

Rząd zastanawia się nad wdrożeniem jednolitej stawki dla wszystkich danin typu ZUS, NFZ i PIT - poinformował wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Dodał, że wprowadzenie tego rozwiązania nie nastąpi w ciągu paru miesięcy.


"Dziś przyglądamy się bardzo wielu rozwiązaniom, w tym również np. zastosowaniu jednolitej stawki dla wszystkich danin typu ZUS, NFZ i PIT, która w inny sposób pozycjonuje kwotę wolną od podatku" - powiedział w poniedziałek w TVP Info Morawiecki.
"Pracujemy nad tą zmianą. To fundamentalna i bardzo systemowa zmiana w systemie podatkowym i nie tylko, więc to nie jest rzecz do wdrożenia w ciągu paru miesięcy" - dodał.
ReklamaWe wrześniu ubiegłego roku wprowadzenie jednolitej składki podatku PIT oraz likwidację składek na ZUS i NFZ zapowiedziała Platforma Obywatelska.
Obecnie opodatkowanie płac jest zbyt wysokie, szkodliwe ekonomicznie i niepotrzebnie skomplikowane - komentował główny analityk Bankier.pl Krzysztof Kolany. - Rząd wymaga wpisania do umów tzw. wynagrodzenia brutto – wirtualnego tworu, od którego naliczane są „składki” i podatki. Suma składek na ZUS płaconych od pensji brutto wynosi prawie 33%, przy czym z ekonomicznego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy formalnie potrąca się je po stronie pracownika czy pracodawcy. Od pozostałej kwoty odejmowana jest zaliczka na podatek dochodowy (18%), który z kolei jest pomniejszany o składkę zdrowotną (9%, w tym 7,75% odliczane jest od podatku). Efekt jest taki, że opodatkowanie pracy w Polsce jest na zaporowym poziomie niemal 40%. Tyle wynosi udział składek i podatków w całkowitym koszcie pracy.
- Likwidacja podwójnego opodatkowania płac jest postulatem powracającym od ponad 20 lat - podkreślał Kolany. Zasadniczo jest to właściwy kierunek, upraszczający system i ograniczający koszty poboru podatków. To także uczciwe postawienie sprawy: że „składki” na ZUS i NFZ są takimi samymi podatkami jak PIT czy VAT. Eliminacja „składek” i zastąpienie ich jednolitym podatkiem byłaby zerwaniem z fikcją serwowaną ludziom od początków III RP. Także eliminacja ulg podatkowych (z których na ogół korzystają tylko lepiej zarabiający) wydaje się uczciwym pomysłem.
- Problem w tym, że raczej nie ma co liczyć na znaczący spadek opodatkowania pracy. Idę o zakład, że zdecydowana większość pracujących będzie musiała zapłacić 30-40% podatku, czyli niewiele mniej niż teraz, za to bez ulg i kwoty wolnej. W pełni ozusowane mają zostać także umowy cywilne, co zwiększy obciążenia podatkowe płacone przez pracowników niezatrudnionych na umowę o pracę.
Przeczytaj także
W kwietniu do pomysłu wróciła premier Beata Szydło.
- Oczywiście tego typu rozwiązanie wiązałoby się z istną rewolucją podatkową, poprzedzoną przepisaniem prawa od nowa - komentował główny ekonomista Bankier.pl Łukasz Piechowiak. - Do tego należy dodać reformę administracji podatkowej, która – możliwe, że byłoby to jednym z celów „rewolucji” – uległaby uszczupleniu (np. żegnajcie rozliczenia roczne). Z pewnością zyskaliby pracodawcy, bo uproszczenie w sposobie naliczania wynagrodzenia oznacza redukcję kosztów w kadrach i płacach.
Technicznie podział takiej jednolitej składki nie jest trudny. Pieniądze trafiałyby do jednego funduszu/budżetu państwa, a następnie w odpowiedniej wysokości byłyby przelewane do konkretnych instytucji (m.in. ZUS-u, który daną część składki zapisywałby na naszym subkoncie, etc).
(PAP)
nik/ asa/