Historia tej wyspy to ciągła okupacja. Dziś stacjonują tu przede wszystkim turyści. Dedykowany im przemysł rozwinął się tak szybko, że zapomniano o ochronie krajobrazu.


Przyszłość wyspy to walka z finansowym kryzysem – mówi mieszkająca tam od 20 lat Barbara Walus.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Od dwudziestu lat mieszka Pani na wyspie, gdzie żyje się głównie z turystyki. Jak przez tyle lat branża zmieniła to miejsce?
Barbara Walus: Turystyka wywarła olbrzymi wpływ na wygląd wyspy i mentalność mieszkańców. Niestety, poprzez szybko rozwijający się przemysł turystyczny zbyt późno pomyślano o ochronie krajobrazu i środowiska. Niewiele jest szkód krajobrazowych, które da się jeszcze naprawić lub cofnąć, szkoda.
Majorka przez ostatnie dziesięć lat bardzo się zabudowała - moim zdaniem bez wyraźnej potrzeby, a jedynie jako efekt boomu budowlanego, przez co wiele straciła.

W moim pierwszym liście do domu opisywałam z zachwytem, jak to fajnie wyjść z dużego supermarketu i mieć widok prosto na góry (tak, tak, są tutaj góry), a teraz - żeby zobaczyć góry, trzeba ominąć wzrokiem obwodnicę i cały pas zabudowań. Największe „zbrodnie architektoniczne” dotyczą jednak wybrzeża.
Ibiza, Minorka, Formentera czy Cabrera to konkurenci Majorki. Na czym polega przewaga tej ostatniej?
Każda z wysp, jakie Pani wymieniła, jest zupełnie inna. Cabrera jest parkiem krajobrazowym i można ją tylko zwiedzać, Formentera jest malutka i urocza, ale chyba tylko dla celów wakacyjnych, bo codzienne życie, kiedy jest się uzależnionym od promu czy małych statków, jest kłopotliwe. Wszelkie instytucje, szpitale, sklepy specjalistyczne i ogólnie cała infrastruktura potrzebna do normalnego życia znajdują się na najbliższej Ibizie. Tak więc do mieszkania i życia nadają się tylko Ibiza, Minorka i Majorka.

Przewaga tej ostatniej polega na jej wielkości. Tutaj znajduje się stolica całego archipelagu Balearów, Palma de Mallorca, a co za tym idzie, tutaj koncentruje się życie polityczne, kulturalne i akademickie. Jeżeli ktoś lubi spokój i zieleń, niech wybierze Minorkę (uznana przez UNESCO za rezerwat biosfery), jeżeli lubi szaloną zabawę i klimat hipisowski - Ibizę, a jeżeli chce mieć wszystkiego po trosze, to na Majorce to znajdzie. Te wyspy naprawdę są tak różne, że trudno mówić o przewadze którejkolwiek nad innymi.
W miejscu dedykowanym turystom branża powinna ciągle zaskakiwać nowymi pomysłami. Propaguje się tutaj np. oleotourism, czyli podglądanie procesu powstawania oliwy z oliwek. Obserwuje Pani inne, nieznane sobie wcześniej zabiegi marketingowe?
Nie pracuję w turystyce, więc nie jestem blisko tematu, ale wydaje mi się, że propagowana w ostatnich latach całoroczna turystyka rowerowa (wyczynowa i rekreacyjna) jest dość skuteczną metodą marketingową. Turystyka tutaj proponuje wiele różnych form spędzania czasu, ale muszę przyznać, że większość turystów interesuje tylko słońce, plaża i spokój.

Tę klasę turystów najskuteczniej napędzają na Majorkę konflikty w innych regionach świata. Niepokoje w Egipcie, Tunezji czy Grecji automatycznie dają przewagę spokojnej Majorce i zwiększają rezerwacje w hotelach.
Geograficzne oderwanie od kontynentu powoduje, że Majorka także w innych aspektach jest niczym samotna wyspa?
Tak. To ma swoje plusy, jak spokojniejsze życie, ale też minusy - nie można się szybko przemieścić na ląd, improwizacja w tej materii jest absolutnie niemożliwa. To totalne uzależnienie od lotów, promów, nie wspomnę już o kosztach.
Terytorialnie wyspa należy do Hiszpanii. Jest hiszpańska czy w pierwszej kolejności międzynarodowa?
Dotknęła Pani tematu dosyć drażliwego dla mieszkańców, o którym niewiele wie się w Polsce: pytanie brzmi raczej czy Majorka jest hiszpańska, czy w pierwszej kolejności katalońska (!). Dyskusja - ciągnąca się od barów, ulic, gazet aż po parlament - dotyczy języka. Oficjalnie Baleary są dwujęzyczne (hiszpański i kataloński), ale w praktyce, szczególnie w okresie rządów koalicji socjalistyczno-nacjonalistyczej, nacisk kładzie się na język kataloński, co powoduje konflikty. W tej chwili wszystkie np. drogowskazy, oznaczenia, tabliczki czy komunikaty pisane są po katalońsku. Proszę się jednak nie zdziwić, jeżeli w pewnych miejscach coś będzie napisane w pierwszej kolejności po niemiecku lub angielsku. Mieszka tu wiele narodowości, choć nie nazwałabym tej wyspy międzynarodową. Inaczej sobie wyobrażam znaczenie tego określenia.

