie dla Orlenu. Radość może jednak nie trwać długo.
W poniedziałek rano cena ropy spadała o ponad 20 proc. Za baryłkę Brenta płacono 35,31 USD, zaś za amerykańską WTI 32,51 USD. Tak gwałtowne spadki to efekt przede wszystkim wojny cenowej, jaką Arabia Saudyjska wypowiedziała Rosji. Saudowie ogłosili, że będą pompować surowiec pełną mocą, by odbić sobie koronawirusowe straty. Wcześniej próbowano ograniczyć światową produkcję "czarnego złota" poprzez porozumienie krajów kartelu OPEC i Rosji, z powodu postawy tych ostatnich rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem.
Co boli producentów ropy, zwykłym Kowalskim jest raczej na rękę. Tańsza ropa oznacza tańsze paliwa. Oczywiście proces przekładania spadków na światowych rynkach na polskie stacje trochę potrwa, jednak jeżeli cena ropy się utrzyma, niebawem powinniśmy tankować za mniejsze pieniądze. - Wstępne szacunki analityków e-petrol mówią, że nawet przy utrzymywaniu się dotychczasowego wysokiego poziomu marż operatorów możliwe jest obniżenie się cen na stacjach o 15-20 groszy na litrze. Na bardziej konkurencyjnych stacjach możemy być świadkami cen benzyny Pb95 poniżej 4,50 zł/l" - komentują analitycy e-petrol.
Tańsza ropa to korzyść dla Orlenu
Szczególnie warto zwrócić uwagę na fragment "przy utrzymywaniu się dotychczasowego wysokiego poziomu marż operatorów". Tutaj przechodzimy bowiem do tematu polskich gigantów naftowych - Orlenu i Lotosu. Warto zdać sobie sprawę, że dwójka to przede wszystkim przetwarzanie ropy naftowej. Firmy te kupują ropę na rynku, by przetworzyć ją w swoich zakładach m.in. na paliwa, ale także i inne produkty ropopochodne. Dlatego też im tańsza ropa, tym lepiej dla polskich spółek.
Tania ropa daje możliwość obniżenia cen paliw, to jednak zawsze odbywa się z pewnym przesunięciem, co już daje premię polskim firmom. Zasada "tnij powoli, podnoś szybko" to nie teoria spiskowa, a biznesowa rzeczywistość. Mocna pozycja Orlenu i Lotosu na rynku pozwala w ten sposób maksymalizować wpływy, a załamanie cen ropy tworzy idealne środowisko, by z tego rozwiązania skorzystać. Dodatkowo po obniżkach cen paliw klient łatwiej zaakceptuje wyższą marżę i tak bowiem widzi, że paliwo jest tańsze.
W podobnym duchu wypowiada się zresztą i Adam Sikorski, prezes innej giełdowej spółki paliwowej - Unimotu. - Pośrednio, spadek cen ropy, jak zawsze jest dla nas w krótkim i średnim terminie korzystny (ze względu na sposób wyznaczania cen i czas reakcji). Wzrastają zarówno marże hurtowe, jak i detaliczne. Dodatkowo, niższa cena ropy to niższe koszty finansowania handlu oraz utrzymywania zapasu obowiązkowego - wyjaśnia Sikorski.
Problem marż może się rozwiązać
A przecież to marże były jednym z głównych ciężarów dla notowań Orlenu w ostatnim czasie. Ostatnio w tej kwestii nieco się poprawiło, warto sobie zdać jednak sprawę, że Orlen jest obecnie o 36 proc. tańszy niż na początku roku. I oczywiście ogromny udział w tym wszystkim ma koronawirusowa przecena wszystkich akcji, WIG-Paliwa to jednak w tym roku najgorszy branżowy indeks na GPW. Samym koronawirusem więc problemów Orlenu nie wyjaśnimy. Swoje robi też i polityka, ale i kwestia marż. Teraz ta ostatnia może się rozwiązać.
Dlaczego wspominamy przede wszystkim o Orlenie? Po części dlatego, że jest większy i ma niebawem przejąć Lotos. Druga kwestia to jednak fakt, że Lotos ma dużo większe złoża własne, co częściowo obniży pozytywny wpływ wyższych zysków w przerobie. Dodatkowo ekspozycja Lotosu na zmiany ceny ropy jest mniejsza z powodu braku w Gdańsku petrochemii. Lotos zatem też na całym zamieszaniu powinien zyskiwać, jednak w mniejszym stopniu niż Orlen. Widać to było na GPW w poniedziałek przed południem, gdy Orlen (+1,3 proc.) był jedyną rosnącą spółką WIG20, Lotos z grona pozostałych notował zaś najmniejsze spadki (-3,3 proc.).
Sytuacja szybko może się zmienić
W całej historii są jednak pewne "ale...". Szczególnie warto zwrócić na kwestię zmienności na rynku ropy naftowej. Warto przypomnieć, że rok zaczynaliśmy od widma wojny z Iranem i ropy w okolicach 70 dolarów z ryzykiem pójścia powyżej 80 dolarów. Teraz jesteśmy na zupełnie drugim końcu osi emocji. To, że ropa spadła o 20 proc., to przy obecnej zmienności wcale nie oznacza, że zaraz nie pójdzie o podobny procent w górę. Szczególnie że wojna cenowa nie jest na rękę ani Saudom, ani Rosjanom, ani Amerykanom, którzy od czasów rewolucji łupkowej również są istotnym graczem na rynku po stronie podażowej i przy obecnych cenach ich platformy są pod kreską. Nie będzie zatem zaskoczeniem, gdy niebawem pojawi się komunikat, że jednak producenci ropy się dogadali, a wówczas cena "czarnego złota" odbije.
Druga kwestia to strona popytowa. Wcześniejsze spadki cen ropy spowodowane były bowiem koronawirusem i obawami o mniejsze zużycie paliw na świecie. W miejscach bardziej dotkniętych koronawirusem to już realny problem, samego Orlenu dotyczy to póki co w mniejszym stopniu. Pytanie jednak jak sytuacja się będzie rozwijała i czy niebawem spółka mocniej nie odczuje zmniejszonej konsumpcji paliw. Jeżeli efekt ten nałożyłby się na siebie z porozumieniem OPEC, wówczas radość z pozytywnego wpływu taniej ropy na polskich gigantów paliwowych odeszłaby w niepamięć.






















































