W artykule tym zbadamy, czym w istocie są w naszym życiu społecznym pieniądze i skąd się biorą. Będziemy argumentować, że pieniądz jest naturalnym produktem życia społecznego, a władze państwowe, w szczególności zaś bank centralny, nie odgrywają obecnie głównej kreatywnej roli w powstawaniu pieniądza, choć ich rola regulacyjna i normująca jest bardzo ważna. Konsekwentnie, będziemy utrzymywać, że przyczyn odczuwanego braku pieniędzy w skali narodowej należy poszukiwać w pierwszym rzędzie w naszej mentalności, w naszym sposobie organizowania życia zbiorowego, a w szczególności - gospodarczego. Dopiero potem możemy ewentualnie domagać się zmian od władz państwowych. Mówimy tu o fundamentalnej roli i odpowiedzialności władz państwowych związanej z monopolistyczną pozycją urzędnika państwowego regulującego pewne kwestie życia zbiorowego. Nie wyklucza to pożądanej możliwości, że politycy będący urzędnikami państwowymi chcą być również duchowymi przywódcami narodu. W tej drugiej roli muszą oni jednak porzucić swoją monopolistyczną pozycję władzy i bronić swoich wartości i koncepcji w otwartej polemice na równych prawach z innymi.
Zmyślona historyjka o powstaniu pewnego systemu pieniężnego
Aby zilustrować mechanizmy stojące za kreacją pieniądza, posłużymy się fantastyczną historyjką na ten temat.
Za odległymi morzami była sobie szczęśliwa wysepka Pasmanteria, zamieszkana przez osiem rodzin. Na południowym wybrzeżu mieszkała rodzina Księcia, północne zajmował Znachor z rodziną, a na wschodnim i zachodnim mieszkały po trzy zupełnie zwyczajne rodziny. Tylko ziemia na zachodnim wybrzeżu, będąca w posiadaniu mieszkających tam rodzin, nadawała się do uprawy trzciny cukrowej, którą można by wywieźć na sąsiedni kontynent i sprzedać. Nikt jednak nie zaprzątał sobie tym głowy, ponieważ okoliczne lasy karmiły mieszkańców przez cały rok wspaniałymi owocami, a ponadto każda rodzina posiadała jedną kozę dającą mleko. Te kozy były w odczuciu mieszkańców ich największym bogactwem, ale ponieważ zarówno popyt, jak i podaż kóz były równe zeru, bogactwa tego nie dawało się zmierzyć w żadnej lokalnej walucie, której zresztą wcale nie było. Na wyspie też nie było żadnych podatków, z czego wszyscy byli zadowoleni. Do czasu.
Za sprawą opowieści kapitana statku, przypływającego raz w roku na wysepkę, Księżna zapragnęła posiadać przedmiot zwany telewizorem, niedostępny na wyspie, a całkiem popularny na sąsiednim kontynencie. Ściślej mówiąc, zapragnęła posiadać dwa telewizory, ponieważ przebiegły kapitan wmówił jej, że szanująca się rodzina powinna mieć przynajmniej dwa telewizory.
Książę, gorąco kochający swą żonę, był zmuszony wprowadzić w swym państwie system podatkowy i system pieniężny. Wydał specjalny dekret wprowadzający lokalną walutę - prawny środek płatniczy, której jednostka otrzymała nazwę „telew”. Własnoręcznie wykonał jeden banknot o nominale jeden telew i poprzestał na tym, uważając że jeden banknot w obiegu w zupełności zaspokoi potrzeby obrotu gospodarczego Pasmanterii, w czym historia w pełni przyznała mu rację.
