Poniedziałek jest kolejnym dniem, w którym akcje Almy gwałtownie drożeją. Wszystko za sprawą czwartkowej informacji o przejęciu kontroli nad spółką przez Tomasza Żarneckiego.


W piątek notowania Almy otworzyły się z luką i na koniec dnia urosły względem czwartkowego zamknięcia o 36%. Dziś, jeszcze przed południem, zanotowały one kolejny wzrost. Tym razem o 20%. W sumie w niecałe dwie sesje wartość spółki wzrosła więc o blisko 64%. A warto dodać, że obecnie papiery Almy znajdują się na tzw. "górnych widełkach" i kurs jest ponownie równoważony. Tuż przed południem teoretyczny kurs otwarcia jest o 11% wyższy od bieżącego.
Entuzjazm ten wiązać należy z informacją, która dotarła na rynek po czwartkowej sesji. W akcjonariacie spółki pojawił się Tomasz Żarnecki, do którego trafiły akcje nowej emisji. Łącznie w swoim ręku posiada on obecnie 49,72%, co czyni go głównym udziałowcem spółki. Samą emisję zatwierdzono wprawdzie na początku roku, jednak przez cały styczeń - choć obserwowano exodus rodziny Mazgajów i innych dużych akcjonariuszy - Żarnecki nie ujawniał się w akcjonariacie. A to właśnie z nim wiązane były i są nadzieje na uratowanie pogrążonej w problemach spółki. Czwartkowa informacja to zatem kolejne potwierdzenie, że Żarneckiemu na tym biznesie zależy.
Inna sprawa, że sytuacja Almy wciąż nie jest różowa, co obrazuje także jej wycena. Mimo ostatnich wzrostów i podwyższenia kapitału o blisko połowę, jej giełdowa wartość to 24 mln zł, choć jeszcze trzy lata temu kapitalizacja spółki przekraczała poziom 200 mln zł. Almę przed wierzycielami chroni sąd i postępowanie restrukturyzacyjne, którego sens został poddany w wątpliwość przez zarządcę. Bez sanacji spółce może nie pomóc nawet nowy inwestor.
AT