Wszystko wskazuje na to, że już we wrześniu Rada Polityki Pieniężnej dokona pierwszego cięcia stóp procentowych. Stanie się to, choć inflacja CPI wciąż znajduje się w okolicach 10% i raczej nieprędko (jeśli w ogóle) powróci do 2,5-procentowego celu.


- Jeśli inflacja zejdzie poniżej dwucyfrowej, jeśli będą przewidywania na kolejne kwartały, lata, że inflacja będzie szybko spadać, to wtedy przyjdzie czas na obniżki. Spodziewam się, że to będzie w tym roku. Zobaczymy po wakacjach, jak się zbierzemy – powiedział podczas lipcowej konferencji prasowej prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński.
Po tej wypowiedzi wśród ekonomistów nie pytano już, czy RPP zetnie stopy jeszcze w tym roku, ale kiedy do tego dojdzie. W tym kontekście zwykle wskazywano na wrzesień lub na październik. Kilka dni temu wszystko chyba stało się jasne. 18 sierpnia na stronie Narodowego Banku Polskiego opublikowano komunikat o zmianie harmonogramu posiedzeń Rady.
Niższy Wibor przed wyborami
Niedecyzyjne posiedzenie sierpniowe przesunięto z 21 na 28 sierpnia, a wrześniowe z 5-6 na 12-13 września. Patrząc tylko przez pryzmat kalendarium makroekonomicznego, to tygodniowe przesunięcie niczego nie zmienia. Rada nie pozna nowych danych makro z polskiej gospodarki (wstępny odczyt inflacji CPI za sierpień nadejdzie ostatniego dnia miesiąca, a kolejny dopiero 29 września), ani nie zapozna się z komunikatami najważniejszych dla Polski zagranicznych banków centralnych (FOMC zbiera się w dniach 19-20 września, a Rada Prezesów EBC 14 września). W grę wchodzi za to krajowy kalendarz wyborczy, w którym termin parlamentarnej elekcji wyznaczono na 15 października.
Nikt nie ma chyba wątpliwości, że jesienne obniżki stóp procentowych w NBP będą kolejnym pętem kiełbasy wyborczej. Chodzi o to, aby dłużnicy (zwłaszcza hipoteczni) zdążyli przyswoić informację o spadku rat kredytowych i aby dług stał się bardziej dostępny dla osób o (zbyt?) niskiej zdolności kredytowej. Bo z punktu widzenia polityki monetarnej obniżanie niespełna 7-procentowych stóp procentowych przy prognozowanej za rok inflacji rzędu 5-6% jawi się jako działanie ewidentnie szkodliwe. Zwłaszcza w obliczu proinflacyjnej polityki rządu, który jak opętany podbija płacę minimalną i oferuje hojne zasiłki socjalne finansowe z emisji długu publicznego.


Tak czy inaczej, rynkowy konsensus zakłada, że 13 września RPP podejmie decyzję o obniżeniu stopy referencyjnej NBP z 6,75% do 6,50%. Czyli o 25 punktów bazowych. Kolejne 25-puntkowe cięcie zapewne będzie miało miejsce na początku października. Niespełna dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi. Cóż za przypadek!
Rynek wyprzedził Radę
Temat nadchodzących obniżek stóp procentowych w Polsce nie jest jednak nowy. Rynek terminowy od wiosny coraz odważniej wycenia cięcia kosztów kredytu w NBP. Oczekiwania te wyraźnie nasiliły się po lipcowej konferencji prezesa Adama Glapińskiego. Obecnie kontrakty FRA 6x9 sygnalizują, że za pół roku rynek spodziewa się spadku trzymiesięcznej stopy procentowej w okolice 5,4%. To by oznaczało redukcję stóp w NBP rzędu 125-150 pb. w perspektywie nadchodzących miesięcy. Za rok cena pieniądza miałaby spaść poniżej 5%.
Podobną tendencję widać od początku lipca w stawkach WIBOR. Trzymiesięczny WIBOR od tego czasu obniżył się z 6,9% do 6,7%, a stawka sześciomiesięczna spadła z 6,95% do 6,54%. W obu przypadkach oznacza to zdyskontowanie przynajmniej jednej obniżki stóp w RPP.
To samo mówi nam rynek długu, na którym rentowność 2-letnich obligacji skarbowych przez ostatnie dwa miesiące obniżyła się z ok. 6% do niespełna 5,3%. A jeszcze pod koniec ubiegłego roku było to prawie 7%. To pokazuje, jak silną ewolucję przeszły oczekiwania inwestorów: od prognoz zakładających uporczywą i długotrwałą inflację po jej szybki spadek do nieco bardziej akceptowalnych (lecz wciąż wysokich!) poziomów.
Dodatkowych argumentów na rzecz złagodzenia polityki monetarnej w ostatnich miesiącach dostarczyły dane makroekonomiczne. Realnie malejąca sprzedaż detaliczna, recesja w przemyśle, marazm w budownictwie i wciąż wysokie ceny energii – to wszystko nie za bardzo pozwala oczekiwać ożywienia koniunktury w drugiej połowie roku. Był to przecież scenariusz bazowy jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz prędzej spodziewamy się postępującej stagnacji lub bardzo delikatnej poprawy koniunktury.
Kto skorzysta, a kto straci
Jak dla mnie przy tak wysokiej bieżącej i prognozowanej inflacji nie są to jednak argumenty dostatecznie mocno przemawiające za obniżką stóp już teraz. Ale dla niektórych ekonomistów i części członków Rady już jak najbardziej. Podobnie myślą też przedstawiciele obozu władzy, który stara się rozhuśtać koniunkturę tanim kredytem na nieruchomości mieszkaniowe, podbijaniem nominalnego wzrostu płac czy też podnoszeniem transferów socjalnych. To wszystko na krótką metę być może trochę podkręci statystyki PKB, ale też będzie skutkować (ceteris paribus) wyższą inflacją i jeszcze późniejszym powrotem do 2,5-procentowego celu.
Stopy procentowe rozdzielają koszty i korzyści między dłużnikami a oszczędzającymi. Ich spadek jest korzystny dla zadłużonych w oparciu o zmienne oprocentowanie. W warunkach polskich dotyczy to przede wszystkim Skarbu Państwa (to największy dłużnik w kraju) oraz gospodarstw domowych zadłużonych z tytułu kredytów mieszkaniowych i w mniejszym stopniu także sektora przedsiębiorstw. Stracą natomiast oszczędzający, którzy w kolejnych miesiącach będą mogli ulokować swoje pieniądze na niższy procent. Zresztą tendencja do obniżania oprocentowania bankowych lokat widoczna jest w zasadzie od początku roku.
Przeczytaj także
Niższe stopy procentowe przekładają się także na wyższe wyceny obligacji o stałym kuponie. Hossa na polskim rynku długu trwa od października ubiegłego roku, czyli od momentu, gdy na horyzoncie pojawił się szczyt inflacji. Teoretycznie niższa cena pieniądza powinna też wspierać wyceny akcji giełdowych spółek, ale w tym wypadku sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Zwykle bowiem hossa na GPW zaczynała się dopiero po kilku ostrych cięciach stóp w NBP. Obecna rozpoczęła się, gdy tylko Rada przestała stopy podnosić.