Następnie Książę wprowadził podatki, zobowiązując każdą rodzinę do zapłacenia mu jednej trzeciej telewa rocznie. Znachor został zwolniony z podatku, ponieważ Książę obawiał się, że nazbyt prosty system podatkowy może spowodować złośliwe docinki sąsiednich władców. Dekret wymagał jednocześnie, aby podatki były płacone w narodowej walucie - telewach, a wartość waluty została związana z zewnętrznym wskaźnikiem poprzez zobowiązanie Księcia, że zapłaci jednego telewa za dostarczony mu telewizor. Ściślej mówiąc, było to znacznie mocniejsze związanie, ponieważ zobowiązanie Księcia brzmiało dokładnie tak: „zapłacę jednego telewa, o ile tego jedynego telewa będę miał”. Czytelnik biegły w prawie i polityce kursowej zechce przeanalizować znaczenie kluczowego tu słowa „jedynego” i upewnić się, że tak mocnego zapewnienia nie są w stanie wydać najpotężniejsze banki centralne świata; zatem telew był w tym czasie najmocniejszą walutą świata. Wprawdzie wrogowie Pasmanterii podnosili brak precyzji wynikający z rezygnacji ze specyfikacji, o jaki telewizor chodzi, jednak zarzut ten jest czysto akademicki, ponieważ realny przebieg historii Pasmanterii wskazuje niezbicie, że zastosowany przez Księcia poziom precyzji był właściwy, a każdy inny prowadziłby do zamieszania i nieporozumień wśród uczestników obrotu gospodarczego Pasmanterii.
W dwa tygodnie po wydaniu tych doniosłych aktów powstała potęga finansowa Pasmanterii. Tego dnia rano Znachor pożyczył od Księcia banknot i założył bank. Następnie udzielił oprocentowanego kredytu w wysokości jednego telewa mieszkańcowi wschodniego wybrzeża w celu nabycia ziemi nadającej się do uprawy od mieszkańca wybrzeża zachodniego. Ten ostatni po zawarciu transakcji założył w banku oprocentowany depozyt terminowy, co dało możliwość udzielenia następnego kredytu następnemu mieszkańcowi wybrzeża wschodniego. Przed wieczorem kraj, który jeszcze rano nie miał nic, zmienił się nie do poznania. Trzy ósme mieszkańców (całe wybrzeże zachodnie) dysponowało wysokimi depozytami terminowymi w banku. Taka sama część ludności (całe wybrzeże wschodnie) prowadziła pewną i zyskowną działalność gospodarczą. Wprawdzie była nieco zadłużona, ale wartość posiadanych nieruchomości w pełni pokrywała to zadłużenie, a prognozowane dochody pozwalały z całą pewnością oczekiwać sukcesu finansowego. Powstała nowa instytucja finansowa, która wprawdzie nie w pełni wypełniała oczekiwania Konkordatu Bazylejskiego, na przykład wskutek chwilowego braku funduszy własnych, ale której wartość rynkowa mierzona wysokością i stabilnością generowanych dochodów jest w skali Pasmanterii ogromna, a wreszcie władze państwowe mogły z ufnością oczekiwać spłynięcia umiarkowanych przecież podatków. Tego samego dnia wieczorem Znachor - zwany odtąd Bankierem - zwrócił Księciu pożyczony banknot. Działania Bankiera były oczywiście uzgodnione wcześniej z Księciem. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć o wielkiej przenikliwości umysłu Bankiera, który nie zabezpieczał kredytów zamorskim zwyczajem na ziemi, jak mu to sugerował Książę, ale na kozach i historia w pełni przyznała mu rację.
Nieprzejednani krytycy systemu finansowego Pasmanterii wyśmiewali go, uwypuklając jego relatywnie niewielkie rozmiary, charakteryzowane tylko jednym banknotem w obiegu i to w zasadzie tylko przez dwa dni w historii Pasmanterii. Wyciągali stąd nawet fałszywy wniosek, że ustalone na wolnym pasmanteryjskim rynku ceny pieniądza nie odzwierciedlają żadnej rzeczywistości ekonomicznej wobec płytkości tego rynku.
Nic bardziej błędnego. Każdy z uczestników rynku finansowego dokonał głębokiej analizy własnej siły przetargowej i siły przetargowej kontrahentów na antagonistycznym rynku. W wyniku tej analizy ustalony został punkt równowagi charakteryzowany oprocentowaniem depozytów terminowych w wysokości 33,333... proc. w okresie do następnego przybycia statku i oprocentowaniem kredytu w wysokości 66,666... proc. w tym samym okresie. Czytelnik biegły w wyznaczaniu punktów równowagi zechce uwzględnić naturalne upodobania uczestników rynku i wyliczyć, że jedyny punkt równowagi rynkowej jest właśnie taki z pełną matematyczną precyzją i w żaden sposób nie może być inny. Jaka inna gospodarka jest w stanie tak precyzyjnie i jednoznacznie określić swój punkt równowagi? Żadna! Tym samym Pasmanteria dała dowód całemu światu, że to nie rozmiary rynku, ale doskonałość rozwiązań prawnych i organizacyjnych decyduje o pełnej efektywności rynku.
