

W dwa dni Merval – czyli główny indeks argentyńskiej giełdy – spadł o niemal 15%, rejterując z historycznego szczytu. Była to najsilniejsza przecena akcji w Buenos Aires od 6 lat, czyli od upadku banku Lehman Brothers.

W czwartek Merval spadł o 7,06%, a w środę stracił 8,2%. Mimo tego załamania argentyński rynek akcji od początku roku pozwolił zarobić nominalnie prawie 100%, w pięć lat notując imponującą stopę zwrotu na poziomie 428,6%.
To jednak w znacznej mierze iluzja hossy wywołana galopującą inflacją, którą niezależne od rządu ośrodki szacują na 30-40% rocznie. Argentyna od 13 lat jest bankrutem, a w lipcu kraj nie wywiązał się z wyroku amerykańskiego sądu, co w praktyce oznaczało kolejną niewypłacalność.
Bezpośrednią przyczyną październikowego krachu na argentyńskiej giełdzie była jednak dymisja szefa banku centralnego. Juan Carlos Fabrega był postrzegany jako ostatni głos rozsądku we władzach Argentyny, gdzie pani prezydent Cristina Kirchner nie miała skrupułów przed nacjonalizacją prywatnych funduszy emerytalnych, wywłaszczeniem hiszpańskiego koncernu naftowego oraz śmiało korzystała z pras drukarskich w celu pokrycia deficytów budżetowych.
Podobnie jak w Wenezueli w Argentynie obowiązują dwa reżymy walutowe. Oficjalny kurs peso jest niemal dwa razy niższy od czarnorynkowego. Aby kupić dolary po kursie urzędowym, wymagane jest specjalne zezwolenie. W ciągu ostatnich 5 lat oficjalny kurs dolara wzrósł przeszło dwukrotnie, a podaż pieniądza zwiększyła się pięciokrotnie. W lutym peso zostało zdewaluowane o 20%.
K.K.