REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

Rok 2010. Zwrot polityczny za oceanem i europejski status quo

2010-01-09 06:00
publikacja
2010-01-09 06:00
Politycznie 2009 zapisze się w podręcznikach do historii jako rok wyboru pierwszego czarnoskórego prezydenta USA oraz formalne zjednoczenie Europy w jeden organizm polityczny. Polscy przywódcy postanowili za to wstrzymać się z jakimikolwiek decyzjami, aby w kryzysowych czasach bezpiecznie dryfować do kolejnych wyborów.

Amerykańskie zmiany


20 stycznia za oceanem doszło do zaprzysiężenia Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Oprócz incydentu związanego ze źle powtórzonymi słowami przysięgi 44. prezydentura rozpoczęła się bez większych kontrowersji, a nominacje na stanowiska rządowe bardziej zaszokowały swoim umiarkowanym tonem, aniżeli dążeniem do wprowadzenia zapowiadanych „zmian”.

Wkrótce po objęciu stanowiska prezydent Obama przystąpił do prac nad projektem pakietu wydatków rządowych, którego najważniejszymi celami są pomoc w wyjściu amerykańskiej gospodarki z recesji i przeciwdziałanie rosnącemu bezrobociu. Jego koszt szacowano na 800 mld dolarów.

Bezprecedensowa interwencja państwa niemal natychmiast wzbudziła kontrowersje. Doszło do niespotykanej sytuacji, w której 6 stanów rządzonych przez Republikanów, chciało zbojkotować pomysł prezydenta, nie godząc się na przyjęcie pieniędzy federalnych i zdecydowanie krytykując sam pomysł, jako obarczony zbyt dużymi kosztami.

Szacuje się ponadto, że USA w związku z zaangażowaniem swoich sił w Iraku wydadzą na ten cel łącznie około 3 bilionów dolarów, a są to dane nie uwzględniające zmian w budżecie wojennym z roku 2009. W tym kontekście wydanie kilkuset miliardów dolarów na wojnę w Afganistanie wydaje się zaledwie kroplą w morzu pieniędzy oddanych wojskowym. Jednakże według zapowiedzi Baracka Obamy wydatki związane z obecnością w Afganistanie mają przez najbliższe 18 miesięcy jeszcze wzrosnąć. Po wskazanym okresie siły USA mają się z regionu wycofać, zatem zwiększone środki są niezbędne dla zagwarantowania bezpieczeństwa, a także należytego przygotowania policji i wojska afgańskiego do przejęcia odpowiedzialności za kraj.

Podczas gdy wojska amerykańskie prowadzą dwie misje zagraniczne, pod koniec 2009 roku Senat przegłosował ustawę o reformie systemu opieki zdrowotnej, której gorącym orędownikiem był prezydent. Reforma ma zapewnić 30 spośród 46 milionów nieubezpieczonych osób ubezpieczenie zdrowotne. Koszt projektu, który ma zostać sfinalizowany do 2019 roku to 870 mld dolarów. Źródłem finansowania przedsięwzięcia, oprócz oszczędności będzie podwyżka podatków. Zdaniem obserwatorów, szukanie środków w kieszeniach konsumentów podczas nadal odczuwalnego kryzysu może dodatkowo opóźnić całkowite zażegnanie jego skutków.

