Tłum inwestorów giełdowych z redditowego forum Wallstreetbets zapragnął krwi bogatych inwestorów z Wall Street. Przeszkodą stali się brokerzy giełdowi, na czele z popularną w USA aplikacją giełdową Robinhood, którzy zablokowali transakcje kupna niektórych spółek. To sprowadziło na giełdową aplikację falę krytyki i oskarżenia o działanie na zlecenie bogaczy. Tłumaczymy, dlaczego tak naprawdę brokerzy zablokowali możliwość handlu akcjami.


Robin Hood to legendarny angielski bohater, który miał zabierać pieniądze bogatym i oddawać biednym. Lub, jak twierdzą inni, rabować przedstawicieli władzy i oddawać pieniądze podatnikom. To od niego swoją nazwę przyjął amerykański broker – Riobinhood - który wprowadził na szeroką skalę bezprowizyjny handel na giełdach w USA dla inwestorów detalicznych w aplikacji giełdowej dostępnej na telefonach. To była rewolucja, która przywiodła na rynki giełdowe miliony nowych inwestorów.
Mit dobrego brokera zaczął jednak w ostatnich miesiącach pękać. Najpierw za sprawą informacji o tym, że Robinhood sprzedaje dane o transakcjach swoich klientów innym firmom inwestycyjnym - np. firmom prowadzącym handel wysokich częstotliwości (HFT) lub animatorom rynków (ang. market maker). Choć wielu to oburzyło, to jednak właśnie na tym polega model biznesowy aplikacji giełdowej. Nie pobiera ona prowizji od swoich klientów od dokonywanych transakcji (przynajmniej w podstawowym pakiecie), natomiast w zamian handluje danymi o składanych przez nich zleceniach.
Zresztą nie tylko Robinhood tak robi - także inni duzi brokerzy obsługujący inwestorów indywidualnych postępują podobnie. I dzieje się to nie od dziś, ani nawet nie od ubiegłego roku. Gdyby nie to, inwestorzy zapewne nie mieliby możliwości „darmowego” handlu na giełdzie. Zgodnie z zasadą, że „jeśli nie płacisz za produkt, to prawdopodobnie ty jesteś produktem”.
>Robinhood does indeed make some money (probably $150-250M/year) by sending customer orders to market makers in exchange for cash.
— Yano (@JasonYanowitz) June 15, 2020
But so does everyone else!
This practice is called payment for order flow (PFOF).
Brokerages such as TD Ameritrade, Schwab, and E*Trade all do it.
Na czym jeszcze zarabia nasz „giełdowy rozbójnik”? Na opłatach za płatne pakiety, na oprocentowaniu środków trzymanych przez klientów na rachunkach oraz opłatach za pożyczanie akcji. To przynosi giełdowej aplikacji ok. 60 proc. przychodów. Sprzedaż danych o zleceniach to ok. 40 proc. przychodów.
Around 40% of Robinhood revenue is from PFOF.
— Yano (@JasonYanowitz) June 15, 2020
What makes up the 60%?
- Robinhood Gold
- Net interest from cash deposits
- Income from lending stocks purchased on margin
Drugą rysą na obrazie Robinhoda były liczne awarie, które z powodu dużego obciążenia aplikacji uniemożliwiały dokonywanie transakcji jej klientom w najbardziej newralgicznych momentach giełdowego handlu.
W ubiegłym tygodniu mit dobrego bohatera runął już kompletnie. Aplikacja, której hasło od początku brzmiało „Let the people trade”, czyli w wolnym tłumaczeniu „pozwólmy ludziom inwestować”, stała się wrogiem publicznym numer 1 inwestorów detalicznych. Wszystko dlatego, że zablokowała handel akcjami popularnych ostatnio w USA spółek, począwszy od GameStop, poprzez AMC Enterteiment, Blackberry, Nokia i wielu innych.
To co łączy te spółki, to „redditowa rewolucja” przetaczająca się przez Wall Street. Drobni inwestorzy zorganizowani wokół forum Wallstreetbets (WSB) na serwisie Reddit, postanowili wziąć odwet na wielkich instytucjach finansowych. Sposób, jaki wybrali, to podbijanie cen akcji spółek, na których fundusze hedge miały zajęte spore pozycje krótkie, czyli grały na spadki cen akcji tych spółek. W efekcie internetowego wzmożenia, kursy akcji tych spółek poszybowały w górę, lub, jak kto woli - to the moon – czyli na księżyc, jak to określają uczestnicy forum WSB.