Część zamorskich profesorów podnosiła dwa dodatkowe zarzuty. Pierwszy, że rzekomo niesprawiedliwe rozłożenie obciążeń podatkowych spowodowało sztuczne zaniżenie marży bankowej. Drugi, jakoby wartość ziemi uprawnej została sztucznie ustalona na jeden telew z powodu braku innych nominałów w obiegu i przy innej wartości ziemi stopy procentowe ukształtowałyby się inaczej. Być może jest to prawda, ale z uwagi na fakt, że nie ma to najmniejszego wpływu na sektor realny Pasmanterii, możemy oba te zarzuty pominąć.
O upadku pewnego systemu pieniężnego
Jeden z mieszkańców wschodniego wybrzeża zamierzał porzucić swoje nowe obowiązki przy uprawie ziemi, ale przerażająca groźba fizycznego odebrania mu prawnie przewłaszczonej już kozy zmobilizowała go do dalszej pracy. W dniu przybycia statku praca była już zakończona. Tego dnia aktywność gospodarcza Pasmanterii osiągnęła niebywałe rozmiary. Prawny środek płatniczy trafił już po raz drugi do obiegu gospodarczego, a to wskutek wręczenia go przez Księcia kapitanowi w zamian za przyniesiony telewizor, i wędrował dalej niestrudzenie z rąk do rąk w kolejnych transakcjach. Bankier wykazał niebywały kunszt, dokonując bezgotówkowych przelewów (nazywał to pieniądzem elektronicznym) ułamkowych części telewa i agregując należne płatności do całego telewa. Wieczorem wszystkie kredyty były już spłacone, wszystkie depozyty wycofane z banku, należności podatkowe wobec władz państwowych w pełni uregulowane. Prawny środek płatniczy Pasmanterii trafił ostatecznie z powrotem w ręce Księcia, każda z rodzin miała własny telewizor, rodzina Księcia nawet dwa, a kapitan statku pokaźny ładunek trzciny cukrowej.
Użyteczność telewizorów okazała się mniejsza niż wynikało to z uprzednich opowiadań kapitana. Ten ostatni nastawał bardzo na sprowadzenie dodatkowego elementu zwanego przez niego elektrycznością, bez którego, jak twierdził, wartość rynkowa telewizorów wynosiła zero, ale mieszkańcy uznali, że obecna funkcjonalność jest dla nich wystarczająca i nikt nie chciał więcej rozmawiać z oszustem.
W nocy przy ognisku Książę zapowiedział, że nie będzie więcej sprowadzać towarów z kontynentu i uroczyście zniósł na zawsze wszelkie obciążenia podatkowe. Umorzył też zobowiązania wobec samego siebie z tytułu wyemitowanego banknotu poprzez jego spalenie.
Bank istniał nadal i miał nawet fundusze własne dzięki wniesionemu aportem przez Bankiera telewizorowi. Niestety, wysokość tych funduszy nadal wynosiła zero na podstawie wyjaśnień kapitana, a to ze względu na wspomniany już brak elektryczności. Wartość rynkowa banku, mierzona zdolnością do stabilnego generowania dochodów, spadła do zera.
Następnego dnia rano grupa mieszkańców wschodniego wybrzeża, chętnych do sprzedaży ziemi odległej od ich chat, spotkała się z grupą mieszkańców zachodniego wybrzeża, chętnych do kupna ziemi. Aktywny i sprawny rynek doprowadził do ustalenia rynkowej ceny ziemi, która to cena w nowym otoczeniu ekonomicznym wyniosła zero i transakcje zostały zawarte. Właściwie to się nawet dobrze składało, ponieważ aktualnie nie było żadnych pieniędzy w obiegu.
W całej tej historii na szczególne uznanie zasługuje szlachetna postawa Księcia Pasmanterii, który nie uległ podszeptom kapitana, aby zdyskontować w zagranicznym banku mające wielką wartość swoje przyszłe wieloletnie wpływy podatkowe i pchnąć Pasmanterię za pomocą pożyczki bankowej na drogę forsownej industrializacji.
W ciągu dwóch dni bezlitosny rynek kapitałowo-pieniężny zredukował majątek zamożnych niegdyś wyspiarzy niemal do zera. Niemal, ponieważ od tego momentu rozważali oni często po nocach, jaka też może być wartość rynkowa posiadanych przez nich kóz.
