Rusza sezon wynikowy na GPW. Kto każe poczekać?

Pojawiają się już pierwsze raporty za IV kwartał 2017 roku, a wkrótce spłyną również te za cały miniony rok. Wyniki jednak póki co pokazują tylko pojedyncze spółki, a wiele z nich każe na nie czekać aż do końca kwietnia, co jest pewnego rodzaju „karą” dla inwestorów. Sprawdziliśmy, kogo można pochwalić, a kogo zganić oraz to, kiedy raporty przekażą najpopularniejsze spółki z głównego rynku.

Jak zwykle problemów z szybkim przesłaniem raportu nie miał Orlen, który wynikami kwartalnymi podzielił się już 25 stycznia. Na pierwszą połowę lutego publikację raportów zaplanowały również m.in. ING, Synektik, Żywiec czy BZ WBK. Niektórzy na pełne sprawozdania poczekają jednak prawie do maja.

Dlaczego tak długo? Od początku 2017 roku zmianie uległy przepisy. Do tej pory spółki musiały w ciągu 60 dni od końca roku opublikować raport za IV kwartał. Jeżeli tego nie zrobiły, miały kolejne 20 dni na publikację raportu rocznego. Najpóźniej w połowie marca inwestor miał więc wgląd w sytuację spółki z końca minionego roku. Teraz zniesiono obowiązek publikacji raportów kwartalnych, a na publikację raportów rocznych są aż cztery miesiące.

W zeszłym roku wiele spółek zmiany przepisów „nie zauważyło" i publikowało po staremu. Widać to było w zebranych przez nas danych za 2017 rok. Obecnie jest już znacznie mniej tego typu przypadków, choć druga połowa marca nadal jest okresem podwyższonej aktywności. Po nim zaś następuje skokowe zmniejszenie liczby przesyłanych raportów.

Patrząc z perspektywy inwestora, już koniec marca jest datą odległą. Ostatnim pełnym raportem do tego dnia jest bowiem sprawozdanie za III kwartał 2017 roku pokazujące stan spółki z końca września 2017 roku. „Różnica pomiędzy obiema datami to blisko pół roku. A przecież inwestor to współwłaściciel spółki, który zainwestował w nią swoje pieniądze. Wyniki finansowe zaś to jedno z podstawowych źródeł informacji, na których bazuje. Im szybciej je dostanie, tym lepiej. Niestety, wiele spółek nie potrafi tego uszanować” – krytykował to już rok temu Adam Torchała.

Nowe przepisy jednak jeszcze bardziej pogorszyły sytuację inwestorów mniejszościowych i co gorsza coraz więcej spółek postanawia z tego skorzystać. Po 21 marca pojawią się bowiem aż 293 raporty za 2017 rok (w zeszłym roku takich „spóźnialskich” było 205). Fakt ten nie napawa optymizmem i sprawia, że w tej chwili już ponad połowa spółek z głównego parkietu zasługuje na dużą naganę od inwestorów.

Fakt odkładania tego obowiązku przez spółki na ostatnią chwilę najlepiej zarysowuje się na koniec kwietnia (termin czterech miesięcy upływa właśnie wtedy). W czwartek 26 kwietnia na rynek trafi więc już 12 raportów, ale prawdziwy „wyścig z czasem” się dopiero rozpocznie. W piątek sprawozdania przekaże 27 spółek, a w poniedziałek 30 kwietnia aż 69! Akcjonariusze tych podmiotów do końca kwietnia bazowali będą na danych z końca września. To równo siedem miesięcy, podczas których spółki każą czekać inwestorom mniejszościowym na kluczowe informacje (choć chyba lepiej by pasowała tu inna pisownia i określenie „karzą” czekać).

Najbardziej przetrzymają wszystkich w niepewności właśnie ci, którzy raporty opublikują dopiero pod koniec kwietnia. Dość późno wyniki pokażą producenci gier (CD Projekt, 11bit, CI Games), ale także np. będący w ciągłej „naprawie” Getin Noble. Na szarym końcu w tym zestawieniu znaleźli się jednak jeszcze inni. W ostatnich trzech dniach roboczych, w których można jeszcze opublikować wyniki, inwestorzy otrzymają aż 122 raporty. Będą to wyniki zarówno spółek, które przeżywały w ostatnim roku ogromne zawirowania (Polnord, Qumak), ale także np. sprawozdania mającego duże ambicje Ursusa czy niedawnego debiutanta GetBacka.

Źródło: