Wczoraj na trawiastych kortach Wimbledonu Łukasz Kubot zmarnował szansę na osiągnięcie największego sukcesu w swojej karierze. Polak doznał porażki w pięciosetowym pojedynku rozgrywek wielkoszlemowych z Feliciano Lopezem (6-3 7-6(5) 6-7(9) 5-7 5-7). W środę więc to właśnie Hiszpan zmierzy się o półfinał z reprezentantem gospodarzy, Andym Murrayem.
- Ten mecz zostanie mi na pewno na długo w pamięci. Byłem bardzo blisko zagrania na Korcie Centralnym i to przeciwko Murrayowi, ale nie udało się. Ta przegrana bardzo boli, bo byłem bardzo blisko zwycięstwa, choć jednocześnie daleko. Gratuluję przeciwnikowi wytrwałości - powiedział 29-latek z Lubina.
- Mogę mieć pretensje tylko do siebie. Muszę wyciągnąć odpowiednie wnioski po tej stracie i iść dalej, choć ciężko będzie zapomnieć, bo to przecież Wimbledon, najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej na świecie.
Drugą partię Kubot wygrał po tie-breaku 7-5. W decydującej wymianie minął Lopeza chirurgicznym strzałem koło linii. Z trybun wybrzmiało wówczas głośne: „Vamos, Łukasz!”
W połowie trzeciego seta Hiszpan z wściekłości walił rakietą w krzesło, bo nie mógł już wytrzymać genialnych stop wolejów Polaka. „Sampras, Sampras” - pokrzykiwał do swoich coachów, dając do zrozumienia, że od dawna nie widział kogoś, kto tak genialnie spisuje się pod siatką. Za ten wybuch wściekłości zawodnik dostał upomnienie od sędziego.
- Od początku turnieju nie byłem w pełni sił, miałem problemy z barkiem. Jednak to nie jest powód mojej porażki. Zresztą wielu graczy walczy tutaj z mniejszymi lub większymi kontuzjami, to normalne. Przegrałem, bo nie wykorzystałem swoich szans. Na pewno z upływem czasu czułem się trochę zmęczony, co było widać, ale to był mój siódmy ciężki mecz w Londynie – podkreślił nasz reprezentant
- Co z tego, że przez większość meczu świetnie serwowałem, że konsekwentnie chodziłem do siatki i kończyłem wymiany wolejem. Czasem lepiej grać brzydko i wygrać, jak wcześniej z Karlovicem czy Clementem, niż grać ładnie i przegrać, jak dzisiaj. Jestem świeżo po bitwie, w której zostawiłem całe serce i wszystko, co tylko mogłem. Brakło jednak tego czegoś. Czego? Trudno teraz gdybać. W tenisie nie ma słowa "gdyby". Przy pierwszym meczbolu zaserwowałem na zewnątrz i poszedłem do siatki, ale mnie minął. Przy drugim wolej zagrałem trochę za krótko. Mogłem spróbować czegoś innego, ale łatwo być mądrym po wszystkim – dodał.
Historia najnowszego polskiego tenisa rozstrzygała się w tie-breaku trzeciej partii. Przy 6-5 Kubot miał meczbola. Mimo, że od pojedynku w ćwierćfinale dzielił go tylko jeden udany serwis, nie podołał przeciwnikowi.
- Niby system punktowy w tenisie jest sprawiedliwy, ale jednak nie zawsze wygrywa lepszy. Łukasz naprawdę zasłużył na zwycięstwo. Był lepszy zarówno taktycznie, jak i technicznie. Hiszpan nie atakował. Dopiero w samej końcówce zaczął coś kreować, ruszał do przodu, a wcześniej miał drżącą rękę, grał bojaźliwie. To Polak cały czas dominował, nie bał się. Nie wiem, co mógłby jeszcze zrobić lepiej – powiedział dziennikarzom Wojciech Fibak, który oglądał spotkanie na żywo w Londynie.
PS / www.eurosport.pl