Przesłanie tej historyjki
Powyższa historyjka ma ilustrować głębokie przekonanie autora, że w istocie wszystkie pieniądze, jakie istnieją, mają taką samą naturę jak pieniądze powstałe w naszej historyjce. Innymi słowy, pieniądz ma dwustronną naturę i za każdą wartością pieniężną posiadaną przez kogokolwiek musi stać zobowiązanie kogoś innego, że będzie pracował dla pożytku innych (powiemy zwyczajowo - za pieniądze), żeby swoje zobowiązanie wypełnić. Jeśli znika to zobowiązanie, pieniądze też znikają; jeśli zobowiązanie pojawia się, pojawiają się też pieniądze, nawet jeśli nie zostaną zmaterializowane i użyte.
Stwierdzenie to nie ma i nie może mieć charakteru absolutnego. W ciągu tysiącleci pomysłowość ludzi zatroskanych, jak przechować wartość w czasie i mieć możność użycia jej w razie potrzeby, wytworzyła prawdziwy gąszcz wszelkiego rodzaju trików i sposobów ochrony wartości, z których znaczna część okazała się nieskuteczna. Dzisiaj zatroskani o rozwój gospodarczy kraju, bez którego nasze składki emerytalne nie przeniosą w przyszłość pożądanej przez nas wartości, a słabnąca zdolność do zaciągania w pełni wartościowych zobowiązań powoduje, że nie wszyscy spośród nas mogą znaleźć pracę, będziemy starali się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób nasze instytucje tworzą i przechowują wartość.
Istnieje przekonanie, że gdyby pewnego dnia wszyscy zwykli ludzie wycofali swoje pieniądze z banków, nastąpiłaby niebywała katastrofa. Pozostajemy w tym przypadku w sferze politycznej i ekonomicznej fikcji, ale spróbujmy przytoczyć argumenty przemawiające za tym, że przeciwnie, w takim przypadku nic złego by się nie stało.
Gdyby wszyscy ludzie jednocześnie chcieli wycofać swoje depozyty z banków, zapasy gotówki w oddziałach skończyłyby się bardzo szybko. Banki komercyjne musiałyby zakupić wielkie ilości banknotów w Narodowym Banku Polskim, pieniądze trzymane przez nie na rachunku bieżącym w NBP skończyłyby się również bardzo szybko. Musiałyby one znaleźć inne źródło finansowania posiadanych kredytów i z bardzo wysokim prawdopodobieństwem znalazłyby je w postaci kredytu udzielonego przez NBP. Bank centralny nie jest zobowiązany do udzielania takiego kredytu w każdej sytuacji i jest to naturalne, ponieważ w zwykłej sytuacji masowe wycofywanie depozytów z jednego lub kilku banków spowodowane jest opinią, że te właśnie banki upadną wskutek posiadania złych aktywów. W takiej sytuacji ewentualne zaangażowanie banku centralnego musi być starannie rozważone; w naszym fikcyjnym i fantastycznym przykładzie NBP prawie na pewno podjąłby decyzję o finansowaniu banków komercyjnych, ponieważ istniejące kredyty zapewniałyby bezpieczeństwo takiej operacji.
Pozostaje pytanie, co klienci banków zrobiliby z wycofanymi pieniędzmi. Jeśli po prostu schowają je w domu, to nie stanie się nic istotnego poza tym, że stracą oni odsetki od depozytów, a bank centralny uzyska je w zamian i to prawdopodobnie wyższe, niż oni utracili. Jeśli je wydadzą, to ceny kupowanych towarów wzrosną, ale jest to naturalny skutek wzrostu popytu, niezależny od zaplanowanej akcji przeciwko bankom komercyjnym, polegającej na wycofaniu z nich depozytów.
Pieniądz jest zawsze czyimś zobowiązaniem
Argumenty logiczne. Uważny czytelnik, śledzący proces powstawania pieniędzy w Pasmanterii, może powiedzieć, że równie dobrze bank po przyjęciu depozytu, zamiast udzielać kredytu, mógł kupić jakieś przedmioty, na przykład złote sztabki w przekonaniu, że sprzedawca otrzymane pieniądze zdeponuje w banku i proces generowania pieniędzy będzie trwał dalej. Będzie miał rację.