Baleary są politycznie hiszpańskie, a historycznie od prawie 1000 lat katalońskie. Jakby na to nie patrzeć, wszystko jest kwestią okupacji: te wyspy były w swojej historii okupowane przez Fenicjan, Arabów, Rzymian, Francuzów, Anglików, Katalończyków czy wreszcie Hiszpanów. Można by rzec, że teraz okupują je turyści i rezydenci obcego pochodzenia.
To dobre miejsce na spędzenie emerytury?
Myślę że tak, o ile ktoś nie cierpi na reumatyzm i nie przeszkadza mu wilgoć. Sądząc po ilości starszych niemieckich czy angielskich rezydentów, to musi to być dobre miejsce na jesień życia.
Zakładając, że wielu jest amatorów takiego scenariusza, narzekać nie powinni deweloperzy. Powstają tu ciekawe inwestycje mieszkaniowe czy cała energia idzie w budowę hoteli?
To nie jest miejsce dla ludzi ubogich, ani też średnio zamożnych. Życie na wyspie jest drogie, domy i mieszkania również, więc wątpię w ten masowy najazd obywateli Europy chcących spędzić tu jesień życia. Ludzie w starszym wieku są zazwyczaj dość ostrożni w wydawaniu pieniędzy. Utrzymanie w domu opieki jest bardzo kosztowne, nie wspominając już o braku miejsc.
Są inwestycje, podobne do takich jak w Niemczech, polegające na budowie kompleksu małych mieszkanek z obsługą lekarską i pielęgniarską na miejscu, ale to marginalna sprawa. Myślę, że utrzymanie hoteli - bo nowych buduje się już niewiele - i ich renowacja są najważniejsze. Uważam, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, może z wyjątkiem mieszkań w dużych wieżowcach, bo najwyższy blok, jaki tutaj widziałam, ma 22 piętra.
Ekonomicznie żyć tutaj dużo trudniej, niż wcześniej?
Kryzys tnie równo, a Hiszpania odczuwa go bardzo boleśnie. Ci, którzy się tym tematem interesują wiedzą, że kraj jest w ścisłej czołówce kandydatów do bankructwa. Dwoi się więc i troi, aby do tego nie dopuścić.
Ceny może nie poszły w górę, niektóre nawet spadły (np. mieszkania), ale głównym problemem jest brak siły nabywczej. Banki zakręciły kurek i otrzymanie kredytu na cokolwiek graniczy z cudem. Przeciętny Hiszpan jest zadłużony po uszy i ma duże kłopoty z utrzymaniem pracy. Zamrażane i obniżane są wynagrodzenia, a instytucje mają olbrzymie kłopoty z płatnościami.
Ceny na Majorce*
Waluta: euro
1l mleka to koszt: od 0,55 euro
1l benzyny: od 1,4 euro
3-pokojowe mieszkanie średniej klasy: 180 000 euro
Inaczej niż w Polsce, odpłatne są: podatek od spalania śmieci (nie mylić z wywozem, który jest również odpłatny)
Zdecydowanie tańsze niż w Polsce są: oliwa z oliwek i alkohole
* Na pytania odpowiada Barbara Walus, bohaterka Tam mieszkam: Majorka
Ten kryzys to domino - kiedy wybuchł prawie trzy lata temu, pierwsze padło budownictwo (na Majorce o ponad 80%), więc jasnym było, że dotknie pracowników bezpośrednich, producentów materiałów budowlanych, a dotknął także architektów itd.
Gminy biednieją, bo nie kupuje się nowych ziem, co powoduje, że nie mają pieniędzy na różnoraką działalność, a w efekcie padają nawet firmy świadczące usługi sprzątania i czyszczenia, bo instytucje nie mogą sobie na taki luksus pozwolić. To wszystko naczynia połączone. Życie w Hiszpanii jest dziś pełne niepewności co do dnia jutrzejszego.
Dziękuję za rozmowę.