Od wielu miesięcy notowania jena nie są zbytnio przywiązane do wyników japońskiej gospodarki czy handlu zagranicznego. Kursem jena do pozostałych głównych walut rządzą spekulanci, którzy wykorzystują bardzo tani kredyt w Japonii, pożyczając tam gotówkę potrzebną do kupna bardziej dochodowych aktywów. Transakcje takie przyjęto określać terminem carry trade pozwalają zarabiać na różnicy w stopach procentowych pomiędzy Japonią (0,5%), a takimi państwami jak Australia (7%), Nowa Zelandia (8,25%), RPA (11%).
Dla wielu inwestorów swoistym barometrem ryzyka są notowania głównych giełdowych indeksów - wraz z ich wzrostem rośnie też apetyty na ryzyko i tym samym wzrasta popyt na niskooprocentowane pożyczki w jenach. W ten sposób duża podaż japońskiej waluty obniża jej kurs względem dolara czy euro.
Z taką sytuacją mamy do czynienia w poniedziałek, kiedy to wskutek porannego pesymizmu jen umocnił się względem euro i dolara, a później wraz z odbiciem na europejskich giełdach japońska waluta zaczęła tracić na wartości.
O godzinie 14:40 dolara kwotowano na poziomie 106,95 jenów, czyli o 0,6% wyżej niż rano, lecz nadal o 0,5% poniżej piątkowego zamknięcia. Od piątku euro potaniało o 0,35%, notując wartość 155,23 jenów, choć jeszcze przed południem kurs EUR/JPY notował spadek rzędu 0,9%.
Japońska waluta najbardziej zyskała względem południowoafrykańskiego randa, który dzisiaj osłabł aż o 4%. Przyczyną jest trwający od kilkunastu dni kryzys energetyczny w RPA. Z powodu przerw w dostawach prądu tamtejsze kopalnie musiały ograniczyć wydobycie, a 60% południowoafrykańskiego eksportu stanowią surowce.
K.K.