Unijne cła na samochody elektryczne z Chin spotykają się z ostrym sprzeciwem ze strony niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. Mimo to, dodatkowe opłaty stają się faktem. Nie wiadomo jednak czy wytrzymają próbę czasu.


W czwartek, 4 lipca, Komisja Europejska ogłosiła oficjalnie wprowadzenie tymczasowych ceł na samochody elektryczne sprowadzane z Chin. Środki mające na celu chronić unijny rynek przed chińską konkurencją korzystającą ze szczodrych dotacji Pekinu zostały przedstawione 12 czerwca. W stosunku do pierwotnych założeń stawki uległy lekkiej korekcie w dół.
KE nałożyła indywidualne cła na firmy BYD (17,4%), Geely (19,9%) oraz SAIC (37,6%). Pozostałe marki samochodów elektrycznych sprowadzane z Chin, które współpracowały w antysubsydyjnym dochodzeniu KE, będą podlegać cłu w wysokości 20,8%. Koncerny, które odmówiły współpracy, zapłacą je w wysokości 37,6%. Dodatkowe opłaty dołączają do już obowiązujących 10%.
KE potwierdziła dziś decyzję sprzed 3 tygodni o planowanym nałożeniu tymczasowych ceł wyrównawczych na auta elektryczne z Chin. Stawki zostały nieznacznie obniżone wobec pierwotnej propozycji. https://t.co/1N3a5b4wf6
— Maciej Kalwasiński (@MKalwasinski) July 4, 2024
Te środki nie podobają się jednak wszystkim państwom członkowskim Unii Europejskiej i wbrew intuicji wśród głównych przeciwników dodatkowych ceł znajduje się największa potęga motoryzacyjna w regionie, czyli Niemcy.
Niemiecki przemysł domaga się chińskiej konkurencji
Krótko przed wejściem w życie unijnych ceł nowy raport na ich temat wydało niemieckie Stowarzyszenie Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA), ostrzegając przed konsekwencjami dla krajowej gospodarki. Jak podaje “Tagesschau”, branża automotive znad Renu obawia się, że planowane taryfy utrudnią zwiększenie elektromobilności, a tym samym osiągnięcie celów paryskiego porozumienia klimatycznego.
Później dokument przechodzi do konkretów, czyli tego, jak cła mogą zaszkodzić interesom niemieckiego przemysłu. Według VDA spowodują one poważne ryzyko związane z dwiema kwestiami. Po pierwsze, stowarzyszenie wskazuje, że samochody importowane z Chin pochodzą w dużej mierze z fabryk należących do europejskich grup, co podniesie ceny. Po drugie, niemiecki przemysł motoryzacyjny boi się odwetu Pekinu.
Obawy przed odwetem są zrozumiałe. Niemieckie koncerny motoryzacyjne sprzedają w Państwie Środka 1/3 swojej produkcji, a jej duża część jest wytwarzana na miejscu. VDA zauważyło też, że w 2023 r. niemieccy producenci sprzedali w Chinach około dziesięć razy więcej samochodów elektrycznych niż chińskie koncerny w Niemczech.
Stowarzyszenie Przemysłu Motoryzacyjnego wzywa do zniesienia dodatkowych ceł na samochody EV z Chin. Według “Tagesschau” niemieckie koncerny automotive nie przewidują, żeby elektryki z Państwa Środka mogły zalać europejski rynek. Ich udział w całym rynku samochodowym w Europie powinien osiągnąć poziom od 5 do 10 procent do 2030 roku, co ma wynikać m.in. z lojalności klientów do niemieckich marek motoryzacyjnych - uważa VDA.
Prognozy na ten temat różnią się jednak w zależności od autora. Według projekcji organizacji Transport & Environment już w 2027 roku co piąty samochód elektryczny sprzedany w Europie zjedzie z linii produkcyjnej któregoś z chińskich koncernów. W debacie słychać głosy, że europejski przemysł nie wytrzyma cenowej konkurencji narzuconej przez spółki sponsorowane przez Pekin, a kiedy upadnie, Chińczycy będą mogli podnieść stawki.
Zgodnie z badaniem monachijskiego instytutu IFO, przytaczanym przez “Tagesschau”, jeśli chodzi o cła, niemieccy ekonomiści są nieco odmiennego zdania niż branża motoryzacyjna. Przeciwko dodatkowym opłatom opowiedziała się 1/3 ze 162 ankietowanych. Połowa badanych ekonomistów popiera cła, a prawie 3/4 dostrzega ryzyko, że Chiny wykorzystają zależność gospodarczą Niemiec do stosowania nacisków politycznych. 69% ankietowanych ekonomistów uważa, że Niemcy powinny szukać alternatywnych rynków, żeby zmniejszać swoją zależność od Chin.
Polak Niemiec dwa bratanki?
Jak donosi agencja Reutera, państwa członkowskie Unii Europejskiej wahają się w sprawie poparcia ceł. Przeciwko dodatkowym taryfom z pewnością wystąpią Niemcy, Węgrzy i Szwedzi. Największym orędownikiem ich utrzymania jest Francja, która chce nakłonić chińskie koncerny do inwestowania w Europie. Po tej samej stronie stoją również Hiszpania i Włochy.
Wśród państw, które wahają się nad wyborem, pozostają Polska, Czechy, Grecja i Irlandia - ustaliła agencja Reutera, powołując się na oficjalne i rządowe źródła. Z uwagi na tymczasowy charakter lub "ich świeżość" nie są znane stanowiska rządów Belgii i Holandii.
W najbliższych tygodniach państwa członkowskie wezmą udział w głosowaniu doradczym, które ujawni ich opinię na temat ceł na chińskie samochody elektryczne. Będzie to pierwszy oficjalny test poparcia dla decyzji Komisji Europejskiej. Wprowadzone dodatkowe taryfy mają charakter tymczasowy i będą obowiązywać przez 4 miesiące. O ich utrzymaniu lub odwołaniu zdecyduje głosowanie państw UE, które odbędzie się 2 listopada.
Poza nawiasem opisywanej dyskusji o poparciu dla ceł na samochody elektryczne importowane z Chin pozostaje ich skuteczność. Według Rhodium Group chińskie koncerny odczułyby poważnie opłaty celne w wysokości od 40-50%. Zdaniem Instytutu Kilońskiego podwyższenie ceł o 20% obniży chiński eksport samochodów elektrycznych do UE o 1/4.