Na początku wieku dla przeciętnego Węgra własne mieszkanie było szczytem marzeń. Gdy pojawiła się możliwość zaciągania kredytów w walutach obcych, wielu kredytobiorców skorzystało z okazji. Ogromnym powodzeniem cieszył się, podobnie jak w Polsce, frank szwajcarski. Jednak kilka lat później ten pęd do helweckiej waluty okazał się poważnym problemem, a węgierskie rozwiązanie tej kwestii okazało się na tyle niezwykłe, że zasługuje na przypomnienie.

Źródło: Thinkstock
O popularności kredytów we frankach na Węgrzech zdecydowały te same czynniki co w Polsce. Kredytobiorcy mieli do wyboru drogie zobowiązania w forintach, gdzie oprocentowanie sięgało ponad 20 procent, lub w helweckiej walucie, gdzie koszt był niższy nawet o trzy czwarte. Na początku 2006 roku za jednego franka trzeba było zapłacić około 160 forintów, a kurs był stosunkowo stabilny – do wybuchu finansowego kryzysu wahał się w przedziale 140-180 forintów.
Tysiące Węgrów zdecydowały się skorzystać z taniego, jak się wówczas wydawało, pieniądza i kupić własne lokum. Ceny nieruchomości poszybowały w górę. Pomiędzy rokiem 1998 a 2009 ich średni roczny przyrost wynosił ponad 13%. Nawet biorąc pod uwagę skutki inflacji wartość przeciętnego mieszkania w tym czasie podwoiła się.
ReklamaCzarny rok 2008
Globalny kryzys uderzył nad Dunajem w momencie, gdy ponad 1,2 mln mieszkańców (spośród 10 mln obywateli) spłacało już zobowiązania w walutach, głównie we frankach szwajcarskich. Gwałtowne osłabienie forinta do poziomu, gdzie za franka płacono już ponad 200 forintów, zaczęło się jesienią 2008 roku. Wkrótce wielu kredytobiorców zaczęło mieć kłopoty z regulowaniem swoich zobowiązań – raty w najbardziej skrajnych przypadkach wzrosły o kilkadziesiąt procent.
Sprawę pogarszało dodatkowo powszechne stosowanie „prezesowskiego” oprocentowania – banki nie uzależniały wysokości odsetek od wskaźników z rynku międzybankowego, lecz same sterowały oprocentowaniem. Gdy LIBOR CHF zaczął gwałtownie szybować w dół, spłacający raty nie odczuli istotnej ulgi. W coraz gorszej kondycji była także węgierska gospodarka, co przełożyło się na rosnący odsetek bezrobotnych.
Orban wkracza do akcji
W 2010 roku kredytów nie spłacało już 80-100 tysięcy Węgrów. Ceny nieruchomości szybko spadały, a ewentualny napływ na rynek mieszkań licytowanych przez banki mógł tylko pogorszyć sytuację. W połowie roku rządząca nad Dunajem partia Fidesz zdecydowała się na radykalny krok, wprowadzając moratorium na sprzedaż nieruchomości przejmowanych za niespłacane zobowiązania. Początkowo zakaz miał trwać tylko do końca roku, ale szybko okazało się, że jego rychłe zniesienie nie wchodzi w grę.
Wkrótce sięgnięto po bardziej kontrowersyjne rozwiązania. W połowie 2011 roku politycy, mimo wyraźnego sprzeciwu banków, umożliwili Węgrom spłacenie walutowych kredytów przy narzuconym maksymalnym kursie znacząco niższym niż rynkowy. Kredytobiorcy mogli do tego celu wykorzystać również specjalny kredyt w forintach, objęty gwarancjami rządowymi. Banki zmuszono do zaabsorbowania strat wynikających z tej operacji, ale jednocześnie pozwolono im na stopniową sprzedaż przejmowanych nieruchomości. Część mieszkań miała przejmować specjalna agencja państwowa.
![]() |
»Zmagasz się z kredytem w CHF? Opowiedz nam o tym i ciesz się z wygranej! |
Programem restrukturyzacji zadłużenia na opisanych powyżej zasadach objęto tylko część kredytów, ale wyniki były nieco rozczarowujące. Z możliwości stworzonych przez specjalną ustawę do lutego 2013 r. skorzystało tylko 38% kredytobiorców. Po raz kolejny przedłużono także termin przystępowania do restrukturyzacji długu.
Rozwiązać problem do końca
Pomysły węgierskich polityków na wyjście z kredytowych tarapatów jeszcze się nie wyczerpały. W marcu tego roku media donosiły o opcji zakładającej przewalutowanie kredytów z opóźnieniami w spłacie przekraczającymi 90 dni na forinty. Kurs zamiany byłby niższy niż rynkowy, a straty ponownie miały wziąć na siebie banki. Tym razem jednak była również marchewka – kredytodawcy mogliby liczyć na obniżenie podatku bankowego.
Czy węgierskich frankowych kredytobiorców można nazwać pechowcami? Na pozór tak. W jednym czasie zbiegło się kilka niekorzystnych zjawisk – osłabienie forinta, kryzys gospodarczy i wzrost bezrobocia. W efekcie 20% kredytów walutowych ma dziś status zagrożonych. Jednak w jednej z analiz przeprowadzonych przez węgierski bank centralny przedstawiono symulację, której wnioski można uznać za szokujące. Gdyby na węgierskiej ziemi nie zagościł w ostatnich latach kryzys, udział niespłacanych kredytów byłby niższy tylko o połowę. W czasach hipotecznego boomu banki udzielały kredytów nierozważnie, nie przykładając odpowiedniej wagi do weryfikacji sytuacji finansowej wnioskodawców. Różnej maści pośrednicy i „sprzedawcy”, często bez odpowiednich kwalifikacji, namawiali Węgrów do skorzystania z taniego pieniądza. O skali zaniedbań może świadczyć fakt, że ponad 1000 klientów spłaca jednocześnie 10 kredytów hipotecznych, a 200 tysięcy kredytobiorców ma na głowie trzy zobowiązania hipoteczne!
Węgierska lekcja pokazuje, do czego może doprowadzić nierozważne pożyczanie i lekkomyślne korzystanie z „doskonałych” kredytowych ofert. Madziarzy zapłacili wysoką cenę za chwilę oderwania się od rzeczywistości.
Michał Kisiel, analityk Bankier.pl