Wartość naszych pieniędzy trzymanych w banku broniona jest zawiłą i rozległą strukturą prawną, która zapewnia nam pośrednio korzyść z owoców pracy nie pojedynczego kredytobiorcy, lecz do ułamkowej części korzyści z pracy wszystkich, którzy uzyskali kredyty w naszym banku; dalej przez system gwarantowania depozytów mamy prawa do owoców pracy kredytobiorców innych banków, gdyby nasz nie mógł wypełnić swych zobowiązań. Wewnątrz naszego banku ich wartość jest dodatkowo zabezpieczana tysiącami przedmiotów materialnych, takich jak place, budynki, samochody i niematerialnych, takich jak papiery wartościowe czy udziały w innych spółkach.
Wartość naszych pieniędzy bierze się właśnie ze stopienia w jedną nierozdzielalną całość wartości pochodzących z tysięcy różnych źródeł. To dzięki temu, jeśli mamy pieniądze w banku, uważamy, że mamy pieniądze i tak samo uważają eksperci rządowi, a gdy pożyczymy komuś pieniądze prywatnie, to mamy jedynie należność, która sama w sobie nie jest wystarczająco pewna, aby mogła być przedmiotem obrotu. W tym stopie wielu wartości, jakie kreuje pieniądz, dodatkowa domieszka rzeczy innych niż czyjeś zobowiązanie jest z wielu względów, których nie będziemy tu wymieniać, bardzo pożądana i użyteczna. Nie zmienia to jednak faktu, że we współczesnych gospodarkach jest to jedynie znikoma domieszka odgrywająca znaczną rolę jakościową, ale to nie ona konstytuuje wartość zaklętą w pieniądzu.
Argumentem wspierającym jest stwierdzenie oczywistego faktu, że bank nabywający sztabki złota lub inne przedmioty materialne lub niematerialne nie uczestniczy w tworzeniu nowych wartości, lecz jedynie przejmuje wartość już istniejącą. Obserwacja historyczna poucza nas, że wiara w zachowanie wartości przedmiotów materialnych, mierzona na przykład ich ilością, jaką można zakupić za przeciętną pensję, jest iluzoryczna. Ziemia i ogólnie nieruchomości przy obecnym klimacie politycznym na świecie wydają się trwałym nośnikiem wartości jako oczywiste dobro rzadkie. Mimo to mamy świadectwa wielkich strat w systemach finansowych wynikających z nadmiernego zaufania do tej wartości. Koncepcyjnie można argumentować, że traktowanie przedmiotów materialnych wyłącznie jako nośników wartości, co dzieje się, gdy bank nabywa takie przedmioty jako zabezpieczenie wartości, które chcą przechować w nim jego klienci, jest pozbawieniem tych przedmiotów ich podstawowej funkcji użyteczności, jakakolwiek by ona była. Tym samym tracą one przynajmniej czasowo wartość. Paradoks, który można czasem wykorzystać dzięki temu, że pozostałe użytkowane zgodnie z ich przeznaczeniem przedmioty stają się jeszcze cenniejsze, ale który chyba częściej obraca się przeciwko temu, kto próbuje tej techniki nadużyć.
Prostym argumentem rozstrzygającym jest obecna rzeczywistość. Istniejąca na całym świecie masa pieniądza w absolutnie przeważającym stopniu opiera swą wartość na ludzkich zobowiązaniach, bądź to na całkowicie dobrowolnych zobowiązaniach kredytowych, bądź też na wymuszanych jednostkowych, ale jednak mających powszechnie akceptowaną bazę w zobowiązaniach podatkowych.
W tym rozdziale mówiliśmy dużo o przedmiotach materialnych, a bardzo niewiele o niematerialnych, takich na przykład, jak udziały w innych spółkach. Poprzestańmy na razie na uwadze, że w przeciwieństwie do przedmiotów materialnych bank nabywając udziały w spółce, przynajmniej potencjalnie ma rozległe możliwości poprawienia ich użyteczności, ale temat, jak spółki tworzą i przechowują wartość, wymaga znacznie obszerniejszych rozważań.