W reakcji na ogromne wzrosty, generowane dodatkowo przy olbrzymich obrotach (niejednokrotnie większych niż obroty notowane na największych amerykańskich spółkach), niektórzy brokerzy zdecydowali się na zablokowanie możliwości kupna akcji spółek, które stały się przedmiotem nagłego zainteresowania drobnych inwestorów. Inwestorom pozostawiono jedynie możliwość zamykania swoich pozycji.
Choć na blokadę handlu zdecydowało się kilku brokerów świadczących usługi dla inwestorów detalicznych, to właśnie na Robinhoodzie skupiła się największa fala krytyki i to w całkowicie mierzalnym aspekcie. Użytkownicy aplikacji zaczęli masowo wystawiać jej ocenę „1” w sklepie Google Play, czego efektem był spadek ogólnej oceny aplikacji właśnie do „1”. Aplikację „uratowało” Google, które usunęło blisko 100 tys. recenzji uznanych przez koncern za „naruszające jego wytyczne”.
Robinhood pomaga bogatym?
Zablokowanie możliwości handlu akcjami spółek, których wzrosty kursów miały stać się sposobem na zemstę na bogatych funduszach inwestycyjnych, prócz tego, że spotkało się z falą krytyki, stało się także paliwem do powstania różnego rodzaju teorii, mających wyjaśnić powody blokady. Najpopularniejsza z nich głosi, że blokada zakupów została wprowadzona ze względu na powiązania, jakie łączą Robinhooda z firmą Citadel, która jest udziałowcem funduszu Melvin Capital. Fundusz ten jest kluczowy w całej „rozgrywce”.
Melvin Capital to fundusz hedgingowy, który zajmuje pozycje krótkie (czyli gra na spadki) na akcjach różnych spółek. Na tym polega jego filozofia zarabiania pieniędzy dla klientów. Oczywiście nie tylko ten fundusz działa w taki sposób. Akcja uczestników redditowego forum jest wymierzona generalnie we wszystkie tego typu instytucje. Natomiast Melvin Capital stał się jej głównym negatywnym bohaterem znanym z nazwy, symbolizującym wszystkie fundusze grające na krótko.
Melvin Capital był (bo pozycja została już zamknięta) jednym z funduszy, który zajmował krótkie pozycje na akcjach spółki GameStop (ale znamy go także z "shortów" na CD Projekt). Gwałtowne wzrosty cen akcji tej spółki uderzyły mocno w finanse funduszu. Musiał on zacząć zamykać swoją krótką pozycję, co polega na odkupywaniu akcji na rynku. A to jeszcze bardziej dolało paliwa do wzrostów cen akcji spółki. W efekcie „ataku” inwestorów z Wallstreetbets na akcje GameStop i kilku innych spółek fundusz ten zamknął styczeń ponad 50-procentową stratą. A w międzyczasie musiał zostać dokapitalizowany kwotą 2,75 mld dolarów przez swoich udziałowców - Citadel i Point72.
Citadel Securities (zbieżność nazw nie jest przypadkowa – firma należy do grupy Citadel) jest natomiast firmą, która odkupuje od Robinhooda „orderflow”, czyli strumień danych o zleceniach i transakcjach klientów giełdowej aplikacji. Zgodnie z danymi dostępnymi na stronie aplikacji, Citadel Securities jest jego największym odbiorcą danych. Stąd prosta konkluzja, że to bogate fundusze „maczały palce” w całym spisku, który miał odciąć inwestorów indywidualnych od możliwości wyciśnięcia Melvina z krótkich pozycji na GameStop. Tym samym Robinhood miał sprzeniewierzyć się swojej misji i zamiast popierać MainStreet (czyli inwestorów indywidualnych) stanął po stronie tych bogatych, czyli WallStreet (lub smart money).
I choć zarówno przedstawiciele Citadel, jak i „giełdowego rozbójnika”, zaprzeczyli temu, by udziałowiec Robinhooda miał jakikolwiek udział w decyzjach o blokowaniu transakcji kupna akcji niektórych spółek, to ta teoria rozeszła się po finansowym internecie bardzo szybko.
Robinhood – zły, dobry czy ofiara systemu?
Prawdziwe wyjaśnienie blokady zakupów wprowadzonej przecież nie tylko przez Robinhooda, ale i innych brokerów, jest jednak zupełnie inne i całkowicie trywialne, żeby nie powiedzieć że nudne. W prostych słowach przedstawił je na Twitterze użytkownik Silen Cal. Ale także sam Robinhood na swoim blogu.
Ok - here's my best explanation of why @RobinhoodApp restricted trading in the short-squeeze stocks.
— Silent Cal (@KralcTrebor) January 29, 2021
Spoiler: the story isn't the Ken Griffen called Janet Yellen who instructed DTCC to raise margin on Robinhood to force them to shut down the speculative buying.