Z jednej strony działania podjęte przez nową administrację Białego Domu w 2009 roku można uznać za rozpoczęcie nowego, odmiennego etapu w dziejach dyplomacji USA. Z drugiej strony zaś jako obranie bardziej socjalnej ścieżki w polityce wewnętrznej. Barrack Obama wiedząc, że nie może pozwolić sobie jednocześnie na dalsze odgrywanie roli "policjanta" w polityce zagranicznej oraz na stworzenie przyjaznych warunków socjalnych dla obywateli musi wybrać cel, który zapewni mu reelekcję. Zdobycie za sprawą jednej ustawy około 30 milionów wyborców wydaje się być świetnym posunięciem. Mimo, iż oznacza to równocześnie koniec takich koncepcji jak budowa elementów tarczy antyrakietowej w Polsce, czy konieczność wycofania wojsk z Afganistanu w przeciągu 18 miesięcy. Nieodzowna jest także zmiana retoryki i prośba o większe zaangażowanie w sprawy Bliskiego Wschodu i obszaru działań NATO. Z tego względu rok 2010 może być przełomowym i możliwe, że obserwować będziemy powolne wycofywanie się USA z bezkompromisowej realizacji swojej racji stanu na arenie globalnej.

UE: Formalnie przełom, faktycznie status quo

1. stycznia Czechy przejęły prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Nie zdążyły na dobre wejść w swoją rolę, a już pięć dni później mobilizowały unijną dyplomację, aby zażegnać rodzący się konflikt na linii Kijów-Moskwa. Spór rozpoczął się od niemożności porozumienia Rosji i Ukrainy w sprawie nowego kontraktu na dostawy gazu. W tych okolicznościach Rosja zdecydowała się na całkowite wstrzymanie dostaw surowca na Ukrainę, a w konsekwencji do krajów Europy Środkowej i Południowej. Po dwutygodniowych negocjacjach, z udziałem dyplomatów UE, udało się dojść do porozumienia.

Słowacja z kolei wraz z początkiem roku przyjęła wspólną europejską walutę. Znalazła się tym samym w gronie 16 krajów UE i 6 innych państw posługujących się euro. Ze względu na kryzys finansowy, który nie oszczędził Starego Kontynentu dalsza euroizacja została chwilowo powstrzymana. Jednak oczekuje się, że państwa, które mają w planach wprowadzenie euro, jak Polska, kraje Bałtyckie, Bułgaria, Rumunia dokonają tego kroku w ciągu kilku najbliższych lat.

Tymczasem kryzys finansowy zmobilizował przywódców państw członkowskich do podjęcia wspólnych działań. W marcu na szczycie w Brukseli przyjęto projekt pobudzania europejskiej gospodarki. Całkowity koszt programu to jedynie 5 mld euro, co zapewne było rozczarowaniem dla oczekujących bardziej zdecydowanych działań antykryzysowych. Polski rząd natomiast za dobrą monetę mógł wziąć uwzględnienie w tym skromnym projekcie inwestycji w rozbudowę terminalu LNG w Świnoujściu.

Większość państw członkowskich z kryzysem postanowiła walczyć na własną rękę. Część z nich już w II kwartale mogła pochwalić się wymiernymi efektami działań. Francja i Niemcy odnotowały wtedy dodatni wskaźnik wzrostu gospodarczego. Wynik ten został jednak okupiony ogromnym zadłużeniem. W 2008 roku 3 największe gospodarki, które posługiwały się wspólną walutą, znalazły się wśród 20 najbardziej zadłużonych państw świata. Dług publiczny Włoch, Francji i Niemiec wynosił kolejno 105, 68 i 66 proc. PKB. Dane za rok 2009 wskazują już na 129 proc. długu we Włoszech, 76 proc. we Francji, która tym samym wyprzedziła Niemcy (74 proc.).

Kiedy największe gospodarki kontynentu przeżywają kryzys i na własną rękę starają się poradzić z jego konsekwencjami, ważny krok w dziejach Europy zdaje się przebrzmiewać bez echa. 1 grudnia wszedł w życie Traktat Lizboński. Jest on zwieńczeniem procesu zapoczątkowanego po II wojnie światowej, którego celem było pokojowe zjednoczenie Europy. Proces polityczny dokonał się, choć świadomość Europejczyków tkwi nadal w podziałach narodowych. Europejski plan antykryzysowy, podobnie jak sam Traktat, czy wybory do Parlamentu Europejskiego to na razie tylko symbole, pokazujące, że Europa jednoczy się. Praktyka jednak pokazuje, że Unia Europejska to nadal arena, na której państwa walczą o realizację partykularnych interesów.