Argumenty historyczne. Można spotkać argument, że jeszcze bardzo niedawno wartość pieniądza istniała w nim samym, ponieważ pieniądze były robione z drogich metali. Opinia taka nie wytrzymuje racjonalnej krytyki. Bicie monety przez dawnych władców było zazdrośnie chronionym, wysoce dochodowym przywilejem. Brało się właśnie stąd, że wartość pieniądza tylko w części ułamkowej była pokryta wartością przedmiotów materialnych, w tym przypadku wartością kruszcu zawartego w samej monecie. Istotna część wartości była zawsze obietnicą. W tamtych czasach wymuszoną, kolektywną obietnicą podatników, że zapłacą władcy należne podatki.
Proporcja wartości kruszcu do istotnej wartości monety mogła ulegać znacznym wahaniom. Pomyślmy o starożytnym władcy, który przed wyruszeniem na podbój sąsiedniego imperium ogłasza, że jego srebrna moneta jest warta tyle samo, co złota moneta większego sąsiada. Z dzisiejszego punktu widzenia powiedzielibyśmy, że emituje on papierowy pieniądz ze sztywnym parytetem wymiany, który paradoksalnie jest w tym przypadku srebrny. Można oceniać bezpośrednią użyteczność takiego kroku w kierunku nawiązania bezpośredniej współpracy z przyszłymi poddanymi. Tworzy on bowiem sytuację, w której mogą oni na stosunkowo korzystnych warunkach nabywać srebrne monety, wygodny środek do regulowania zobowiązań podatkowych i innych wobec przyszłego władcy, w zamian za materiały wojenne konieczne dla przyszłego zdobywcy do realizacji jego planów. Można na te same zdarzenia patrzeć głębiej - zanim wojna zweryfikuje wartość bojową królewskiej falangi, rynki finansowe ocenią wartość królewskiego słowa, że ściągnie odpowiednie podatki i obroni wartość emitowanego pieniądza. Wielkim królem jest ten, kto tworzy wartość, podobizna którego na monecie powoduje, że moneta ta jest chętnie akceptowana niezależnie od wartości kruszcu w niej zawartego.
Wydaje się, że nasze postrzeganie funkcjonowania pieniądza w przeszłości zostało przesłonięte jego absolutnie wyjątkową rolą w okresie poprzedzającym naszą epokę. W czasach, które nastąpiły po zakończeniu wielkiej inflacji epoki renesansu, rządy mocarstw toczyły między sobą zaciętą walkę o odebranie przeciwnikom zasobów kruszców i zgromadzenie jak największej ilości we własnym posiadaniu. Podstawowym celem tej szczególnej formy zimnej wojny było zapewnienie sobie bezpieczeństwa przez stworzenie możliwości długotrwałego finansowania wojny rzeczywistej i odebranie tej możliwości potencjalnemu przeciwnikowi. Środkiem w jej prowadzeniu było wytworzenie wszelkimi dostępnymi sposobami jak największej nadwyżki w wymianie handlowej. Automatycznym rezultatem zaś był wzrost ceny kruszców do poziomu, w którym samoistna wartość monety jest równa jej wartości jako środka płatniczego. Tak stać się musi, gdy w istocie kupujemy złoto w monetach, sprzedając w zamian inne towary. Musimy wówczas zapłacić nie według wartości złota - które w każdych innych czasach byłoby tańsze - ale według wartości pieniędzy - monet, które efektywnie kupujemy.
Fakt, że wskutek międzynarodowej rywalizacji suwereni stracili zdolność tworzenia wartości poprzez emitowanie pieniądza opartego na ich obietnicy, nie powinien przesłonić tego, że ta obietnica stale istniała, a stały za nią potężniejące szybko systemy fiskalne i bankowe. I to ta właśnie obietnica rozstrzygała o stabilności i wartości pieniądza. Dodajmy jeszcze, że właśnie czasy oświecenia widziały szaleństwo obce wszystkim innym epokom, próby wprowadzenia pieniądza, z którego wyrugowano element osobistej obietnicy i wartość którego usiłowano oprzeć na wartości przedmiotów materialnych. Przedmiot ten to ziemia, coś co w opinii ówczesnych nie mogło stracić na wartości i co miało być niewzruszonym fundamentem dla emitowanych na tej podstawie banknotów. Próby te skończyły się oczywiście zupełną katastrofą.