Here goes ...
Chodzi o to, że Robinhood nie jest brokerem, który wykonuje zlecenia giełdowe. Jest tylko pośrednikiem, który je przekazuje do brokera zajmującego się bezpośrednio realizacją zleceń. Robinhood jest za to brokerem rozliczeniowym, którego zadaniem jest rozliczanie transakcji swoich klientów. Transakcje te rozliczane są w modelu T+2, co oznacza, że dopiero po dwóch dniach od zawarcia transakcji akcje są faktycznie księgowane na koncie klienta, a wyksięgowana zostaje kwota zapłacona.
W tym okresie dwóch dni nasz „giełdowy rozbójnik” musi wpłacić do centralnej izby rozliczeniowej (w USA jest to National Securities Clearing Corporation) gotówkę jako zabezpieczenie zawartych transakcji. Nie musi to być jednak cała kwota transakcji, a jedynie różnica pomiędzy wartością transakcji kupna i sprzedaży z danego dnia. Robinhood przejmuje więc na siebie w tym krótkim okresie ryzyko kredytowe. Tego typu rozliczenia są obowiązkowe dla całej branży maklerskiej w USA. Ma to być zabezpieczenie całego systemu rozliczeniowego przed zapaścią.
Specyfika tego zabezpieczenia jest dokładnie opisana skomplikowanymi wzorami matematycznymi w amerykańskich ustawach. Dla nas jednak jest najważniejsze, że w przypadku, gdy gwałtownie rośnie różnica pomiędzy wartością transakcji kupna i sprzedaży, a dodatkowo mocno rośnie zmienność kursów handlowanych instrumentów, broker musi wpłacić do izby rozliczeniowej odpowiednio większą kwotę zabezpieczenia.
Tak też stało się w ostatnim tygodniu. Znaczny wzrost popytu na akcje GameStop i kilku innych spółek ze strony klientów Robinhooda, przy mocnym wzroście zmienności kursu akcji spółki, spowodowały, że broker dla mas musiał szukać gotówki na rynku. Według nieoficjalnych informacji agencji Bloomberg „giełdowy rozbójnik” musiał ratować się awaryjnymi pożyczkami o wartości kilkuset milionów lub nawet (według innych źródeł) trzech miliardów dolarów, aby móc uzupełnić kwotę zabezpieczenia w izbie rozliczeniowej.
Uważaj, czego sobie życzysz
Na istotną kwestię związaną z wyciskaniem krótkich pozycji zwrócił uwagę Michael Kao, były pracownik banku Goldman Sachs. Podczas, gdy „żądny” krwi tłum inwestorów z Wallstreetbets chce ofiar w postaci bogatych funduszy, efekty tego typu działań mogą być katastrofalne dla samych drobnych inwestorów.
Musing 5 of the Day: For those cheering the WSB “short assault” mob, be careful what you wish for. When short-selling was banned in 2008, bona fide hedgers could no longer short equity against their portfolios...cont’d.
— Michael Kao (@UrbanKaoboy) January 29, 2021
Kao wraca uwagę, że w portfelach funduszy hedgingowych znajdują się nie tylko krótkie pozycje, ale i długie (gra na wzrosty). Chodzi bowiem o to, że taki fundusz może często praktycznie bezkosztowo zajmować dwie przeciwstawne pozycje. Przykładowo, jeśli zajmie długą pozycję (czyli kupi) na akcjach za 100 dolarów jednej spółki i jednocześnie zajmie krótką pozycję na akcjach innej spółki, także za 100 dolarów, może „udawać”, że jego pozycja inwestycyjna jest zrównoważona i nie niesie ze sobą żadnego ryzyka. Bowiem różnica kwotowa wynosi 0.
Wszystko jest w porządku, dopóki na rynku nie zaczną się dziać niezwykłe rzeczy. Takie jak np. marcowa wyprzedaż w 2020 r. i związany z nią brak płynności. Lub takie, jak masowa gra na wzrosty spółek, na których fundusze mają duże krótkie pozycje. W takiej sytuacji fundusze hedgingowe są zmuszone do pokrycia pozycji krótkich, czyli odkupienia akcji na rynku. Aby to zrobić, muszą wyprzedawać aktywa, na których zajmowały długie pozycje. Gotówka pozyskana ze sprzedaży takich aktywów służy do odkupienia akcji pożyczonych i sprzedanych wcześniej w celu zajęcia pozycji krótkiej. Jeśli fundusze hedgingowe masowo zaczęłyby wyprzedawać aktywa ze swojego portfela, mogłoby to, w ostateczności, skończyć się katastrofą dla całego rynku finansowego.