W styczniu weszła w życie opłata cukrowa, która drastycznie podwyższyła ceny napojów słodzonych, m.in. napojów gazowanych czy energetyków. Wprowadzając nowy podatek, większość rządowa upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu: obniżyła konsumpcję produktów uznawanych za niezdrowe oraz pozyskała dodatkowe środki do publicznej kasy.


Nowy podatek, oficjalnie nazywany opłatą, został wprowadzony z początkiem roku i od razu przełożył się na gwałtowny wzrost cen, szczególnie w mniejszych sklepach. Jak podawała przed miesiącem firma ABR Sesta, napoje gazowane podrożały w sklepach cash&carry (np. Żabka) średnio o blisko 40 proc., a w dyskontach (m.in. Biedronka) o ponad 20 proc. Z kolei ceny energetyków i izotoników (te drugie nie są objęte opłatą) zwiększyły się w sklepach cash&carry o 20 proc., a niewiele mniej wzrosły koszty zakupu napojów na bazie herbaty, również w dyskontach.
Podwyżka cen doprowadziła do wyraźnego spadku sprzedaży. Według danych CMR w pierwszych 5 tygodniach 2021 r. obowiązywania podatku cukrowego w małoformatowych sklepach niezależnych i miękkiej franczyzy nastąpił spadek sprzedaży napojów bezalkoholowych o 16 proc., a liczby transakcji o 25 proc. w porównaniu do analogicznego okresu roku 2020. Wygląda na to, że ustawodawca osiągnął zatem swój cel, jakim było obniżenie spożycia. Jednak wciąż nie można o tym przesądzić - być może zapobiegliwi Polacy przygotowali się na zapowiadany wzrost cen i zgromadzili zapasy jeszcze przed wprowadzeniem podatku cukrowego. Dane z kolejnych miesięcy powinny rozjaśnić obraz sytuacji.
Na razie dowiedzieliśmy się za to, jakie są inne, wymierne korzyści dla państwa z nowej opłaty. Jak podał portal Wiadomości Handlowe, w styczniu wpływy do publicznej kasy z tytułu podatku cukrowego wyniosły niespełna 76 mln zł. Ministerstwo Finansów zaznacza, że są to dane wstępne, które mogą ulec zmianie.
MKa





























