Podsumowanie
Pieniądz jest obietnicą. W przeciwieństwie do przedmiotów materialnych powstających w procesie wymagającym czasu, pieniądz może powstawać natychmiast, ale również natychmiast znikać czy być transferowany do miejsc, gdzie jest potrzebny. Żyjemy w cudownych czasach, w których nie tylko władcy, ale my wszyscy mamy zdolność generowania pieniądza poprzez złożenie obietnicy - zobowiązania kredytowego. Obietnica musi być racjonalna i z tej perspektywy być może nasza, zwykłych ludzi, zdolność generowania pieniędzy jest większa niż władzy, zważywszy na rozmiary obietnic złożonych już przez władze, mierzonych rozmiarami długu publicznego współczesnych państw. Obietnica musi być wartościowa, musi więc w sposób konieczny zawierać w sobie bolesną możliwość, że jej wykonanie będzie wyegzekwowane na obiecującym z wielką stratą dla jego bogactwa. Każda ochrona kredytobiorcy jest automatycznie ograniczaniem jego wolności i wolności wszystkich innych aktualnych i potencjalnych kredytobiorców - wolności do złożenia dobrowolnie wiążącej obietnicy. Nasz system wartości, nasza cywilizacja wymaga, aby ta wolność do pewnego stopnia była odebrana - nikt nie ma prawa zadeklarować, że sprzeda się w niewolę lub choćby pójdzie do więzienia za długi, choć takie zobowiązanie zwiększyłoby jego wiarygodność kredytową i spowodowało odpowiednio większą zdolność wygenerowania pieniędzy. Jednakże jednostkowe decyzje władz o ulżeniu dłużnikom są w istocie decyzjami ograniczającymi wolność zaciągania wartościowych zobowiązań nie tylko dla tego konkretnego zobowiązania i tego konkretnego dłużnika, ale dla wszystkich innych też i powinny być podejmowane bardzo ostrożnie.
Bogactwo narodu wymaga istnienia sprawnych instytucji państwowych, silnych konkurujących ze sobą korporacji, ale jest tworzone przede wszystkim dzięki odwadze, przedsiębiorczości i pomysłowości indywidualnych ludzi i to najczęściej pracujących w małych spółkach. Jeśli chcemy pomagać małym spółkom, troszczmy się przede wszystkim o to, aby ich odwaga mogła być użyteczna - aby mogły zaciągać zobowiązania.
Na koniec kilka porad praktycznych dla czytelnika z dziedziny fantastyki. Rozważymy użyteczność wywołania kryzysu finansowego.
Kryzys finansowy to skomplikowany splot wielu zjawisk i procesów, z których najważniejszym jest gwałtowna zmiana wartości aktywów finansowych. Samo zatrzymanie wzrostu gospodarczego lub nawet spadek produkcji nie jest jeszcze kryzysem. Również umiarkowanie stabilny podatek inflacyjny nakładany przez władze na społeczeństwo nie jest kryzysem. Kryzysy finansowe zdarzają się, więc można je spowodować, choć ich autorzy są skromni i nie nadają sobie rozgłosu z tego powodu.
Użyteczność kryzysu związana jest z tym, że przedmioty materialne: place, domy, samochody i inne pozostają w jego trakcie takie jak były, czego nie da się powiedzieć na przykład o wojnie. Zmienia się gwałtownie wartość aktywów finansowych, ale wskutek ich dwustronnej natury suma bogactwa pozostaje stała. Zatem istota kryzysu finansowego polega na masowym i bardzo efektywnym rabunku jednej części społeczeństwa przez inną część. Wykorzystanie użyteczności kryzysu polega na tym, aby znaleźć się w części rabującej, a nie rabowanej.
Na podstawie doświadczeń historycznych można pokusić się o sporządzenie szczegółowego poradnika, jak spowodować kryzys finansowy. Oto jego skrócona wersja.
Należy zacząć od wprowadzenia pozytywnego nastawienia i zarządzania poprzez cele, a nie poprzez rozsądek. Pozytywne nastawienie dotyczy komunikacji społecznej i oznacza wyrugowanie nastawienia negatywnego; przykładowo należy komunikować, że się komuś coś daje, ale nie należy mówić, że się komuś w zamian coś zabiera, czy też jak w naszym początkowym zdaniu należy powiedzieć, że się coś wprowadza (w naszym przykładzie - cele), ale nie należy mówić w miejsce czego (w naszym przykładzie - rozsądku).
