Osób logicznie myślących zapewne nie dziwi obserwowany ostatnio w bankowości ciąg wydarzeń: podniesiono podatki, podnoszone są więc opłaty, standard. Władze, które podatek wprowadzały, zapowiadały jednak, że mają tajną broń, która powstrzyma falę podwyżek.


- Ja bez problemu wyobrażam sobie sytuację, w której prezes banku PKO BP, który jest bankiem kontrolowanym przez Skarb Państwa, będzie w stanie złożyć oświadczenie publiczne, w którym zaprasza klientelę konkurencji, w przypadku gdyby tamte banki próbowałyby podwyższyć swoje opłaty. Wówczas, działając w takiej logice, inne banki po prostu stracą biznes. Po to Skarb Państwa ma narzędzia, jakim są jego aktywa, aby osiągać rozsądne cele gospodarcze – mówił w październiku obecny minister finansów (wówczas osoba wskazywana na to stanowisko) Paweł Szałamacha.
I rzeczywiście, w pierwszych tygodniach po ukształtowaniu się końcowej (póki co) wersji podatku bankowego PKO nie uczestniczyło w festiwalu podwyżek. Do dziś. Bank miał być żandarmem, miał zaszachować konkurencję, tymczasem zachował się racjonalnie i część nowego podatku przerzucił na klientów.
Przeczytaj także
Zaszachował więc nie konkurencję, a ministra, którego koncepcję można zapisać na tej samej kartce, na której zapisane są słowa Beaty Szydło dotyczące obniżenia podatku od kopalin. Prawa ekonomii po raz kolejny boleśnie skonfrontowały z rzeczywistością rozrzutne pomysły nowych władz.