Stanowisko „pierwszego środkowoeuropejskiego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego” dla Jerzego Buzka, teka ministra spraw zagranicznych UE dla Lady Ashton z Wielkiej Brytanii – to tylko gesty, które mają ukontentować outsiderów. Tymczasem trwają twarde negocjacje w sprawie obsady komisarzy nowej Komisji Europejskiej – kadencja starej skończyła się 31.10.09 – a także prezesa Europejskiego Banku Centralnego. W obu instytucjach, kluczowe dla gospodarki wspólnoty fotele mają zająć Niemcy i Francuzi. Zatem rok 2010, który będzie okresem rozstrzygnięcia negocjacji, pozostawi wielu europejskich partnerów raczej w roli obserwatorów, aniżeli czynnych uczestników najważniejszych procesów.

Polski dryf od wyborów do wyborów

W rok 2010 w Polsce weszliśmy z nieśmiało rozpoczętą kampanią prezydencką. Swoją kandydaturę do pełnienia najwyższego urzędu w państwie zgłosił już Jerzy Szmajdziński z SLD. Decyzję w tej sprawie poznaliśmy na krótko przed świętami Bożego Narodzenia. Chęć wystartowania w wyborach zadeklarował również Andrzej Olechowski. Kolejnymi politykami, znajdującymi się na medialnej karuzeli potencjalnych prezydentów są Lech Kaczyński, Donald Tusk, Jolanta Kwaśniewska, Włodzimierz Cimoszewicz, Rafał Dutkiewicz i Lech Wałęsa. Spośród wymienionych kandydatów zdecydowanie największe szanse ma Donald Tusk. W badaniach opinii publicznej, nie ma polityka, który zagroziłby mu w II turze. Historia jednak pokazała, że badaniom opinii publicznej nie można bezkrytycznie wierzyć. Ostatecznie też Donald Tusk nie potwierdził jeszcze chęci wystartowania w wyborach, a lista rezerwowych z PO posiada kilka osłuchanych nazwisk, jak Radek Sikorski czy Bronisław Komorowski, którzy mogą stanowić alternatywę. Otwartym pytaniem pozostaje również: jeżeli w Pałacu Tusk, to kto na fotelu premiera?

Wybory prezydenckie nie są jedynymi jakie czekają nas w 2010 roku. Wybierzemy także władze samorządowe: radnych gmin i powiatów oraz sejmików wojewódzkich, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Łącznie ponad 50 000 samorządowców. W poprzednich wyborach z roku 2006 najlepiej radziły sobie lokalne komitety wyborcze, które obsadziły ponad 33 tysiące mandatów. Dobrze prezentowały się także PSL oraz Prawo i Sprawiedliwość, których wyższość musiała uznać PO. Przestrzeń lokalna nie jest jednak dziedziną, tak dynamiczną i atrakcyjną dla mediów jak wybór głowy państwa, stąd też ogólne zainteresowanie, jak i frekwencja wyborów może pozostać niższa.

W związku z napiętym kalendarzem wyborczym naszym politykom może zabraknąć czasu na tak trywialne zajęcia, jak reformowanie finansów państwa, KRUS-u, czy służby zdrowia. Mijający rok wydaje się być rokiem straconej szansy. Podczas gdy na świecie szalał kryzys gospodarczy, a obietnica jak najszybszego wprowadzenia wspólnej waluty obligowała nas do reformowania gospodarki, rząd nie zrobił nic. Troska o dobry PR gabinetu nie do końca wyjaśnia tak pasywną postawę. W dobie kryzysu działania liberalizujące gospodarkę, bądź uszczuplające wydatki dałoby się wyborcom racjonalnie wytłumaczyć, a odpowiedzialność z powodzeniem zrzucić na niesprzyjające okoliczności.