Trafny wybór jednego głównego celu jest podstawą udanego kryzysu finansowego. Wybór celu jest kwestią osobistych gustów, pragniemy jednak przestrzec czytelnika przed wyborem ogólnych odległych celów, szczególnie jeśli umożliwiają one rozmaite ścieżki dojścia. Przykładami takich ogólnych celów są podbój Azji lub wylądowanie na Marsie. Czytelnik, który zdecyduje się na taki cel, ponosi istotne ryzyko, że pewnego dnia stanie się władcą Azji lub zamieszka na Marsie, a nie o to mu przecież chodziło.
Cel musi być szczegółowy, mierzalny i osiągalny. Szczególnie istotna jest tu mierzalność celu uzasadniająca konieczne poświęcenia, gdy cel jest tuż-tuż i musimy wykazać jedynie nieco twardości, aby go osiągnąć. Standardowy cel używany masowo do spowodowania kryzysu finansowego to osiągnięcie i utrzymanie zadanego parytetu wymiany własnej waluty do określonej waluty obcej, ale ambitny czytelnik może wybrać z licznej palety wynalezionych już celów dostępnych w literaturze przedmiotu lub nawet skonstruować własny cel autorski.
Następny, łatwiejszy już krok, to wybranie miejsc, w których ulokujemy straty robione dla wywołania kryzysu finansowego. Lokowanie ich wprost w budżecie państwa jest nieeleganckie i świadczy o prostactwie autora kryzysu. Łatwo dostępne miejsca to banki, które dadzą się zwykle przekonać do trzymania w swych bilansach złych kredytów i sprawozdawania o nich powyżej ich realnej wartości. Inną wygodną lokalizacją są samorządy lub agendy rządowe nie włączone do budżetu państwa, które można dowolnie wysoko zadłużyć na podstawie ogólnej obietnicy, że w przyszłości da się jakąś dotację. Ten typ lokalizacji jest szczególnie wygodny, gdy okoliczna ludność korzysta z usług takiej agendy, na przykład szpitala, i będzie z pewnością protestować przy próbach jej likwidacji.
Straty nie muszą, a nawet nie powinny być ukrywane w absolutnej tajemnicy. Przeciwnie, pewne nieokreślone sygnały prasowe, że sytuacja może nie jest całkiem dobra, motywują do zwiększenia społecznych wysiłków dla osiągnięcia celu. Nie można natomiast dopuścić, aby audytorzy zewnętrzni, wewnętrzni czy inni tego typu nie wszczęli formalnej akcji związanej z wykrytymi stratami, a już w żadnym przypadku, by mogli dokładnie oszacować istniejące straty. Prosty zabieg łączący ich wynagrodzenie z jakością pozytywnej opinii wydawanej przez nich jest zwykle wystarczający. Ideałem trudno osiągalnym jest zatroszczenie się o to, by nie było ich wcale lub by byli całkowicie niekompetentni.
Wreszcie ostatni, najważniejszy element - mobilizacja. Udane wywołanie kryzysu finansowego wymaga kategorycznie mobilizacji społecznej. Mobilizację osiąga się poprzez ustawiczne podkreślanie w środkach masowego przekazu ważności i słuszności celu, rozlepianie afiszy informujących o tym, masowe skandowanie na zebraniach publicznych i inne podobne środki. Dla przeprowadzenia mobilizacji zaleca się wynajęcie profesjonalistów. Należy wyraźnie podkreślić, że spiskowa teoria dziejów, zgodnie z którą można przeprowadzić udany kryzys finansowy w zaciszu gabinetów, jest fałszywa. Liczne świadectwa historyczne dowodzą niezbicie, że niemożliwe jest obrabowanie znacznej grupy ludzi bez uprzedniego zmobilizowania się do tego.
Na zakończenie dwie przestrogi. Zdarza się zdumiewająco często, że autor udanego kryzysu ku swemu zaskoczeniu odkrywa, że znalazł się w grupie rabowanej, a nie rabującej, i nie jest w stanie już tego zmienić. Z czarną niewdzięcznością ludzką trzeba się liczyć.
Po drugie, doświadczenia historyczne wskazują, że społeczeństwa, które przeszły kryzys finansowy, pozostają podzielone znacznie mocniej niż po przejściu wojny domowej. Zniszczenie narodowej solidarności ograniczy również możliwości życiowe autora kryzysu finansowego.
Adam PioŁunowicz
Zainteresowanych tą problematyką odsyłamy także do artykułu Władysława Fajfera „Wartość pieniądza a system cen i podziału”, zamieszczonego w numerze 1/2001 Finansisty na str. 49-56