Tymczasem przedwyborcze zapowiedzi o uporządkowaniu rolniczych rent i emerytur wypłacanych z KRUS, pozostały bez odpowiedzi. Koalicjanci PO doskonale wiedzą, jak bronić swoich interesów, stąd prognozowanie, że rząd PO-PSL wywiąże się jeszcze z tej obietnicy byłoby nieszczerym optymizmem. Sytuacja w ZUS-ie nie wygląda lepiej. W listopadzie ub. roku po raz pierwszy w historii zabrakło pieniędzy na wypłatę rent i emerytur. ZUS zmuszony był do pożyczania pieniędzy w bankach komercyjnych, ponieważ w budżecie nie było już na ten cel środków.

W grudniu rząd zaprezentował plan konsolidacji i rozwoju finansów publicznych. Zakłada on oszczędności, które uda się uzyskać dzięki zmianom niektórych mechanizmów wydawania pieniędzy z budżetu oraz zmianę klasyfikacji długu publicznego. W ten sposób w 2010 roku z rubryki wydatków ma zniknąć około 23 miliardów złotych. Plan brzmi interesująco, nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że rząd zamiast szukać faktycznych oszczędności, stara się zwyczajnie oszukać konstytucyjny próg 55 proc. zadłużenia, aby tylko odsunąć od siebie konieczność cięć wydatków w roku wyborczym.

Na całe szczęście jest też ziarno prawdy w słowach premiera, kiedy mówi, że fundamenty polskiej gospodarki są zdrowe. Dzięki nim właśnie, mimo że kryzys i recesja dotknęły także największych odbiorców polskich dóbr i usług, udaje nam się utrzymywać dodatnią dynamikę wzrostu gospodarczego. Złośliwi mówią, że w Polsce nawet kryzys się nie udał. Nie sposób jednoznacznie wskazać przyczyny, dla której staliśmy się wyspą wzrostu w Europie. Niemniej popyt wewnętrzny, wspomagany dobrymi nastrojami konsumenckimi z pewnością gospodarce pomogły. Z drugiej zaś strony deprecjacja złotego sprawiła, że polski eksport był bardziej opłacalny, a przedsiębiorcy mogli z powodzeniem konkurować cenami. Nie bez znaczenia okazał się również stymulujący wpływ środków unijnych i zaplanowanych wcześniej inwestycji strukturalnych. Należy wskazać też na stabilną sytuację w sektorze bankowym, głównie dzięki brakowi zaangażowania w toksyczne instrumenty finansowe.

Pozytywną informacją dla nas wszystkich jest to, że Polska gospodarka jest silna. Z powodzeniem obywa się bez pomocy planów antykryzysowych, które innych kosztują miliardy. A kiedy dodamy do tego prognozowany brak działań polityków w roku wyborczym – zwykle sprowadzających się do psucia gospodarki – możemy z dużym optymizmem wyglądać polepszenia sytuacji w kraju.

Piotr Siekański / Bankier.pl

Źródło:

Do pobrania

rysiuzalatwimyjpgrysiuzalatwimyjpgrysiuzalatwimyjpg
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (3)

dodaj komentarz
~spirit
Na pierwszym zdjęciu widać SZATANA W PEŁNEJ OKAZAŁOŚCI, AMERYKANIE NARODEM KULTU SZATANA, a co tam amerykanie, teraz już cały świat go uwielbia.
~myślący
potwierdził to co mówi Janusz Korwin Mikke - rząd nie zrobił nic i gospodarka sama sobie radzi - bez ,,pomocy" i pompowania miliardów

pomyslec tylko co by bylo gdyby nie wypompowywane miliardy przy pomocy zlodziejskiego ZUSu, podatkow, biurokracji i chorego systemu prawnego

Powiązane: Podsumowania 2009, prognozy 2010

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki